My do Lublina nie wozimy

  

No , szlak ( kolejowy ) mnie trafił! I to wszystko przez naszą ukochaną kolej regionalną. Sprawa wykluła się  zupełnie przypadkowo, ale proceder jest utrwalony.

Otóż, bardzo często w godzinach wieczornych robię sobie przejażdżki rowerowe po mieście, niejednokrotne w pobliżu torów kolejowych i stacji. Czasami też biegam , rzadziej  spaceruję, różnie to bywa. Podczas tej rekreacji wielokrotnie zwracałem uwagę na opóźnione szynobusy: SENATOR  z Jarosławia oraz PODKOMORZY do Rejowca. Obydwa pociągi są ze sobą bardzo ściśle powiązane. Ten sam autobus szynowy  , który planowo  przyjeżdża do Zamościa o godz. 19.28 , jako REGIO SENATOR , wyrusza stąd o 19.33 jako REGIO PODKOMORZY do Rejowca. W Rejowcu przyj. o godz. 20.41 pociąg ten, zgodnie z aktualnie obowiązującym rozkładem jazdy posiada skomunikowanie do Lublina, odj. z Rejowca o godz. 20.47 . Można też nim pojechać z przesiadką w Rejowcu do Chełma.

Wszystko to wygląda bardzo pięknie , ale tylko na papierze lub w tabeli elektronicznej w komputerze. W sumie sam podchodziłem do tego sceptycznie. Jeszcze na początku obowiązywania aktualnej wersji rozkładu jazdy pociągów wydawało się, że połączenie nie wypali. Wskazywały na to doświadczenia z ubiegłorocznych wakacji. Tymczasem , z początkiem lipca bieżącego roku zaobserwowałem przyrost pasażerów na omawianych relacjach w stosunku do poprzedniego , analogicznego okresu. Obliczyłem nawet taką swoją  prywatną  tegoroczną średnią dla PODKOMORZEGO w kierunku  Zamość – Rejowiec,  która wynosiła  około 10 osób ( pi razy drzwi ) , wsiadających w samym Zamościu oraz kilku turystów z Roztocza, którzy zostali w Zamościu  w szynobusie i nie musieli się z niego ruszać.

W wyniku analizy tabel rozkładu jazdy mogę napisać  , że połączenie teoretycznie zapewnia dosyć późny powrót z roztoczańskich wojaży do stolicy województwa , a że w praktyce jest mniej oblegane od popularnego KASZTELANA , odjeżdżającego z Zamościa o 16.24 – swobodnie  można rozlokować we wnętrzu pojazdu rower czy większy bagaż osobisty. W końcu nie wszyscy muszą lubić jeździć w tłoku – KASZTELANEM, w którego Spółka by chciała  upchać wszystkich.   Z kolei,  w  SENATORZE z Jarosławia do Zamościa uruchomionym z początkiem tegorocznych wakacji przybywało na tyle dużo podróżnych ,  że w godzinach jego przyjazdu ustawiały się przy wyjściu z peronu taksówki, co też jest pewnym wskaźnikiem, gdyż taryfiarze niepopularne relacje zwykle olewają. Na przykład : o godz. 7.34  kiedy  z Rejowca do Zamościa przyjeżdża szynobus powrotny ,  jeszcze ani razu nie uświadczyłem na przydworcowym placu chociażby jednej taksówki.

Na przełomie czerwca i lipca bieżącego roku nic nie zapowiadało sierpniowej katastrofy. Wieczorne połączenie SENATOR/PODKOMORZY funkcjonowało jak należy , przyciągając z  upływem dni coraz to więcej ludzi. Z początkiem lipca pojawiły się zgrzyty. Otóż pociągi , praktycznie codziennie przybywały i wyruszały z Zamościa z planowym opóźnieniem rzędu 20 minut. Mimo wszystko,  podróżni się nie zrażali, wszyscy chyba to tego się jakoś przyzwyczaili , a nieświadomi byli stosownie pouczani – w co zaangażowana  była również i moja bardzo skromna osoba. Opowiedziałem o tym  na naszych łamach w tekście pt: „ Moda na kolej”, nie czyniąc jednak  poważnego  zarzutu, tylko raczej w charakterze żartobliwym. W końcu – opóźnienie planowe można jeszcze jakoś przeżyć, zwłaszcza takie nie duże , zwłaszcza, gdy człowiek nie śpieszy się do pracy czy do szkoły , ani na inny pociąg na przesiadkę. Skoro funkcjonuje  kwadrans akademicki , więc niech będzie także swoisty kwadrans kolejowy.

