Zamojski Festyn Lotniczo-Kolejowy

  

W dniu 8 maja 2010 r. na podzamojskim lotnisku w Mokrem odbył się Festyn Lotniczy. Nasz portal jest ukierunkowany co prawda na tematykę kolejową, lecz mimo wszystko uznałem, że warto zamieścić tutaj niewielkie sprawozdanie z tego pokazu, we fragmentach którego uczestniczyłem. Podstawowym argumentem uzasadniającym moją decyzję jest fakt, że w najbliższej przyszłości na Roztoczu nie zanosi się na organizację jakiejkolwiek imprezy związanej z promowaniem transportu szynowego lub przybliżającej aspekty historyczne w tym zakresie. Przygnębia to tym bardziej, że w sąsiednich węzłach kolejowych można zaobserwować dosłownie wysyp wszelkiego rodzaju majówek i tym podobnych biesiad, czasami tylko z nazwy związanych z koleją. Zmusiło mnie to do dokonania dywersyfikacji struktury podejmowanych prze ze mnie tematów dotyczących różnych aspektów komunikacyjnych. Transport szynowy i lotniczy mają niewiele wspólnych cech, ale takim podstawowym podobieństwem jest to, ze obydwa stanowią alternatywę w stosunku do transportu kołowego. W przypadku Zamojszczyzny nie możemy mówić też o jakiejkolwiek konkurencyjności pomiędzy tymi wyszczególnionymi gałęziami przewozów, zarówno na płaszczyźnie towarowej, jak i przemieszczania się osób. Kolejowe potoki pasażerskie u nas nie funkcjonują póki co i raczej szybko nie zostaną reaktywowane. Jeżeli chodzi zaś o lotniczy transport pasażerski, to na Roztoczu, też to jest bardzo daleka przyszłość i chyba na niewielką skalę, raczej w kierunku lotów biznesowych i turystycznych. Co prawda, raz na jakiś czas, z ust lokalnych politykierów, możemy usłyszeć szumne zapowiedzi rozbudowy portu lotniczego w Mokrem, ale nie traktowałbym tego poważnie, zwłaszcza, że była by to pewna konkurencja dla planowanego pasażerskiego lotniska w Świdniku, na co w stolicy województwa na pewno nam nie pozwolą.
Pociągami wozi się u nas ładunki, z wyraźnym ukierunkowaniem w przyszłości na przewozy towarów masowych typu: węgiel, paliwo, olej. W przewozach towarowych na Roztoczu coraz wyraźniej zaznacza się tendencja redukcji transportu przesyłek rozdrobnionych skierowanych do niszowych odbiorców, tj. zamawiających pojedyńcze wagony w dłuższych okresach czasu lub ładunki niestandardowe. Klientom dają się we znaki stosowana przez PKP polityka cenowa oraz niekorzystne rozkłady jazdy wydłużające znacznie przewozy. Docelowo, tacy rozproszeni usługobiorcy kolei zostaną zmuszeni do korzystania z przewozów drogowych, a PKP skupić się ma tylko na transportach znaczących pod względem ilościowym. Lotniczy przewóz towarów zaś nie ma u nas żadnego znaczenia. Transport powietrzny, jest za to coraz chętniej wykorzystywany przez lokalnych przedsiębiorców. Zdecydowanie ułatwia prowadzenie działalności gospodarczej, gdyż umożliwia szybkie przemieszczanie się pomiędzy większymi ośrodkami miejskimi w kraju i za granicą. Dla firm posiadających wiele oddziałów ()hurtownie, sklepy) lub, których charakter działalności wymaga nawiązywania kontaktów bezpośrednich z klientami zlokalizowanymi w różnych częściach świata, pojazdy powietrzna coraz częściej zaczynają zastępować samochody. Coraz więcej podmiotów zdobywa licencję dla samolotów zawodowych. Być może w przyszłości przejmą one pewien procent przewożonej masy towarowej, ale to raczej będzie dotyczyć towarów transportowanych dotąd samochodami i chyba w niewielkim zakresie (ładunki lekkie). Tam gdzie nie można wylądować samolotem, zawsze można wylądować śmigłowcem. Te maszyny coraz częściej są wykorzystywane w lokalnym biznesie. Jednostki gospodarcze na ogół podnajmują zawodowych pilotów zatrudnionych w lotnictwie cywilnym lub wojskowym. Niestety, wydatki na zakup helikoptera są znaczne.
W ostatnim czasie wzrosła w Polsce ilość turystycznych licencji samolotowych dla przeznaczonych dla osób prywatnych. No właśnie: lotnictwo w obiegowej opinii to hobby dla snobów, co w praktyce jest zapewne spowodowane wysokimi cenami statków powietrznych oraz niemałymi kosztami szkoleń i wymaganych uprawnień. Obserwując własne lokalne podwórko, to mogę powiedzieć, że na naszym niebie spotykamy się z właścicielami większych, czy mniejszych miejscowych przedsiębiorstw.
