Kasacja szopy w Bortatyczach

  

Tempo tego procesu było ekspresowe, że nie zawahał bym się wykrzyknąć: INTERCITY! Pogłoski o tym smutnym fakcie pojawiły się na jesieni ubiegłego roku, a już na Święta Bożego Narodzenia sprawa była przesądzona. Na Sylwestra pożegnano ostatnie maszyny. Gagariny (ST44) zostały przekazane do Lublina, a walentyny (SM48) do Chełma. Po nowym roku rozpoczęła się kasata wszystkiego co zostało. Hala została ogołocona z wyposażenia, które zostało wywiezione w celu zasilenia innych jednostek. Odstawione lokomotywy, które oczekiwały tutaj lepszych czasów: SM48-063, SM48-071, SM48-072 i SP32-030 zostały pocięte na złom. Gagariny: 1500 i 013 oczekują na palnik.

Lepszy los spotkał : SU45-172 i SP32-148, które przewiezione zostały do Zamościa, gdzie na rampie przekiblowały prawie cały kwartał, aż do 16.04.2010 r. kiedy wyekspediowano je stamtąd do Lublina. Trzeba podkreślić, że SP32-148 jest w bardzo dobrym stanie i koszty jej uruchomienia nie przekraczałyby kilku tysięcy złotych. Sama w sobie stanowi już obiekt muzealny, jako przedstawiciel charakterystycznej w ruchu pasażerskim w Polsce niegdyś serii, obecnie bardzo zdziesiątkowanej i raczej już tylko sporadycznie wykorzystywanej. Ciekawe co się z nią stanie?
Ruch towarowy, który obecnie jest u nas bardzo kiepski, ale mimo wszystko jeszcze jest, musi być czymś obsługiwany. W tym celu delegowane są do nas maszyny serii SM48 z …..Chełma, które przeważnie są …..starymi znajomymi z Bortatycz.

Przykładowo w dniu 25.04.2010 r. można było zobaczyć w Zamościu znane nam z roztoczańskich żelaznych szlaków motory nr 086, 074, 127, które stały sobie na torze 3 w obrębie peronu. Brakowało tylko 084 i byłby komplet. Taka mini lokomotywownia pod chmurką. Z kolei w miejscu po byłej lokomotywowni w Bortatyczach niedługo będziemy mogli ujrzeć drezyny i sprzęt należący do Spółki PKP LHS. Tamtejsza hala pierwotnie miała służyć właśnie za garaże dla maszyn torowych, a przystosowanie jej dla potrzeb obsługi lokomotyw normalnotorowych było zwykłą prowizorką. Jak to u nas bywa, z takimi tymczasowymi rozwiązaniami, przyjęły się one na dłużej i to z powodzeniem. Sprzęt sprzętem, ale decydujące znaczenie ma zawsze czynnik ludzki, a zaangażowanie w tym przypadku było takie duże, że pomimo skromnych warunków, zamojskie lokomotywy były bardzo dobrze utrzymane . Właśnie w tym momencie kiedy trafiły pod obce strzechy, jest szczególnie widoczne ich zeszrotowienie, w porównaniu do wcześniejszych okresów. Maszyny wyróżniały się niejednokrotnie oryginalnym niestandarodowym dla PKP malowaniem, co praktycznie, przynajmniej ostatnio zdarzało się w kraju sporadycznie i nie na taką skalę jak u nas. Trzeba też pochwalić bardzo pozytywne nastawienie pracowników i kierownictwa lokomotywowni w stosunku do wszelkiego rodzaju miłośników kolei tam przyjeżdżających niejednokrotnie z odległych zakątków Polski. Wbrew pozorom taka postawa jest spotykana nieczęsto. Wypada więc zapytać o przyczyny decyzji podjętej przez centralę CARGO. No cóż, kryzys niewątpliwie jest odczuwalny, co przekłada się na spadek przewożonej masy towarowej również i na Roztoczu, ale nie bez znaczenia są tutaj i metropolitarne lubelskie zapędy. Na tamtejszym wachlarzu zrobiło się ostatnimi laty bardzo pusto i trzeba było go trochę czymś pozastawiać, żeby ciągle sprawiać dobre wrażenie i padło na zamojskie kolonie plemienne. Ale nie chcę już dalej drążyć tego tematu bo to i tak nic nie zmieni. Wpadłem na pomysł cofnięcia się do starych dobrych czasów i przedstawienia historii zlikwidowanego zakładu z punktu widzenia eksploatowanego tutaj taboru, co pozwoli również przybliżyć różne praktyczne aspekty ruchu kolejowego na Roztoczu. Na początek chcę zaprezentować historię serii ST44, co odzwierciedla najnowszy artykuł zamieszczony w dziale Historia. Były to podstawowe nasze pojazdy trakcyjne wykorzystywane w ruchu towarowym. Upływ czasu jest nieubłagany i jeszcze przed rokiem nie przypuszczał bym, że o tym wszystkim co wtedy obserwowałem, będę tak szybko opowiadał z perspektywy historycznej.