Niestety przewoźnik się rozbestwił i poszedł za ciosem. Planowe opóźnienie zaczęło się stopniowo wydłużać. Z początkiem sierpnia SENATOR  do Zamościa stosunkowo często  przybywał po 20.00, potem o 20.30, w końcu zdarzały się przyjazdy na 21. I nie było  to już teraz opóźnienie planowe , bowiem pociąg jeździł w tzw. kratkę. Potrafił przyjechać do Zamościa trzy dni z rzędu znacznie opóźniony , by za czwartym razem objawić się  zupełnie punktualnie , jakby III wojna światowa wybuchła , albo znane z „Misia” Bareji – „Trzynaste Plenum Spółdzielni Zerum”. Niewtajemniczonym objaśnię, że bywało ono wtedy , kiedy z lotniska na Okęciu wszystkie samoloty przybywały i odlatywały o czasie i obsługa  nie mogła z niczym zdążyć. Zdradzę wam, że w Zamościu też obserwowałem takie nasze małe „Trzynaste Plenum”, kiedy wszyscy pasażerowie przybyli na dworzec 20 minut po czasie, tj. z uwzględnieniem planowego spóźnienia , a PODKOMORZY odjechał sobie  punktualnie o 19.33,  powodując  tym  niemałe zamieszanie . Doszło do tego, że  pewien  kolejarz opieprzał nawet przez telefon jakiegoś dyżurnego czy dyspozytora – o ile dobrze podsłuchałem. No , było wesoło!

Ale ta wesołość jakoś tak dziwnie przeminęła z chłodem sierpniowych  nocy, gdy nad pasażerami czekającymi na  PODKOMORZEGO  zawisły  czarne chmury. Wstyd się przyznać, ale przejeżdżając przez okolice dworca w porze dziennikowej , a nawet już po prognozie pogody lub jeszcze później ,  na początku w ogóle nie zwracałem większej uwagi na snujących się po przestrzeni dworcowej ludzi. Stopniowo  się nawet  przyzwyczaiłem do tego, ze wieczorem kręcą się tam , niby duchy dawnych podróżnych z czasów świetności naszego węzła. Nie wzruszało mnie wcale  ich przygnębienie. Ot , wiadomo mi było, że obydwa pociągi mają znaczne opóźnienie a moja reakcja na to ograniczała się tylko do  oczekiwania  w wygodnym zaciszu własnego domku na dźwięk syreny szynobusu, żeby potwierdzić i odnotować wielkość opóźnienia. Gdy teraz analizuję  te swoje niby notatki , to muszę Wam napisać, że przewoźnikowi nie przynoszą one zaszczytu. Na topie –  opóźnienie rzędu 120 minut , przeplatane planowym zwiększonym do 30 , to znów z rzadka przejazdem…punktualnym. Trzynaste Plenum? Ależ skąd! Nie ze mną te numery…Nie ma tak dobrze! PODKOMORZY jedzie punktualnie, jak KASZTELAN z 16.24 się znacznie opóźni, albo go odwołają. Ale o powody takiego biegu pociągów to już proszę pytać Pana Boga.

Rozpracowałem za to przyczyny permanentnych opóźnień będących  właśnie tematem niniejszego tekstu,  które  mnie tak bulwersują ostatnio. Jest to zbyt napięty obieg pojazdów. Przedstawia się on następująco. Szynobus startuje z Lublina o godz. 9.35 , jako pociąg REGIO KASZTELAN do Zamościa, gdzie przyjeżdża o godz. 11.53. Z Zamościa planowo wyrusza o 11.57 jako dalej ten sam pociąg do Jarosławia , gdzie melduje się teoretycznie o godz. 15.37. Z Jarosławia ten sam pojazd wyrusza w powrotną drogę o godz. 15.52 już jako REGIO SENATOR do Zamościa , do którego powinien przybyć o godz. 19.28. Z Zamościa ten sam pojazd wyrusza o godz. 19.33 jako REGIO PODKOMORZY do Rejowca, gdzie teoretycznie przybywa na godz. 20.41, skąd następnie powraca  o godz. 23.37 , przyj. do Zamościa o 0.50. Dalej z Zamościa mogą już być 3 warianty odjazdów w kierunku Rejowca, o których nie ma potrzeby w tej chwili się dalej rozpisywać.

Od razu rzucają się nam w oczy bardzo krótkie czasy  postojów przewidziane pomiędzy poszczególnymi kursami . Trzeba przyznać, że obsługa doskonale daje sobie z tym radę, dwojąc się i trojąc na zwrotkach ( Zawada, Zamość )  i mijankach. Problem powstaje przy jakichkolwiek awariach lub wypadkach, aczkolwiek awaryjność jednak jest niewielka a  wypadkowość na ogół wynika z czynników zewnętrznych , nie związanych z koleją, gdyż wywołana jest  niezachowaniem ostrożności na przejazdach kolejowych przez kierowców pojazdów kołowych.  Niewątpliwie takie okoliczności  można uznać jako zdarzenia nieprzewidywalne i z przykrością , ale usprawiedliwić kolej za ich negatywne oddziaływanie.