Nie wszyscy pasjonaci mogą sobie pozwolić na całkowitą realizacje swoich zainteresowań i dlatego między innymi zorganizowane były w ubiegłą sobotę pokazy w Mokrem. Generalnie impreza przypominała znaną wszystkim miłośnikom kolei paradę parowozów urządzaną corocznie również na początku maja w Wolsztynie, z jednym drobnym szczegółem, że zamiast dymiących czajników, prezentowano nam fruwające machiny. Oczywiście względy finansowe zawsze są na pierwszym miejscu w takich przedsięwzięciach i dlatego, podobnie jak w Wolsztynie, zorganizowano cały szereg imprez towarzyszących, jak: wystawy, wesołe miasteczka, koncerty czy też dosyć irytujące mnie występy dziecięce. No cóż, dogodzić trzeba było każdemu, a to nie jest łatwe. Z takimi samymi problemami borykają się jednak organizatorzy wszelkiego rodzaju spotkań kolejowych, w których decydującą rolę przeważnie ma zapewnienie rozrywki dla uczestników nie będących miłośnikami czy też ich rodzin. Stoiska gastronomiczne były dosyć dobrze zaopatrzone, można też było napić się piwa. Ceny były stosunkowo zróżnicowane.
A goście na pokazy zwalili się tłumnie! Co prawda nie było chyba przewidywanej frekwencji rzędu 50 tysięcy widzów, bo pogoda z rana nas nie rozpieszczała, chociaż na koniec imprezy pokazało się słońce. Do 16 loty odbywały się przeważnie przy zachmurzonym niebie, jednak nie padało. Później mnie już nie było. Na sesje zdjęciowo – filmowe przyjechała też duża grupa miłośników pojazdów powietrznych, którzy byli uzbrojeni w aparaty, kamery, lornetki i inne niezbędne urządzenia do realizacji swojego hobby, podobnie jak miłośnicy kolei w analogicznych sytuacjach. Powiedział bym nawet, że na tego typu pokazach jest lepiej zdobyć korzystne do „zdejmowania” obrazów miejsce, niż na paradach kolejowych, w których kilku to uczestniczyłem swego czasu, gdyż impreza lotnicza odbywa się nad głowami – nie ma więc większych problemów z zasłanianiem kadru, chociaż pewne incydenty też się zapewne wydarzają. Tutaj raczej było spokojnie i nikt pod samolot nie wpadł. Wykolejeń też nie zauważyłem. Za to było obecnych kilku kolejarzy.
Organizatorzy przygotowali parkingi na samochody (opłata wynosiła 10,00 zł od czterech kółek ), a mieszkańcy Zamościa mogli także dojechać na lotnisko specjalnie uruchomionymi liniami MZK nr A i B. Spytacie pewnie, czy nie można było tam dotrzeć pociągiem? Oczywiście, ze tak! Nie wszyscy pewnie wiedzą, że linia kolejowa z Zamościa do Zawady graniczy z północnym obszarem lotniska. Był nawet specjalny pociąg umożliwiający dojazd nawet z samego Hrubieszowa. Nie wierzycie? Oto dowód:
Przecież lepiej jest siedzieć w węglarce (pustej zresztą) niż iść na piechotę po torach. Pociąg dotarł na miejsce w piątek o 19.30. Można było wyskoczyć, gdyż zwolnił przed przejazdem drogowym, rozbić namiot a następnie zająć dogodne miejsce rano na lotniku. Drugie połączenie uruchomione było ze Stalowej Woli, „lopek” przyjeżdżał w pobliżu lotniska w piątek około 22.20. Na jego czele zwykle jest zatrudniona lokomotywa manewrowa SM48, ale tym razem ciągnięty był gagarinem (seria ST44) – sprowadzonym specjalnie na tę okazję. W składzie każdy znalazł by coś dobrego dla siebie: cysterny z paliwem, platformy z drewnem, gruszki ze zbożem, a nawet… gaz! Jednym słowem- mieszanka piorunująca. Taka przejażdżka dajmy na to z Biłgoraja do Zamościa dawała by możliwość psychicznego przygotowania się do sobotniej imprezy. Myślę, że następnego dnia, pasażerom nie straszne by już były skoki spadochronowe czy loty na motolotni, a tych, którzy spędzili by całą podróż na gazie – to śmiało można by było wyekspediować w kosmos, zwłaszcza, że stoisko Zamojskiego Stowarzyszenia Astronomicznego na pokazach cieszyło się dużym powodzeniem.
Podobno władze Zamościa są bardzo zainteresowane rozbudową naszego portu lotniczego. Nie mam nic przeciwko temu, ale chcę tam dojeżdżać pociągiem. Proszę więc o rozważenie lokalizacji przystanku kolejowego w obrębie Płoskiego. Ale co tam pociąg osobowy! Pociąg towarowy u nas to też rarytas. Mimo wszystko z początkiem maja wzrosła ilość wahadeł na Roztoczu. Wszelkie znaki na niebie wskazują na intensyfikacje przewozów towarowych w kierunku Hrubieszowa, a na zdjęciu właśnie widzimy powrót pierwszego od dłuższego okresu brutta.
Niestety, nie mogłem być na całym festynie i ominęła mnie prezentacja latających modeli samolotów i śmigłowców. Duże zainteresowanie publiczności wzbudziły akrobacje zdalnie sterowanego helikoptera zbudowanego przez znanego mieszkańcom Biłgoraja OSE, który reprezentował miejscowy Klub Modelarski. O makietach kolejowych i zminiaturyzowanych pociągach pewnie wszyscy słyszeli, jednak z takimi latającymi zabawkami to niektórzy uczestnicy pokazów zetknęli się po raz pierwszy w życiu i byli nimi zachwyceni. A można z nimi robić różne pożyteczne w życiu codziennym rzeczy, na przykład zainstalować kamerę i nakręcić film. Ale o tym, to by już trzeba było z właścicielem porozmawiać, bo ja się na takich rzeczach nie znam.
Startuje M28 nazywany potocznie podniebną ciężarówką „Skytruck”. Największy samolot na pokazie. Ja bym go ochrzcił raczej: fruwające brutto. No może przesadziłem: niebiańska platforma.

