Reaktywacja HETMANA

  

Gdybyś człowieku, dajmy na to: dwa…., góra 3 lata temu napisał, że pójdziesz na dworzec PKP w Zamościu witać pierwszy pociąg osobowy w marcu 2011 roku, to czytelnicy by cię wyśmiali. Pomyśleli by, w najlepszym wypadku, że….. się polskiego piwa napiłeś za dużo. Kto wie, może i znaleźli by się i tacy, którzy wysłali by Cię do publicznej służby zdrowia, a wiadomo, że ta psychiczna ( od głowy ryba się psuje ) od niepamiętnych czasów słabo dotowana jest przestarzała technicznie. Dwa lata temu, to bym nie ryzykował takie rzeczy tutaj pisać. Przeżyłem jedną Wojnę Światową, czytaj: likwidację połączeń pasażerskich we wrześniu 2009 r., co też mi wcześniej nie pomieściłoby się we łbie, i może dlatego, tak na serio: odważyłem się pomyśleć o tym, ze te pociągi jeszcze przyjadą do nas – raptem na kilka dni przed końcem lutego. PKP mnie już dawno nauczyło ostrożności. Więc owego 1.03 już od rana byłem poważnie przygotowany na doznanie bardzo silnego szoku psychicznego.
Nauki przed – pociągowe przeprowadziłem w formie zwyczajowo przyjętej – zaczytując się w internecie, który jest niesamowitym dobrodziejstwem. Za naszych czasów ( ty51 ) tego nie było. Tylko Tygodnik Zamojski i poczta pantoflowa, lokalna. Ale na szczęście teraz to jest. W ciągu kilku ostatnich lutowych dni – wszelkie znaki na niebie i w sieci zdawały się wskazywać, że cud marcowy faktycznie nastąpi.
Różne rzeczy to można było w cyber – Bibli przeczytać. Na przykład, że SU45-228 się spaliła, straty są poważne – prawdopodobnie kasacja. O bezpieczeństwie przeciwpożarowym w pociągach. O tym, że 1 marca o 9 SU45-228 minęła Nową Dębę i pojechała luzem w kierunku Rzeszowa. W końcu ktoś spytał, czy ta 228 spaliła się, czy nie? W sumie ważna sprawa, bo to jedna z dwóch, obok 220 sprawnych lubelskich suk, które są w stanie ogrzewać wagony pasażerskie a tylko taki sprzęt może być wykorzystywany w naszym pociągu. Dzień wcześniej pojawiła się informacja, że w Biłgoraju odśnieżyli peron, w Zwierzyńcu to samo. Zamojski peron został odśnieżony co prawda w ostatniej chwili, ale za to bardzo dokładnie – do tego stopnia, że podejrzenia padły na udział miłośników kolei w tym przedsięwzięciu, ale chyba jednak to kolejarze tak się wygimnastykowali na szuflach. Jeszcze 28.02. ta budowla pokryta była zasklepioną skorupą ze śniegu, ale na szczęście już 1.03 po tej nawierzchni nie było śladu na niestarej stosunkowo, błyszczącej brukowej kostce. Z oświetleniem peronu zarówno w Zamościu, jak i na innych dworcach wyrobiono już na kilka dni naprzód, dzięki czemu stacje nie tonęły w egipskich ciemnościach nocą, jak za dawnych czasów kiedy jeszcze jeździły pociągi. Wszędzie działała porządna iluminacja, jak na wagę uroczystości przystało. Ten kolejowy rachunek sumienia można odfajkować i względnie skwitować. Co prawda pozostały jeszcze, pewne małe grzechy, na przykład: zamknięte poczekalnie dworcowe. Ta zamojska miała być zamknięta z przyczyn oszczędnościowych, może i dobrze bo tam i tak przed rewolucją wrześniową było zimno jak w psiarni, więc pasażerowie wychodzili na dwór w zimie, żeby się zagrzać. Druga najbliższa poczekalnia znajduje się w Biłgoraju. Poczekalnia w Biłgoraju ma być zamknięta do końca świata, a to dlatego, ze dworzec w Biłgoraju to jest temat tabu i w tej chwili żadna z kolejowych spółek się do niego nie przyznaje, bo LHS też nie, tj. jedni mówią, że to drudzy tam siedzą, a ci drudzy zwalają na tych pierwszych. Taka kolejowa świątynia buddyjska i można tam wejść tylko transcendentalnie. Za Chiny nie kumam o co chodzi. Aha i muszę sprostować – szalet dworcowy w Biłgoraju otwarty, proszę korzystać. Zainteresowanych przepraszam ( tych mających potrzebę filozoficzną ). A czy w Zamościu otworzyli tę instytucję? Przyznam się, że z wrażenia nie zwróciłem uwagi na przyziemną sprawę. Za to 28.02. w obrębie budynków dworcowych przyczepione zostały rozkłady jazdy nowego pociągu – trzeba przyznać, ze dosyć solidnie wykonane.