W omawianym przypadku    mamy do czynienia  jednak z czynnikiem , który powinien zostać rozpoznany i wyeliminowany przez przewoźnika na szczeblu zarządczym. Niestety tak nie jest! Otóż pociąg REGIO KASZTELAN czeka zwykle w Lublinie na opóźniony TLK POSEJDON z Kołobrzegu i Helu ( kursujący w wakacje zamiast TLK ŁOKIETEK ), który regularnie jest znacznie opóźniony, aczkolwiek też można w stosunku do tej rzeźni używać określenie: opóźnienie planowe. Zatem szynobus zwleka z odjazdem z Lublina , żeby zabrać pasażerów , którzy dojechali tutaj z całej Polski i rozwieść ich na Roztocze. Z jednej strony chwała Przewozom Regionalnym za taką postawę w stosunku do klientów, ale jej skutki  powodują nazwany prze ze mnie roboczo – efekt lawiny. Otóż na starcie z Lublina KASZTELAN wyrusza na ogół z planowym opóźnieniem rzędu 30 – 40 minut, co obserwuję zwykle na dworcu w Zamościu , podczas wjazdu pociągu. O godz. 12.10 wyrusza z Zamościa planowo REGIO ODRODZENIE do Lublina, które potęguje opóźnienie KASZTELANA, ponieważ ten musi zwiększać postój w Zawadzie , w celu przepuszczenia REGIO. Wszakże mamy szlak jednotorowy. Na ogół KASZTELAN wyrusza z Zamościa do Jarosławia już z opóźnieniem rzędu 50 minut, aczkolwiek zdarzają się przypadki zbijania tego opóźnienia, tj. przyjmowanie w Zamościu KASZTELANA przed odjazdem ODRODZENIA, co w praktyce niewiele daje, gdyż KASZTELAN musi i tak kiblować tutaj minimum te 10 minut , żeby uzyskać wolną drogę do Zawady. Jest to  czas  niezbędny na dotarcie tam ODRODZENIA.

Niestety , na roztoczańskich szlakach rozkład jazdy jest jeszcze bardziej napięty i po drodze opóźnienie zniwelować się nie da. Problemem jest także niewystarczająca ilość mijanek na Roztoczu , jak i na linii bałajskiej, tj. z Hrebennego do Mininy. Zgodnie z planowym rozkładem jazdy w Werchracie przewidziane jest mijanie się szynobusów. KASZTELAN jadący do Jarosławia mija się z tym wracającym z Jarosławia do Lublina. Pojazd na ten drugi wyrusza z Zamościa o 8.05 jako REGIO SENATOR do Jarosławia i jedzie on na ogół bez większych perturbacji. W drodze powrotnej  powstaje jednak problem krzyżowania, gdyż KASZTELAN do Lublina w teorii musi w Werchracie czekać na opóźnionego KASZTELANA z Lublina. Do niedawna było to chyba  praktykowane, co  powodowało widoczne w Zamościu 30 minutowe opóźnienia popularnego niewątpliwie pociągu do Lublina odjeżdżającego stąd planowo o 16.24 (KASZTELAN) . W tej chwili przypuszczam, (bowiem aż tak dokładnie nie jestem w stanie tego śledzić), że mijanie pociągów jest przeprowadzane  w Hrebennem albo nawet w samym Bełżcu, przez co szynobus jadący z Lublina do Jarosławia spowalnia jeszcze bardziej swoją jazdę. To opóźnienie rośnie lawinowo w drodze powrotnej, gdzie trzeba przepuścić chociażby pociąg jadący z Zamościa do Rzeszowa i w efekcie mamy to , co mamy , czyli SENATORA objawiającego się na stacji w Zamościu 2 godziny po czasie. To nie są żadne rewelacje wynikające z tajnych przecieków z dzienników ruchu prowadzonych przez dyżurnych ruchu. Broń Boże, takie wnioski nasuwa podstawowa analiza tabel rozkładów jazdy z uwzględnieniem podstawowych danych o możliwościach  technicznych poszczególnych posterunków. O tym wiedzą nawet dzieci , ale niewątpliwie  wszystkie wskazane prze ze mnie informację są potwierdzone w stosownej dokumentacji, której mam nadzieję – nie sposób jest w dzisiejszej dobie zafałszować.

Wnioski z przeprowadzonej analizy nie są zbyt optymistyczne. Niewątpliwie, gołym okiem widać , że  Przewozy Regionalne nie wdrożyły lub nawet nie opracowały procedur związanych z prowadzeniem ruchu pociągów w sytuacjach kryzysowych , z jakimi mamy właśnie do czynienia. Oczywiście w przypadkach losowych – takich jakie chociażby miały miejsce przy ostatnich kolizjach szynobusów z traktorami , pewnych rzeczy przeskoczyć się nie da. Aczkolwiek uważam, że próbować trzeba. Przewoźnik ograniczał się tutaj głównie do odwołania kursu pociągu, bez zapewnienia minimalnej formy komunikacji zastępczej. OK. – zdarzenie losowe, jakoś to można przełknąć, chociaż  z trudem.

