Na gorąco, 08.08.2013 r.

  

 

Upał 40 stopni a ja zostałem wywołany na kolej. Zdarzył się wypadek i trzeba było wybadać sytuację . REGIO KASZTELAN z Zamościa do Lublina został co prawda wyprawiony punktualnie, tj. o 16.28 ale do Zamościa nie dojechał jeszcze skład z Jarosławia, który powinien pojawić się po godz. 16. Gdy podjeżdżałem na stację zapowiadali właśnie wjazd opóźnionego pociągu z Jarosławia. KASZTELAN przyjechał , tak jak pisano na naszym boxie z opóźnieniem ponad 160 minut – na dworcowym zegarze dochodziła  wtedy  godz. 19. Od chwili zapowiedzi do czasu wjazdu minęło co prawda jeszcze parę minut, po czym na horyzoncie , w blasku zachodzącego słońca ukazała się sylwetka pesy. Na tor 1 wjechał szynobus SA134-015,  ten , który uczestniczył w kolizji. Z pojazdu wysypało się sporo ludzi , kilka osób z rowerami, dużo młodzieży , nawet paru turystów – focistów. Większość w pośpiechu opuściła zamojski peron, ale kilkanaście osób pozostało w obrębie stacji.

W pewnym momencie przy drzwiach pojazdu spostrzegłem małe zamieszanie. Okazało się, że starsza kobieta , jest na tyle niesprawna, że trzeba było ją podtrzymywać przy schodzeniu ze stopnia pojazdu na peron. Podtrzymywała ją druga osoba – jak się potem okazało , jej córka, przy życzliwej pomocy kierownika pociągu. W końcu pasażerka , z widoczną radością opuściła pojazd. Natychmiast została doprowadzona do najbliższej ławki – dobrze, że są , choć jest ich , co prawda niewiele. Tymczasem usłyszałem RP1 i pojazd ruszył przed siebie, mazutując niczym parowóz w starych dobrych dla zamojskiego dworca czasach. Zaintrygowało mnie towarzystwo siedzące na ławce, zwłaszcza starsza pani , nie mogąca już się praktycznie poruszać. Podszedłem bliżej. Okazało się, że rezyduje tam cała kilku osobowa grupa. Jechali z Bełżca. Tymczasem ich pociąg relacji Jarosław – Lublin został rozwiązany w Zamościu.

·        Co się stało?

·        No mieliśmy wypadek, samochód w nas wjechał, na niestrzeżonym przejeździe.

·        A gdzie to się zdarzyło?

·       No właśnie w Bełżcu, ledwo zdążyliśmy się rozsiąść w pociągu. Jak pech , to pech!

·        A to państwo gdzieś dalej jadą?

·   No do Warszawy, właśnie w tej chwili powinniśmy wsiadać do pociągu w Lublinie, a my dopiero tu jesteśmy , no i nie wiemy co dalej.

·        A to nic Wam nie powiedzieli w pociągu?

·       Kazali wysiąść i czekać , podobno o 19.35 ma być pociąg do Lublina , ale czy pojedzie to nie wiadomo.

·        No sądzę, że będzie , proszę się nie denerwować.

Starałem się uspokoić podróżnych, jak tylko mogłem. Do kogoś zadzwonił telefon i słyszałem podobne wypowiedzi. Tymczasem starsza pani zaczęła się bardzo niepokoić, w końcu jeden z oczekujących z kobietami mężczyzn wziął ją pod rękę i zaczeli spacerować po peronie. Sądziłem, że zechce skorzystać z toalety i wyjdzie obciach, gdy tymczasem, jak to się mówi:  opadła mi szczęka!

Otóż przed budynkiem zamojskiego kibla ( tego samego, którego burzliwe dzieje rozkminiamy właśnie za kulisami LKN-u z kolegą skokiem ) postawili toi – toia. No , ale czad! Dobre i tyle. Kilka osób z ochota skorzystało z tego dobrodziejstwa,  gdy tymczasem starszej pani spacer wzdłuż żelaznych dróg ukoił nieco nerwy. Usadowiona została ponownie na miejscu siedzącym.

  • To co Wy dalej zrobicie w tym Lublinie? Wróciłem do rozmowy z sympatyczną pasażerką, córką starszej pani.
  • No, o 22.30 mamy autobus PKS, ale nie wiadomo czy się zabierzemy.
  • No właśnie, trzeba jeszcze dojechać , na drugi koniec miasta.
  • Najgorzej, że mama już bardzo zmęczona na takie podróże, pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło.

