Hrubieszów i Bełżec też muszą zniknąć?

  

Jest mroźna lutowa noc. Na zegarku właśnie wybiła godzina 23. Wszystko do koła pokryte jest ponad półmetrową warstwą śniegu, który wytłumiając i tak nieliczne dźwięki, potęguje jeszcze uczucie nocnej wiejskiej ciszy. Czasem tylko gdzieś daleko słychać szczekanie psa. Gruba warstwa białego puchu zalega prawie na wszystkim dodając nieco surrealistycznego klimatu. Nagle wszystko się zmienia za sprawą błyskających czerwonymi światłami, zamykanych przez dyżurnego ze znajdującej się nie opodal nastawni rogatek oraz towarzyszącego temu procesowi dźwięku dzwonka. Z oddali natomiast zaczyna dobiegać zbliżający się świst i szum. W końcu zza łuku wyłania się wyraźnie różny od zatopionego w śnieżnej bieli tła ciemny kształt z trzema reflektorami, który pędząc odrzuca na boki leżące na jego drodze śniegowe zaspy. Z impetem mija przejazd i odkopane spod śniegu nieliczne rozjazdy. W świetle latarni przejazdowej miga przez krótką chwilę zielona sylwetka SM48 za nią dwie platformy, węglarka i dwie cysterny. W chwilę później wszystko znów ucicha i tylko z oddali słychać jeszcze dźwięk świszczącej turbosprężarki lokomotywy i szum odrzucanego śniegu. Za dwie do trzech godzin lokomotywa z podobnym składem będzie wracać. I tym sposobem przejedzie przez stację pierwsza od 3 dni para pociągów. Na kolejne takie wydarzenie przyjdzie nam poczekać w najlepszym wypadku co najmniej 48 godzin.
Sytuacja ta, choć akurat zaczerpnięta z życia werbkowickiej stacji odzwierciedla to co dzieje się ostatnimi czasy na większości szlaków kolejowych Zamojszczyzny, gdzie pociąg stał się rzadkim gościem.
Niestety jak mówi się otwarcie w środowisku kolejarskim, szykuje się nam kolejna likwidacja. Tym razem w segmencie przewozów towarowych i tyczyć ma ona przede wszystkim ruchu na liniach do Hrubieszowa i Bełżca a być może i całego rejonu stacji manewrowej Zamość. Wygląda bowiem na to, że PKP Cargo dąży do zlikwidowania zamojskiego rejonu czyli mówiąc wprost chce zaprzestać rozrządu i wyprawiania z Zamościa pociągów zdawczych do Hrubieszowa, Rusich Piask(Izbicy), Biłgoraja i Bełżca(Hrebennego). Oczywiście będzie to równoznaczne z końcem regularnego ruchu towarowego na odcinakach Zamość – Hrubieszów i Zwierzyniec Towarowy – Bełżec.
Przewoźnik zapewne będzie chciał wytłumaczyć się kryzysem i niską opłacalnością segmentu przesyłek rozproszonych, niemniej jednak dziwny jest fakt, że akurat to w naszym regionie jest taka presja na likwidację ruchu towarowego i to akurat na tych, a nie innych liniach. Można by wskazać w Polsce naprawdę wiele przykładów miejsc gdzie przy zdecydowanie bardziej zaniedbanej infrastrukturze i rozdrobnionych (mało opłacalnych) przewozach oraz przy braku ruchu pasażerskiego pociągi zdawcze manewrowe kursują i póki co nie słychać o zamiarze ich likwidacji. Dość wspomnieć linie w okolicach Międzyrzecza, Zagórza, czy chociażby Łomży. Dla tego warto byłoby się dokładniej przyjrzeć temu co dzieje się u nas.
W zasadzie zjawisko rezygnacji z prowadzenia rozdrobnionych przewozów nie jest nowe i widać je od kilku lat. Schemat wygląda mniej więcej tak samo. Przewoźnik tłumacząc małą opłacalnością podnosi ceny na danej linii lub wręcz nie chce przedłużać kontraktów tłumacząc się brakiem wagonów. Powoduje to rezygnację części klientów a to z kolei odbija się jeszcze bardziej negatywnie na opłacalności przewozów. Z powodu malejącej ilości przesyłek, PKP Cargo ogranicza terminy kursowania pociągów i co za tym idzie przetrzymuje przesyłki a to powód do rezygnacji dla kolejnych klientów i dalszy spadek opłacalności. Tworzy się swego rodzaju błędne koło. W końcu gdy po procesie wygaszania popytu zostają ostatni klienci w zasadzie uzależnieni od kolei, przewoźnik traktuje ich bardziej jak problem i ustala taryfę zaporową lub stosuje praktyki typu odwoływanie pociągów w ostatniej chwili, aby po prostu się ich pozbyć. Choć jak pokazuje przykład Zamojszczyzny nie jest to już takie łatwe.