Trzeba przyznać, ze maszyna robiła wrażenie. Wyprodukowana jest przez PZLM w Mielcu. I jak widać podstawy gimnastyki też nie są jej obce. Teraz wiem, dlaczego lokomotywę serii 311D nazywa się potocznie: „czelendżerem”. Latający gagarin PCC nawet ma podobny deseń, jak u tego „ptaszka.
Na stronie internetowej producenta wyczytałem, że samolot może być budowany w dwóch wersjach. Pierwsza posiada luk załadowczy w tylnej części kadłuba z pokrywami lub trapem sterowanymi hydraulicznie z urządzeniem ładunkowym. Jej główne przeznaczenie to transport drobnicy. Drugi model posiada drzwi towarowe z prawej strony kadłuba oraz podłogi rolkowe dla załadunku i transportu trzech standardowych kontenerów LD-3. Obydwa modele mogą być wyposażone w bagażnik podkadłubowy o pojemności 2 m3 oraz dodatkowe zbiorniki paliwa.
Jeden z popisów litwina Jurgisa Kairysa, który latał rosyjskim samolotem SU 26. Właśnie przelatuje nad naszymi głowami odwrócony do góry kołami.
To co ten pilot wyprawiał ze swoją maszyną przechodziło ludzkie pojęcie. Musiał chyba podpisać jakiś pakt z diabłem. Były pętle, beczki, korkociągi, przewroty….Momentami napędzał nam niezłego strachu, ale wszystko zostało wykonane ze szwajcarską precyzją.
Na niebie szaleje Zespół akrobacyjny Biało – Czerwone Iskry. Jest to najstarsza formacja tego typu w Polsce, a dwóch z obecnych na pokazie pilotów pochodzi z Roztocza. Było na co popatrzeć.

Nie tylko gagariny potrafią mazutować.
SP – RED czyli Zlin 143. Spodobały mi się jego nogi. Są to owiewki na podwozie sprawiające, że jest ono bardziej opływowe.
SP – ABT, Jak 12 M (żółto – niebieski) To uniwersalny samolot mogący być wykorzystywany do różnych zadań, w tym: rolniczych. Podobny deseń widzimy na niektórych naszych najnowszych szynobusach.
SP- YKW, czyli : Jak 12 a . Produkowany od końca lat pięćdziesiatych ubiegłego wieku w WSK Okęcie i używany był w aeroklubach i lotnictwie sanitarnym. Także jako samolot pocztowo – pasażerski i łącznikowy w wojsku.
Śmigłowiec: R44- Raven. To taka latająca drezyna. A na poważnie to czteroosobowy śmigłowiec amerykański przeznaczony dla osób prywatnych a także często wykorzystywany przez dziennikarzy, gdyż ułatwia przeprowadzanie transmisji na żywo lub w policji. Ma jeden z niższych kosztów zużycia paliwa na milę lotu wśród helikopterów. Średnie zużycie: 50 litrów na godzinę lotu, przy maxymalnej prędkości 240 km/ ha. Pomagają mu w tym też jego aerodynamiczne kształty. Podobno w nim tak nie telepie jak w innych śmigłowcach. Nie wiem, nie sprawdzałem, ja tam staram się nie wsiadać do czegokolwiek, co unosi się ponad wysokość 1 metra nad ziemią. Ale popatrzeć z boku zawsze można.
Popołudniową część festynu zmuszony byłem opuścić z przyczyn ode mnie niezależnych. Na szczęście do końca imprezy obecny był piszący na naszym portalu Mateusz Krasny, który bardzo poważnie interesuje się wszystkim co lata na naszym niebie. Mogę więc uzupełnić relację wykonanymi przez Niego zdjęciami.