W omawianym przypadku nie występuje jednak zjawisko losowe, bowiem TLK w Lublinie spóźnia się niemal codziennie. Co robi kolej? A no nic! Posłuchajcie zatem najbardziej istotnej części mojej opowieści. Lekcja praktyczna – rozmowa z pasażerem. Oto w jaki sposób , przewoźnik , traktuje swoich  klientów! Wyglądało to tak.

21.08.2012 r. przejeżdżałem rowerem ulicą Szczebrzeską obok stacji PKP, bynajmniej nie w celu zdemaskowania tych niechlubnych praktyk. Otóż , w pewnym momencie zajechałem pod budynek dworca , ponieważ przypomniałem sobie, iż  muszę sprawdzić w rozkładzie jazdy pewien niuans związany z HETMANEM, o który zostałem zapytany przez swojego znajomego. Muszę przyznać , ze po moich publikacjach rozkłady w Zamościu zostały zaktualizowane i nie wprowadzają już pasażerów w błąd, jak na początku wakacji.

Słuchajcie dalej. Zachodzę  na dworzec, a tu przy wejściu na  peron siedzi sobie na betonowych schodkach prowadzących do pobliskiej rampy sympatyczna dziewczyna , która obrzuciwszy mnie smutnym i zrezygnowanym spojrzeniem wyszeptała – dziewięćdziesiąt! Minut? – odparłem z lekkim uśmiechem. Tak – rzuciła krótko pod nosem. I wtedy świat się dla mnie zatrzymał. Rozglądam się dookoła. Jedyna peronowa ławka jest oblegana przez kilka osób. Na drugiej i ostatniej w tym przybytku ławce , znajdującej się przy budynku dworca koczuje małżeństwo z dwójką małych dzieci. Na tym ilość ogólnodostępnych miejsc siedzących uległa zakończeniu. Poczekalnia oczywiście zamknięta. Ale Polacy mają to do siebie, nawet w piekle potrafią przeżyć. Kilka osób obsiadło mało gustowne donice – kwietniki , na których od wieków nie uprawia się już żadnych kwiatków. Prawdę mówiąc , zawsze zastanawiałem się nad sensem ich kolejowej egzystencji. Teraz już wiem do czego służą. Ponoć siedzi się na nich wygodniej niż na twardej, drewnianej dworcowej pryczy. Są one bowiem wyścielone puszystą  , nigdy nie zraszaną nienaturalnie glebą. Dodatkowo, resztki obeschniętych przed laty nagietków robią za ekskluzywne na takim bez – ławiu:   eko-pufy.  Ale wtedy tłok był taki, że i tak  cztery osoby siadły sobie najnormalniej w świecie na nawierzchni bitumicznej wyścielającej plac dworcowy, obok barierki ochronnej. Jeden chłopak nawet smacznie sobie spał na podściółce z żakietu. Jak myślicie, ze to był bardzo romantyczny obrazek , to nic z tych rzeczy. Widok był przygnębiający. Bo tak: godzina 20,  na   pogrążonych  w naciągającym mroku torach , stało kilkanaście wagonów, nie wydających  jednak jakichkolwiek akustycznych objawów użycia. Część przeznaczona dla podróżnych ,  co prawda była oświetlona punktowo, ale pasażerowie koczowali na ogół w miejscach ocienionych, w półmroku. I panowała złowroga cisza. Tyle osób , a nikt się nie poruszał ani nic nie mówił. Miny mieli takie, jakby  czekali na pociąg nie do Rejowca, tylko na Syberię. Aż ciarki mi przeszły po całym ciele, gdy tak oglądałem  to wszech panujące  zrezygnowanie i niemoc. Co prawda – za dużo czasu to ja wtedy nie miałem, ale postanowiłem pojawić się ponownie  w porze odjazdu opóźnionego pociągu do Rejowca w celu zaobserwowania dalszego rozwoju sytuacji.

Co zamierzałem – to uczyniłem. Słuchajcie dalej. Jeszcze przed upływem 90 minutowego terminu opóźnienia dyżurny ruchu ogłosił przez megafon kolejne komunikaty. W tym czasie znajdowałem się jednak w pewnej odległości od dworca i ich nie zrozumiałem. Kiedy tam dotarłem, to akurat podjeżdżała na postój taksówka. Okazało się, że zamówiła ją pasażerka, którą uprzednio zastałem w trakcie koczowania na schodkach u wejścia na peron. 130 …minut, odparła mi , z wymuszonym uśmiechem, podczas otwierania drzwi do samochodu, mimo , że wcale ją o to nie pytałem. No tak, kiedy człowiek tak sobie postoi te półtorej godziny , za przeproszeniem – pod latarnią , z przerwami na ubijanie tyłkiem kolejowego betonu – to szybko nawiązuje  nić sympatii, z każdą zupełnie nieznajomą i przypadkową spotkaną osobą, którą w tym przypadku byłem właśnie Ja. „Tak, tory zasypało, -30 stopni„ syknęła szyderczo  przez otwarte okno samochodu. „Na szczęście mam dokąd wracać”. „No to powodzenia” – grzecznościowo rzuciłem na odchodnym i skierowałem się ku innym oczekującym. Można by pomyśleć – obraz z kolejowej stacyjki na magistrali w samym środku Tajgi, a mieliśmy się rozwijać chyba w przeciwnym kierunku.