1.03.o godz. 14.21 nastąpiła kulminacja, gdy na boxie pojawiła się radosna informacja, że TLK do Zamościa w składzie: EU07-1042,B,B(malowanie: tlk),A,B(rowerowy 111Arow)stoi planowo w Krakowie Głównym, co prawda otablicowany jeszcze jako Przemyśl. Wreszcie jest najważniejsze info, że w Rzeszowie skręcił na Kolbuszową, już z SU na czele. Do Kolbuszowej przyjechał kilka minut przed czasem, wysiadła 1 osoba, a zostało około 20 pasażerów w środku. W Rozwadowie SU45-220 z Hetmanem czekała na odjazd o czasie. Dokonano tam podmiany maszyny 228 na 220, co wzbudziło sporą sensację, ale okazało się, że jest to operacja planowa – przewidziana w rozkładzie jazdy. Gdzieś trzeba te dwie na krzyż suki wymieniać i tu jest najwygodniej dla PKP, choć mniej wygodniej dla pasażerów. W trzecim wagonie widziano 2 osoby, poza tym w całym pociągu nie było z zewnątrz widać nikogo (może ktoś spał w ciemnym przedziale, więc był poza zasięgiem wzroku). W Biłgoraju w kulminacyjnym momencie podczas wjazdu pociągu, nagle zgasło światło, z tym, że nie był to akt sabotażu ze strony arona, tylko złośliwość rzeczy martwych. Wcześniej jedna z dworcowych latarni mało co nie uległa spaleniu, porządnie zadymiając otoczenie. W trakcie postoju HETMANA na tej stacji wysiedli nawet ludzie z walizkami, którzy sprawiali wrażenie typowych pasażerów. Aż nadeszła ta szczególna chwila, kiedy trzeba było samemu się zebrać, by zobaczyć jak to wszystko wypadnie w Zamościu.

Było już bardzo ciemno, kiedy udałem się na miejscowy dworzec kolejowy. Było też dosyć zimno, ale te kilka stopni mrozu nie ostudziło mojego zapału, ani troszeczkę. Po minięciu Białego Domu oczom moim ukazał się ów przybytek w pełnej okazałości, chociaż zatopiony w ciemnościach. Od razu moją uwagę zwróciła niewielka, kilkuosobowa grupka stojąca na schodach przed wejściem do poczekalni, świecącej niczym światełko w tunelu. To mnie trochę uspokoiło, gdyż przewidywałem raptem dwa warianty obchodów uroczystości. Skromnie lub z wielką pompą. Pierwszy to taki, że będę jedną z dwóch osób, gdyż zmówiliśmy się z kolegą MK z Zamościa, że ukonstytuujemy mini komitet powitalny. No a druga opcja, to taka, jak z kabaretu – chyba Daniel Olbrychski to czytał . Nie pamiętam już dokładnie, kto jest autorem i w jakich okolicznościach to widziałem, bo strasznie dawno to było. Na pewno pękałem ze śmiechu:
„Stoi na stacji E…g….z…e…k…u….t….y….w….a, Ciężka…., ogromna…. i…. pot z niej spływa….Już ledwo zipie, lecz okiem łypie – przyszedł, nie musiał: mógł być na grypie. Medale sobie podoczepiali, niektóre wręczał im nawet: STALIN. I każdy miejsce w szeregu ma tu. Wszyscy czekają na delegatów. Centralnie są tu same grubasy, reprezentacji – faktycznie: MASY! Dalej nieduży krąg weteranów, gdzieniegdzie kilku z przydziału panów. Z boku się szczerzy garstka młodzieży, młodzież też przyszła, bo też należy. Jest też działaczka. O jaka wielka! Kto wie, czy to nie: Fornalska Felka!….”.