9 listopad 2009 Zamość, TKMS 2281 czyli „zdawka” do Hrubieszowa oczekuje na odjazd. W 2009 taki skład kursował jeszcze 3 razy każdego tygodnia w nocy z niedzieli na poniedziałek, wtorku na środę i czwartku na piątek. Obecnie pojawia się już raczej tylko dwa razy.

Właśnie taka zaporowa taryfa (mającą zniechęcić nawet do zamawiania przesyłek cało pociągowych w mniejszej ilości) ma dobić ruch towarowy na trasach do Bełżca i Hrubieszowa oraz przewóz drobnych przesyłek w całym regionie. Widać to bardzo dobitnie na przykładzie linii hrubieszowskiej, gdzie do połowy stycznia 2010 pociągi zdawcze jako jedyne z uruchamianych w zamojskim rejonie kursowały jeszcze regularnie i we wszystkie ustalone terminy. Obecnie jeżdżą one już tylko dwa razy w tygodniu, a zdarzyły się przypadki, że pociąg był tylko raz. Dla czego akurat teraz przymiarki do likwidacji?
Otóż przyczyn należałoby upatrywać w tym co stało się u nas w roku 2009. Już wyjaśniam o co chodzi. Otóż zniknięcie pociągów pasażerskich i uwieńczone sukcesem starania zarządu województwa lubelskiego aby taki patologiczny stan pozostał, pociągnęły za sobą decyzje o likwidacji zaplecza kolejowego w regionie przez przewoźników (wobec braku perspektyw reaktywacji) oraz wzrost obciążeń przewozów towarowych kosztami utrzymania infrastruktury.
Niemniej jednak najważniejszym powodem jest właśnie likwidacja lokomotywowni Zamość Bortatycze, która znacznie pogorszyła bilans przewozów towarowych w regionie (zwłaszcza tych drobnych) gdyż pojawiły się koszty podsyłania maszyn z dalekiego Chełma lub Lublina oraz ich problematycznego zwłaszcza w zimie stacjonowania tydzień „pod chmurką” w Zamościu. Przy okazji wychodzi tutaj na jaw prawdziwy powód likwidacji Bortatycz, którym raczej wcale nie były jak mówiono oficjalnie oszczędności, lecz uratowanie kosztem zamojskiej „szopy” podupadającej sekcji w Lublinie. Wystarczy zauważyć, że przy około 60 pracownikach warsztatów CTME Lublin utrzymywane było tam mniej więcej 15 maszyn głównie serii SM42 do obsługi rejonu manewrowego Tatar. Natomiast Zamość dysponując około 40 pracownikami miał łącznie 35 lokomotyw (z czego większość do ruchu liniowego) i jak by nie patrzeć po przesunięciu lokomotyw elektrycznych z Lubina do CT Świętokrzyskiego był wiodącą sekcją w lubelskim zakładzie taboru. Niemniej jednak widać „bliższa koszula ciału” a w tym przypadku chyba lubelska szopa dyrekcji zakładu taboru lub szefostwu ZZ. A że reorganizacja odbija się teraz czkawką i zamiast ciąć koszty powoduje ich wzrost, to już nikogo nie obchodzi. W sumie o tym, że kolej jako całość w ogóle jest u nas na Zamojszczyźnie z góry przeznaczona do „zaorania” i tylko kwestią czasu jest kiedy to nastąpi mówi się przy każdej zmianie organizacyjnej już od jakiś 6 lat albo i dłużej. Ale w ostatnim roku jak pamiętamy sprawdziły się wszystkie takie na pierwszy rzut oka niedorzeczne plotki (dość przypomnieć wszystkie likwidacje roku 2009) i stąd zrozumiały niepokój także i teraz. W zasadzie mamy do czynienia z największą akcją likwidacyjną od czasu „rzezi” połączeń regionalnych przed dekadą (aż chciało by się nazwać tamto wydarzenie „pierwszą wielką likwidacją Celińskiego”).