Wśród podróżnych zapanowało poruszenie. Już nie było takiego spokoju, jak o 20, kiedy to czekali grzecznie w milczeniu na pociąg. Tym razem słychać było gwar, a poszczególni pasażerowie przemieszczali się z kąta w kąt. Małe dzieci, jakby nie zdając sobie zupełnie sprawy z powagi sytuacji , rozpoczęły typowe dla ich wieku figle i psoty. Niektórzy nerwowo wydzwaniali po wszystkich swoich znajomych w poszukiwaniu chętnych do zabezpieczenia powrotnego transportu drogowego ze swoich wojaży. Nie była to jednak taka prosta sprawa. Okazało się, że praktycznie wszyscy zgromadzeni znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Jak się zorientowałem, początkowo   o 19.33 –  grupa pasażerów była całkiem pokaźna, no mniej więcej dwa razy większa od zastanej. Na oko liczyła ze 20 osób. Szczęśliwcy, którzy mogli liczyć na pomoc bliskich, czym prędzej ją wykorzystali  , albo zrezygnowali z wyjazdu i udali się do miejsca dotychczasowego zakwaterowania w Zamościu. Pozostali pogodzili się ze swoim losem i czekali grzecznie na finał.

W końcu wkroczyłem do akcji i zacząłem dyplomatycznie podburzać zgromadzonych. Wyartykułowałem im ich położenie i przyczyny opóźnienia. Prawdę mówiąc, nie było to takie proste, ponieważ większość z pasażerów była podenerwowana i rozkojarzona. No , nie dziwię się – nie chciał bym się znaleźć na ich miejscu. Okazało się, że są dwie grupy. Większość udawała się do Lublina , a dwie osoby do Chełma. Te ostatnie pocieszyłem, że prawdopodobnie dojadą do celu, pozostałym zaleciłem zatelefonować po wszelakich dyspozytorach, co w praktyce okazało się być przedsięwzięciem dosyć karkołomnym. W sumie to sam nie za bardzo wiedziałem co mam tym ludziom mówić. Zalecałem, na wstępie domagać się zapewnienia o skomunikowaniu w Rejowcu od drużyny pociągowej  a także potwierdziłem , ze takie skomunikowanie formalnie funkcjonuje, według wszelkich powszechnie dostępnych informacji. Po pewnym czasie, jeden z pasażerów dodzwonił się do kogoś w rodzaju dyspozytora, gdzie uzyskał informacje, że kibel z Chełma do Lublina nie będzie w Rejowcu na nikogo czekał i właśnie dojeżdża już do Świdnika. Zapanowało duże poruszenie i przyznam się, że sam zacząłem rzucać mięsem na kolejarzy. Oczywiście nie miałem żadnych skrupułów, a nawet radziłem napisanie jakiejś zbiorowej skargi.

Napięcie rozładował w końcu  pewien mężczyzna, na którego wcześniej nawet nie zwróciłem uwagi, ponieważ zabawiał się z dziećmi innych oczekujących. Otóż człowiek ten wyciągnął z siatki flaszkę czystej wódki i z wielką radością zaprezentował wszystkim swoją wybawczynię.

  • „O to Pan możesz do północy tu czekać, widzimy , że Pan jest dobrze przygotowany do podróży koleją” – wykrzyknęła ze śmiechem jedna z siedzących na donicy – kwietniku , kobiet.
  • „A co, ja często jeżdżę tym pociągiem, to wiem co trzeba robić” – odparł bełkotliwym głosem jegomość.
  • „Patrzcie jaki mądry , może się teraz teleportować po całym świecie, gdzie Pan zajechał?”
  • „A do Ameryki”
  • „Ale mamy nowoczesną kolej, tylko nie każdemu jest dane tak jeździć”
  • „Ale już mało Panu zostało, dlaczego Pan wcześniej się tym wynalazkiem nie pochwalił” – kontynuowała rozbawiona kobieta.
  • „Możecie zamówić jeszcze jedną , w Zamościu są firmy, które dowożą na telefon, tylko musicie zrobić zrzutkę”, wtrącił się przechadzający  obok taksówkarz.
  • „A tam zaraz składkę ! Na koszt kolei” – poradziłem.

 Zrobiło się bardzo wesoło, towarzystwo zaczęło nawet się integrować , a flaszka została czym prędzej opróżniona przez jej właściciela , chyba z obawy przed innymi zainteresowanymi.

  • „To jest tylko moja, kochana kolejowa salonka!” Facet trzyma dumnie w dłoniach opróżnioną praktycznie z zawartości flaszkę.
  • „My w  Rejowcu wyciągniemy ze śmietnika  malagę i pójdziemy na piechotę po torach do Lublina”
  • „Będzie cattering a wy narzekacie”
  • „Tak – flaszka denaturatu, a potem: kup pan cegłę”
  • „No tak, tam jest bardzo ciemno, wytłukli   wszystkie latarnie, nie to co tutaj”

Tymczasem taksówkarz zaproponował dalszą integrację w celu zamówienia składkowego kursu do Lublina.