Jak to zwykle w życiu bywa, scenariusz imprezy był zaskakujący i nie da się jej w żaden sposób zaszufladkować: ani tak – ani tak. Na pewno od razu dało się odczuć, że będzie to w miarę spontaniczne powitanie. A więc po kolei….
Przeddworcowe zbiegowisko rozpoczęło powoli się powiększać. Zaparkowało tam kilka samochodów. Udałem się na peron, gdzie zastałem kompanię honorową SOK w Zamościu i zostałem obszczekany przez służbowego pieska z rasy dworcowej, którego od dawna mam ochotę kopnąć w zadek, taki jest garłaty! Dworcowe lampy rozświetlały otoczenie, a każda błyszczała jak miniaturowe słońce. Jak to się kiedyś mówiło: zrobiło się tam bosko. Po chwili, na peronie zaczęli gromadzić się inni. Dominowała młodzież. Grono generalnie bardziej męskie, chociaż kilka dziewczyn zauważyłem w tłumie. Atmosfera zrobiła się nam wesoła, z tym, ze towarzystwo było naprawdę na poziomie i nie stwierdziłem żadnych głupawych ekscesów. Przed przyjazdem na tej pustej od wieków placówce, zaczęło praktycznie brakować miejsca . Tłum był wyraźnie pobudzony, a strażnicy ochrony zgrupowali się na dwóch biegunach peronu. Bardzo zaskoczył mnie widok pięknej, jedwabnej, długiej wstęgi, która z jednej strony została przywiązana do latarni, a z drugiej była trzymana przez młodego człowieka w kolejarskiej czapce na głowie. Kiedy zbliżał się czas przyjazdu – wszystko było już zapięte na ostatni guzik: uczestnicy zajęli swoje miejsca a aparaty i kamery zostały odbezpieczone. Dosłownie w ostatniej chwili, ktoś z „ochrony” obiektu zdecydował, że szarfa przyczepiona była nie do tego słupa, do którego powinna, więc wydane zostało polecenie: aby przywiązać ją do drugiego słupa – znajdującego się bliżej wejścia na peron . Zostało to niezwłocznie wykonane przez Komitet Powitalny, jak to się mówi: bez zbędnej dyskusji, przez co przygotowani do powitania goście zmuszeni byli do zmiany posterunków postoju. Mimo wszystko zadanie to wykonane zostało bardzo sprawnie i to dosłownie przed wjazdem pociągu. Zdążono nawet sprawdzić prawidłowość wykonania stosownych zaleceń porządkowych i szarfa powitalna przeszła odbiór pozytywny, dzięki czemu wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, chociaż nie obyło się bez radiowego ostrzeżenia drużyny maszynistów lokomotywy o czekającej ich w trakcie wjazdu przeszkodzie – co by się HETMAN nam nie wykoleił przez nią. Tymczasem pociąg miał minimalne opóźnienie. W końcu do naszych uszu dotarła ochrypła sucza syrena – skład mijał semafor wjazdowy na stację oraz przejazd na Błoniach. Spodziewałem się zapowiedzi, a tu cisza. Na początku myślałem, że to chodzi o oszczędności eksploatacyjne, jeden gong kosztuje przecież 10 zł. Ktoś z tłumu uświadomił mi, że to tylko megafony się popsuły. Jak to było naprawdę – nie wiadomo, ale i bez tego medium wszyscy wiedzieliśmy, że oto „nagły” nadchodzi. Niestety dostać się przed szarfę nie było tak łatwo, napór gości był niesamowity. Nad bezpieczeństwem lądowania na mecie czuwały gwiazdy lokalnego SOKu. Pociąg powoli wjeżdżał na tor 1. W końcu nastąpił finał i wstęga została uroczyście zerwana, przez pomykającą z niesamowitą gracją lokomotywę SU45 – 220. Materiał wylądował na jej buforach i to niezwykłe trofeum zostało jeszcze dostojnie podwiezione do samego początku peronu, tuż pod wskaźnik zatrzymania pociągu. Dookoła rozległy się oklaski i stłumione wrzaski niewymiernej radości, a całej tej procedurze