Wypytałem jeszcze o szczegóły wypadku. Samochód ponoć bardzo rozbity , ale kierowcy nic widocznego się nie stało,  po wszystkim był na chodzie –  tłumaczył się niesprawnością hamulców. Na pojeździe nie było specjalnych śladów kolizji, aczkolwiek drobiazgowo czoła nie oglądałem. Pasażerowie uskarżali się na długie oczekiwanie wewnątrz pojazdu w Bełżcu , podczas gdy na zewnątrz odbywały się procedury, komisja itp.  Mimo wszystko kobieta nie miała jakiś takich strasznych pretensji , ale jeszcze była daleka droga przed nią i przede wszystkim – jej mamą.

No , ale ja , jak zwykle muszę mieć zawsze jakieś: ale! Ale, ale , ale….Wiadomo, wypadek rzeczą losową, tak samo procedury są rzeczą niezbędną w takich sytuacjach, ale przy tym wszystkim zapomina się o pasażerach. Dobro podróżnego nie jest uregulowane w żadnych przepisach, a ono przecież jest najważniejsze!  Skoro nie jest uregulowane , to nikogo to nie obchodzi. Uważam, że w takich przypadkach przewoźnik winien być zobligowany do zapewnienia komunikacji zastępczej samochodowej czy autobusowej dla pozostawionych samym sobie pasażerów. Byli wśród i tacy, którzy zawrócili innym pociągiem do Bełżca , do domów. Ale czy godzi się nam – miłośnikom kolei pozostawiać samą sobie to biedną schorowaną staruszkę. A gdyby to jechała Pani matka – Pani Justyno? A gdyby to jechał Pana ojciec Panie Sławomirze? Nie , moim zdaniem najpierw powinno się dowieść na miejsce względnie szybko pasażerów, a dopiero potem odprawiać wszelkie bezduszne i wymagane prawem czynności powypadkowe. Oni na kolei byli by szczęśliwi gdyby w ogóle pociągi jeździły puste , mieli by wtedy święty spokój. Tak samo jechałem parę dni temu pociągiem o 4.04 do Rejowca i zaangażowałem się już chyba kolejny raz w pomoc przy przeprawie między peronami przez podróżną ze składu zamojskiego do  pociągu INTERREGIO do Warszawy. Pociągiem o 4.04 z Zamościa jeżdżą przeważnie kolejarze do pracy, którzy lubią mieć święty spokój , ale czasami trafi się jakaś zbłąkana owieczka z większym bagażem ręcznym i wtedy przy przesiadaniu następują naprawdę duże perturbacje. Tyle razy już o tym pisałem , ale niestety nie można przesunąć ani odjazdu 5 minut do przodu w Zamościu ani zmienić peronu na który pociąg z Zamościa jest przyjmowany w Rejowcu. A gdyby to Wasza matka jechała o 4.04 z dużymi walizami do Warszawy, to jak byście się wtedy czuli?

No właśnie, pod nastawnią dysponującą odprawione zostały kolejne oględziny czoła pojazdu, po czym piętnastka  została podstawiona ponownie na tor 1 , jako osobowy ODRODZENIE do Lublina. Pasażerowie poczęli się do niej niepośpiesznie gramolić. Nawiasem mówiąc nie wiem czemu wcześniej kazano im opuszczać pojazd, aczkolwiek domyślam się, że musiały zapadać dosyć sprzeczne decyzje odnośnie dalszego postępowania z uszkodzonym pojazdem. Parę minut po czasie przyjechał James Bond SA103—007 jako KANCLERZ z Lublina , wysiadła z niego garstka osób, po czym odjechał z toru 2 pod nastawnię , gdzie został przestawiony na tor 1 i tak to początkowo wyglądało , jakby go chcieli połączyć z 15 – nawet kable jakieś wyciągnęli, ale potem się rozmyślili ( czytaj:  pewnie zapadła kolejna sprzeczna decyzja ) i ostatecznie siódemka pojechała jako REGIO do Bełżca.

Wcześniej z 2 minutowym opóźnieniem ruszyła  15 , która kopciła jak stary dziurawy czajnik, 007 okazała się być znacznie ekologiczniejszą. W końcu mogłem się udać na chatę w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Niestety, już 22 a upał wcale nie zelżał!

Errata: Według naszych czytelników SA134-015 po wypadku ma jednak widoczne ślady: niewielkie rysy z przodu oraz z jednego boku, oraz niewielkie draśnięcia w środkowej części przy wózkach.