  • · „E, tam, tyle czekamy, to musimy zobaczyć w końcu ten pociąg” ,
  • · „Ale to nie wyjdą duże pieniądze” ,
  • · „Proszę Pana , my za biedni jesteśmy. Dla Pana nieduże , ale nie dla nas” .
  • „Nawet na flaszkę nie mamy, nie to co ten Pan”.

Poradziłem, ze ewentualnie, można było by przedłożyć  rachunek od taryfiarza przewoźnikowi kolejowemu z żądaniem rekompensaty, aczkolwiek ta moja propozycja nie wywołała wielkiego entuzjazmu.

  • „Za dużo nerwów!”. Potwierdzili wszyscy niezainteresowani.

Tymczasem , po opróżnieniu flakonu gentleman nagle się poderwał i podbiegł z papierosem w zębach do wyjścia ze stacji.

  • „A gdzie Pan leci?”
  • „Na papierosa”
  • „Tu niech Pan pali”
  • „No już raz zapłaciłem 100 złotych”
  • „Ale tu nie widać żadnego sokisty” I faktycznie gdzieś się pochowali, widocznie  nawet sokista potrafi się zawstydzić.
  • „A ile to można wódki wypić za 100 zł” odparł rozmarzonym głosem  i zniknął z papierosem w zębach w otchłaniach mroku.

Z kolei niepalących nurtowały inne problemy natury fizjologicznej. Oczywiście dworcowa toaleta, jak zwykle była zamknięta na cztery spusty. Ale wyobraźnia ludzka nie zna granic. Szynobus zastąpił kibel! Wprawdzie zawsze sądziłem, że ta ksywka zarezerwowana jest tylko dla elektrycznych zestawów EZT, ale po wczorajszej nocy na dworcu w Zamościu moje horyzonty uległy znacznemu poszerzeniu.

  • „ A Ty gdzie?”
  • „Do kibla!” I chodu za stojący na trzecim torze szynobus.
  • „To ja też chce!”
  • „Gdzie kolejarz chodzi piechotą?”Śmiech…

I na peronie , na wysokości szynobusu ustawiła się mini kolejka. Zamiast za stodołę chodziło się za szynobus. Teraz w końcu zrozumiałem po co on stoi w Zamościu prawie całą dobę, kiedy mamy takie duże kłopoty z zapewnieniem sprawnego taboru do obsługi wszystkich  pociągów. Toi – toi!  (W sumie dobra ksywka dla SA103-012 , w którym i tak śmierdzi jak w kiblu). W międzyczasie z torów wyskoczył sobie zajączek, a przy latarniach, za muchami uganiały się nietoperze. Zapachniało pewną taką sielskością.

Tymczasem zbliżała się godzina 21.40 – pora przyjazdu opóźnionego szynobusu. Publika zaczęła się lekko niecierpliwić. W końcu,  z 5 minutowym opóźnieniem w stosunku do planowanego opóźnienia, pojazd zatrąbił donośnie na przejeździe na Błoniach. Zapanowała powszechna radość. Ja tymczasem, wiedziony złym przeczuciem zaproponowałem podróżnym jak najszybsze postawienie obsługi pociągu pod ścianą. Po chwili skład ostro zahamował na torze 1. Z pociągu wygramoliła się grupka zrezygnowanych – widać , że turystów. Kilkoro taszczyło na plechach plecaki ,  prowadzili rowery. Wyglądali, jakby wysiedli z pociągu kolei transsyberyjskiej po kilkudniowej podróży. Pośpiech był duży, ale zamojscy , nowi podróżni faktycznie gremialnie skierowali się od razu do obsługi pociągu. Jej  reakcja mnie zaskoczyła. Konduktor powiedział, ze to jest pociąg tylko do Rejowca i to nie jest jego problem, że ktoś chce dalej nim jechać. Na moją stanowczą interwencję, pokazał mi nawet tablicę elektroniczną  pociągu wyświetlającą Rejowiec. To jest najważniejsze! Ponadto dowiedzieliśmy się również, że przy opóźnieniach PODKOMORZEGO , łącznik do Lublina i tak nigdy na niego w Rejowcu nie czeka. Cóż mogłem zrobić- poradziłem podróżnym żeby się dalej rzucali, aczkolwiek obsługa stanowczo odmówiła sprzedaży biletów do Lublina. Za to skomunikowanie do Chełma było zachowane, ale marna to pociecha, ponieważ chełmiacy stanowili mniejszość wśród pasażerów. Po chwili pojazd ruszył do Zawady i zmuszony byłem pożegnać poznaną wcześniej ekipę. Bardzo jestem ciekawy , jaki był finał całej wyprawy. O ile się zorientowałem, nie mogli oni liczyć na pomoc zmotoryzowanych bliskich w dowozie do Lublina. Pierwszy pociąg w tamtym kierunku rusza z Rejowca dopiero po 4 nad ranem. Na szczęście noc nie była taka zimna! Chyba dobrze zrobiłem , że odradziłem dwóm młodym dziewczynom  nocleg na peronie w Rejowcu. Tam takiego klimatu jak w Zamościu raczej by nie było, no i menele straszą. Tutaj był spokój , sielski spokój. Udały się do pobliskiego motelu, obok biur LHS-u.