23 luty 2010 Po likwidacji „szopy” Zamość Bortatycze lokomotywy manewrowe do obsługi zamojskiego rejonu stacjonują cały tydzień na torach stacyjnych w Zamościu, po czym zjeżdżają do Chełma na obrządzenie, zatankowanie itp. Na zdjęciu SM48-086 podczas oczekiwania na zatrudnienie przy dyspozyturze PKP Cargo.

Ale wracając do tematu. Docelowo ruch towarowy miałby pozostać tylko na trasie Rejowiec-Zawada/Zamość – Zwierzyniec – Stalowa Wola, czyli tam gdzie kursują popularne „połańce”. Wiadomo tamte linie się przydadzą na wypadek jakiś objazdów lub po prostu jako alternatywa dla obciążonej dość mocno trasy Stalowa Wola – Lublin. Pod nóż miałby pójść ruch na „końcówkach” do Bełżca i Hrubieszowa. Szczególnego smaczku nabiera tutaj likwidacja Hrubieszowa. Otóż główny klient regularnych drobnych przesyłek jakim jest rozlewnia gazu w Hrubieszowie modernizuje swój terminal kolejowy i zamierza zwiększyć przewozy. Jakby tego było mało w Werbkowicach niedawno miejscowa stacja demontażu pojazdów wybudowała z własnych środków bocznicę również z zamiarem korzystania z usług kolei. O rozbudowie potencjału produkcyjnego Cukrowni „Werbkowice” już nawet nie mówię. Jaki więc jest sens likwidacji przewozów przez Cargo i to akurat teraz? Czy aby nie jest to kolejne posunięcie polityczne pod przykrywką powodów ekonomicznych? Wszak dla samochodowych firm transportowych przejęcie kolejowych kontraktów w Hrubieszowie czy Werbkowicach byłoby nie lada gratką. Nie mówiąc już o tym, że jest grupa osób szczególnie z Zamościa, którym tory do Hrubieszowa bardzo przeszkadzają i przy każdej okazji pojawia się lobbing na rzecz ich likwidacji. Na przykład całkiem niedawno ukazał się na łamach Dziennika Wschodniego artykuł sugerujący rzekomą problematyczność tej linii dla mieszkańców jednego z zamojskich osiedli (dziwne, że pojawiła się ona znienacka akurat teraz). Czyż można by wyobrazić sobie lepszą wodę na młyn zwolenników likwidacji torów w regionie, niż okrojenie ruchu wyłącznie do okresu czerwiec – grudzień?
Podsumowując cały ten tekst. Wokół kolei w naszym regionie zła atmosfera panuje już od dłuższego czasu. Destrukcyjne procesy trwają nie od dziś, choć do tej pory raczej wszystko działo po cichu (w białych rękawiczkach można by rzec) a ostatnim czasem likwiduje się już bez szukania tłumaczeń, wymówek, bezpardonowo i kompleksowo nie licząc się z nikim i niczym. Miejmy nadzieję, że wbrew lokalnym lobbystom i polityce kolejowej na wyższych szczeblach ten kolejowy interes jakoś się będzie u nas kręcić i zwycięży zdrowy rozsądek. Obyśmy nie obudzili się z ręką w nocniku za kilka lat, gdy tory wylądują w hucie, a pojawią się problemy z nadmiernym ruchem tirów na DK 74 czy 17.
Wtedy pewnych rzeczy już się nie odbuduje.