Grupa Akrobacyjna Żelazny to jedyna w Polsce taka cywilna organizacja. Tworzy ją jedenastu pilotów, lecz na naszym pokazie było ich czterech, z tym, że oni przeważnie w takich kwartetach występują.

Ich samoloty są lekkie i bardzo zwrotne, dzięki czemu można wykonywać nimi takie cuda.

Po południu Jurgis Kairys powtórzył swoje wyczyny przy ładnej pogodzie, która pozwalała dokonać jeszcze bardziej ryzykownych popisów.

Cessna należąca do lokalnego przedsiębiorcy Przemysława Panasa.
W chwilach przerwy miedzy pokazami można było podskoczyć na dworzec PKP w Zamościu. Niestety, nikt nie wpadł na pomysł, żeby sprowadzić i uruchomić w tym celu drezynę ręczną, zwłaszcza, ze szlak kolejowy był i tak niewykorzystany (przez całą sobotę nie przejechał po nim żaden pociąg). PKP w Zamościu przygotowała nie mniejsze atrakcje, niż na rozwadowskiej kolejowej majówce. W minilokomotywowni pod chmurką wyeksponowano trzy walentyny nr 074, 127 i 086 oraz gagarina nr 859, który był główną gwiazdą sobotniego pokazu.
Powyższe zdjęcie stanowi maleńki suplement do mojego niedawnego historycznego artykułu o serii ST44. Tak się przedstawia ta maszyna po renowacji przeprowadzonej jeszcze na szopie w Bortatyczach. Ostatni pojazd, jaki został odrestaurowany w Zamościu. Przyjechał do nas w środę wieczorem z wahadłem miału do Szopinka i na razie chyba tutaj zostanie. Gagariny też mogą mieć pośredni związek z lotnictwem, bo na przykład są wyposażone w dwusuwowy silnik używany niegdyś w amerykańskich kutrach torpedowych. A on jak chodzi to huczy jak odrzutowiec.
Tak statek szynowy prezentował się przed renowacją. Proszę zwrócić uwagę na niezidentyfikowany obiekt latający w lewym górnym rogu. Ta maszyna zawsze była samolotogenna i przyciągała wszelkiego rodzaju statki powietrzne. Podejrzewam, że chyba sfotografowałem coś w rodzaju UFO. Na sobotniej imprezie takich nadprzyrodzonych zjawisk nie stwierdzono. A szkoda!
A we wtorek 04.05.2010 r. na peronie w Zamościu można było zobaczyć rano taki oto widok:
Nie, nie chcę tutaj ujawniać informacji o super tajnym pociągu, który i tak na wszystkich stacjach został skrupulatnie obfotografowany i sfilmowany. Mało tego, radzę czytelnikom szybko zapomnieć, ze widzieli te trzy pasażerskie wagony na końcu, zwłaszcza, ze i tak nie są one przeznaczone dla roztoczańskich turystów. Tylna część składu powinna być zamalowana przez cenzurę i na jej miejscu winna być umieszczona sylwetka samolotu, stosownie do tematu dzisiejszego artykułu. A najlepiej namalować tam balon. Nota bene na festyn przyleciał balon ze Stalowej Woli. Natomiast pierwszy wagon za lokomotywą (brankard) jest jak najbardziej adekwatny do przyszłości kolei na Zamojszczyźnie, zgodnie z plakatem przyczepionym na peronie. Miejmy nadzieję, ze w takich towarowych wagonach będziemy mogli sobie jeszcze w 2012 roku u nas trochę pojeździć.
A z naszego gagarina zrobił się w tym Lublinie kocmołuch! Że chciałoby się podejść i napisać coś brzydkiego palcem na pudle, ale nie wypada. Prawdziwy latający holender, musiał wpaść w chmurę pyłu wulkanicznego.
Podsumowując sobotnią imprezę, wypadało by sobie życzyć, by również i w przyszłym roku o tej samej porze spotkały nas na Roztoczu nie mniejsze atrakcje lotniczo – kolejowe. Bo nie ma to jak udana majówka!