Na podsumowanie   relacji muszę  wypunktować  kilka istotnych problemów. Przede wszystkim widać, że przewoźnik olewa klientów. W sytuacjach ekstremalnych stosowane są najbardziej prymitywne metody postępowania. Tak jak widziałem to na własne oczy – obsługa , z zachowaniem co prawda obrazkowej uprzejmości delikatnie, aczkolwiek stanowczo wmawia zdenerwowanym i rozmiękczonym kilkugodzinnym oczekiwaniem pasażerom, że  nie ma żadnego problemu.  Wczoraj, w stosunku do podróżnych ani razu nie zostało użyte słowo przepraszam, konduktorzy tylko uśmiechali się głupkowato a ponadto odmówili sprzedaży biletów do Lublina, twierdząc , ze mogą tylko do Rejowca. Podejrzewam, że może to być praktyka nagminna, zmierzająca do wygaszenia popytu. W oficjalnych danych zapewne nie wykazuje się jakiegokolwiek zainteresowania tym pociągiem ze strony podróżnych udających się w kierunku Lublina. Jeszcze , nie daj Boże ktoś w przyszłości wpadł by na pomysł , żeby   zrobić tutaj bezpośrednie połączenie z Zamościa do Lublina, a przecież wiadomo, że kolejarzom pasuje jeździć do Chełma, żeby zamykać obiegi drużyn konduktorskich. Analogiczna polityka jak z kursem o 4.27 rano z Zamościa.

Spółka wychodzi z założenia , że nie ważne jak – ważne , że się jeździ. Dlatego oprócz kilku połączeń sensownych mamy kursy , jakby to powiedział aron – całkowicie pozbawione sensu ekonomicznego. Aczkolwiek,  sens logiczny jakiś to one mają, tylko, że ukryty – bo nie mniej , nie więcej – chodzi o dowóz kolejarzy do pracy lub zamknięcie obiegów drużyn. Przykładem są właśnie wspomniane wyżej nocne kursy 0.50/4.27 z Zamościa , kiedyś był nim PODKOMORZY, ale w tym roku po rozsądnym  , choć niestety raczej teoretycznym ułożeniu skomunikowań – powoli  stawał się coraz bardziej popularnym połączeniem.

Druga sprawa , to brak równomiernego rozłożenia siatki przewozów. Przykładowo, na odcinku z Bełżca do Hrebennego pociągów jest za dużo. Moim zdaniem spokojnie wystarczyły by 2 pary , w tej chwili mamy trzy , przy stosunkowo małej przepustowności linii. Obiegi pojazdów  są też znacznie wydłużone, co dotyczy pociągów w relacji z Lublina do Jarosławia i z powrotem. Dlatego przy najmniejszych perturbacjach bardzo ciężko jest zamknąć obieg bez kreowania opóźnień , czego skutki wyraźnie widać na omawianym przykładzie. Z tych względów jestem za skracaniem relacji, aczkolwiek nie oznacza to, że mamy popadać z jednej skrajności w drugą. W tej chwili na Roztoczu Południowym w odniesieniu  do raczej skromnych potrzeb, związanych raczej z ruchem turystycznym – wystarczy uruchomić jeden bezpośredni pociąg z Lublina do Jarosławia wyruszający około 7 i powracający do stolicy województwa około 21, coś w planie obecnego PODKOMORZEGO. Zapewniał  on by bardzo dogodną możliwość przejazdu na Roztocze w celach turystycznych, jak i stosunkowo późny powrót . Pozostałe połączenia proponuję skrócić do Bełżca z zachowaniem skomunikowań w kierunku Jarosławia. Usprawni to obiegi. Bezsensowne jest też ułożenie przebiegów wszystkich kursów  z wprowadzeniem wjazdów z Zawady do Zamościa i z powrotem. Tu powinno uruchomić się połączenia wahadłowe : Zamość – Zawada – Zamość lub pociągi relacji Zamość – Bełżec – Zamość , skomunikowane w Zawadzie z kursami z/do Lublina . Optymalne rozwiązania uzależnione od potoków podróżnych  są łatwe do przewidzenia. Z powodzeniem ustalił bym taki rozkład jazdy. Obecny system wydłuża znacznie podróż z Lublina na Roztocze, co ma wpływ na obserwowany spadek frekwencji, nawet w kursach dotychczas dobrze obłożonych.