towarzyszyły blaski fleszy aparatów fotograficznych niczym na pokazie mody lub na czerwonym dywanie przed rozdaniem Oskarów. Po chwili reporterzy przemieścili się w kierunku czoła lokomotywy i rozpoczęła się sesja fotograficzna z suką w tytułowej roli, która pozowała wszystkim ze zdobyczną wstęgą, niczym chart z upolowanym zającem w zębach. Tymczasem na peronie odbywało się uroczyste powitanie pasażerów pociągu, których naliczyłem czterech, chociaż wysiadających było więcej, ale bardziej wyglądali mi oni na typowych miłośników kolei. Mam nadzieję, że nikogo nie obraziłem takim uogólnieniem. Każda osoba opuszczająca wagon, zostawała natychmiast otaczana przez sympatyczne dziewczyny, które częstowały cukierkami i prosiły o pierwsze wrażenia z podróży. Goście wydawali się być z tego bardzo zadowoleni, lecz po chwili opuścili tę niecodzienną widownię, gdyż śpieszyli się do domów. Następnie zaczęło się zwiedzanie taboru,przy czym szczególną uwagę zwrócił wagon rowerowy o ciekawych rozwiązaniach wnętrza. Zainteresowanie było takie, jakbyśmy byli na wystawie taboru co najmniej na Targach Poznańskich, a nie na zwykłej lokalnej stacyjce. Zrobiono tysiące zdjęć i nakręcono wiele filmów. Po czym wszyscy zaczęli się rozchodzić, a lokomotywa rozpoczęła procedurę, tak zwanego: oblotu składu. Zauważyłem silną ekipę pod wezwaniem sprzątającą wagony ze szczotkami i mopami. Same wagony były bardzo czyste i pochodziły z Gdyni. Następnie, w celu uczczenia tej podniosłej chwili odbyła się skromna impreza okolicznościowa w dwuosobowym gronie w pobliskiej knajpie, chociaż ogólne wyziębienie organizmów też miało tutaj decydującą rolę. Trzeba było też zachlapać większą frekwencję w pociągu na przyszłość, co by nie było potem znowu stypy. Przecież nie można dwa razy tego samego nieboszczyka zakopać!. I faktycznie, patrząc z perspektywy kilku dni, pasażerów zaczyna Ci w nim przybywać. Mam nadzieję, że będzie to tendencja wzrostowa. Po przyjeździe pociągu na peronie w Zamościu odczytano i rozdawano list otwarty Koła Młodej Lewicy oraz Stowarzyszenia Padwa Północy w sprawie reaktywacji kolejnych połączeń kolejowych z Zamościem. Nie można tutaj zapomnieć o działalności Grupy Obrony Kolei na Roztoczu. Pamiętam te dni z przełomu sierpnia i początku września 2009 r., kiedy kolej się u nas zwijała. Nie było wtedy łatwo: media reagowały na to z obojętnością ( nie licząc Zamość on line ) a politycy i decydenci patrzyli na miłośników kolei, jak na skończonych idiotów. Wszystkim wmawiano, że pociągi są tutaj niepotrzebne, że nimi nikt nie jeździ – ruszyła iście „gebelsowska” propaganda. Oprócz kilku pokazowych happeningów, jak ten w Zwierzyńcu, była duża praca dyplomatyczna: agitacja około roztoczańska, wyszukiwanie dodatkowych środków ukrytych na PKP, wydobywanie kompromitujących dokumentów i dowodów, spotkania z decydentami. Jedne posunięcia były trafne, inne totalnie dla mnie niezrozumiałe – jak to w życiu bywa, nie da się wszystkiego ocenić jednoznaczne. Mimo wszystko sprawa została na tyle nagłośniona, że nabrała wartości politycznej i jakoś tak powoli wszystko zaczęło się rozkręcać. Coraz bardziej zaczyna też być głośno o kolejnych połączeniach, w kierunku Lublina, które miały by być obsługiwane przez Przewozy Regionalne. Ale w tej chwili, jeszcze jest za wcześnie, żeby można było to potwierdzić. Musimy uzbroić się w cierpliwość i trzymać kciuki za dobrą frekwencję w HETMANIE.