Oczywiście , jak już nie raz to powtarzałem, zlikwidowane powinny zostać nocne połączenia z Rejowca  do Zamościa  i z powrotem , ewentualnie dokonane istotne ich ograniczenie czasowe.  Racjonalna polityka rozkładowa umożliwiła by pozyskanie oszczędności, które dały by szanse na  uruchomienie przynajmniej jednego kursu całorocznego w kierunku: Lublin – Jarosław, a także nowych pociągów, chociażby na linii hrubieszowskiej.

Moim zdaniem wprowadzenie krótszych, skomunikowanych  relacji nie jest istotnym problemem, uważam nawet, ze nie ma to większego znaczenia. Oczywiście, w miarę możliwości taborowych obiegi powinny być jak najdłuższe, można też do tego stanu dochodzić stopniowo – w miarę pozyskiwania nowych pojazdów. No właśnie – polityka taborowa. Podobno na Podkarpaciu nam jej zazdroszczą. Wbrew pozorom – nie wszystko złoto co się świeci. Otóż, z jednej strony mamy opisane prze ze mnie bardzo napięte obiegi pojazdów, które wydaje się , że są wykorzystywane w maksymalnym zakresie. Z drugiej zaś strony, jeden z pojazdów stoi sobie planowo w Zamościu około 20 godzin. Chodzi o wóz z ODRODZENIA, który przyjeżdża do Zamościa o 15.47 , by wyruszyć z powrotem o 12.10 dnia następnego. Oczywiście, ze względu na duże kłopoty taborowe dokonuje się czasami  bieżącej rotacji , zamieniając krótkie składy SA103 , na SA134 z ODRODZENIA, co powoduje jednak perturbacje związane z koniecznością przesiadania się z pojazdu do pojazdu przez pasażerów, które chyba tutaj specjalnie nikomu nie przeszkadza. Roztoczańscy podróżni byli od zawsze nauczeni i są przyzwyczajeni do częstych przesiadek. To nie  galicjaki, których na przesiadkach trzeba obnosić w lektyce.  Dzięki takiemu wychowaniu , na szczęście – ciągle jeszcze chcą pociągami jeździć. Podstawowym warunkiem jest jednak dotrzymywanie  skomunikowań. Jak uczy  praktyka, mogą występować z tym duże problemy. A jakie –  to widzicie sami.

Gdyby komukolwiek z kadry zarządzającej zależało na zachowaniu wizerunku rzetelnego przewoźnika – przyjaciela kolei, które to hasło jest niestety ostatnio często tylko  tanim sloganem ,  w przypadkach dużych opóźnień wpływających na zerwanie skomunikowań – zadbano by  o podstawienie autokaru . Było na to wczoraj wystarczająco dużo czasu. Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt , że nagminnie zostaje odwoływane ostatnie połączenie z Zamościa w kierunku Lublina. Po 20 nie ma już tam jak dojechać nawet za pośrednictwem komunikacji drogowej , gdyż ostatnie busy wyruszają z Zamościa w porze odjazdu PODKOMORZEGO. . Oczywiście PODKOMORZY mógłby wczoraj nawet awaryjnie pojechać do samego Lublina. Doniesiono już mi  o praktyce uruchamiania tajnych nocnych podsyłów busów między Lublinem a Zamościem i na odwrót. Jakoś nie ma problemów z zamawianiem i organizacją takich pustych przebiegów. Można jeszcze napisać o małym SA107 stojącym bezczynnie od poniedziałku do piątku oraz codziennie w godzinach nocnych w Chełmie , który obsługuje weekendowe pociągi do  Włodawy , ale po co. Dobrze wiemy, że dla kierownictwa spółki są to rzeczy niezmiernie skomplikowane i generalnie zawracanie głowy.

 W pewnej  bardzo poważnej  firmie działającej z powodzeniem od dłuższego czasu na naszym terenie na ścianie w głównym holu, tuż obok gabinetu prezesa zarządu wisi całkiem fajnie sklecone hasło, którego dokładnie niestety nie jestem teraz chyba w stanie sobie przypomnieć, tym niemniej spróbuję. „Klient jest jedyną  osobą w tej firmie, która jest w stanie zwolnić każdego :  od sprzątaczki , po prezesa zarządu. Wystarczy po prostu , że przestanie u nas kupować”. Dedykuję to hasło wszystkim odpowiedzialnym za transport kolejowym decydentom. Zastanawiałem się więc, nad ukaraniem osób odpowiedzialnych za zaistniałą sytuację  i doszedłem do wniosku , że kara powinna być dotkliwa. Proponuję więc przywieść Panią Dyrektor od Przewozów Regionalnych do Zamościa, wyposażyć w pół litra czystego alkoholu zakupionego na koszt podatników z funduszu reprezentacyjnego , no i niech sobie wraca do Lublina….opóźnionym o 130 minut PODKOMORZYM. Oczywiście z obowiązkowym międzylądowaniem na peronie w środku nocy w Rejowcu. Życzymy przyjemnej podróży i prosimy koniecznie podzielić się  z nami wrażeniami po wycieczce.