Dlaczego pociągi pasażerskie na Zamojszczyznę szybko nie wrócą?

  

Tytuł może i bardzo pesymistyczny, ale obserwując to co działo się wokół kolei nie tylko w województwie lubelskim, ale ogólnie w Polsce w ciągu ostatniego roku, ze szczególnym uwzględnieniem wydarzeń jakie miały miejsce w ostatnich miesiącach na Zamojszczyźnie, wydaje mi się niestety bardzo prawdziwy. Zresztą nie tylko ostatni rok ale w zasadzie ostatnie 10 lat polityki względem kolei w naszym regionie skłoniło mnie do takich pesymistycznych wniosków. No bo jeśli systematycznie przez tak długi okres marginalizuje się gdzieś transport szynowy i likwiduje zaplecze z nim związane, to nie dziwmy się, że tendencje przeciwne ciężko będzie wprowadzić.
No ale po kolei. Zastanówmy się najpierw jak wygląda obecnie sytuacja na Zamojszczyźnie pod kątem uwarunkowań i czynników. W pierwszej kolejności wypadałoby zająć się połączeniami międzyregionalnymi, które cieszyły się największą popularnością i broniły się przed skutkami różnych „racjonalizatorskich” posunięć kolejowych decydentów najdłużej. Przeprowadzona na przełomie 2008 i 2009 roku reforma grupy PKP połączona z relokacją taboru, zaplecza i pracowników wprowadziła wiele zamieszania i wyznaczyła nowe trendy w transporcie szynowym w Polsce. Trendy z punktu widzenia przeciętnego klienta kolei, niestety bardzo szkodliwe. Teoretycznie organizacja połączeń międzyregionalnych na zasadach dotychczas znanych (czyli dotowanych z budżetu centralnego) spadła na barki PKP Inter City. Spółka jednak posiadając pełne poparcie ministerstwa infrastruktury, które zafundowało jej ten obowiązek zaczęła realizować go w możliwie wygodny dla siebie sposób. To znaczy w oparciu o posiadane zaplecze i tabor i w zasadzie tylko między największymi ośrodkami. Pierwszą ofiarą tej nowej strategii padła właśnie Zamojszczyzna. Z kilku powodów. Po pierwsze region ten znalazł się z dala od głównych ośrodków miejskich i linii magistralnych, czyli poza zainteresowaniem PKP IC. Po drugie wszystkie linie w regionie są liniami nie zelektryfikowanymi, a spółce przydzielono zaledwie kilkanaście liniowych lokomotyw spalinowych. Po trzecie nietrudno zauważyć, że PKP IC w założeniu miało zapewnić wyższy poziom podróżowania za wyższą cenę, nawet kosztem poważnego uszczuplenia sieci połączeń. No i wreszcie po czwarte, mniej więcej od 2004 roku zmieniano rozkład połączeń pozostałych w regionie po „rzezi” lat 2000-2001 w sposób coraz bardziej niekorzystny dla pasażera, i odbijało się to systematycznym spadkiem frekwencji. Ostatecznie w 2009 roku chcąc skorzystać z oferty kolejowej trzeba było naprawdę nieźle się nagimnastykować
Jak zatem traktować wobec tych faktów przebąkiwania rzecznika Neya, lub inne rozpuszczane ploteczki o wielkiej chęci przywrócenia jakiegoś połączenia sezonowego i pamięci o Zamojszczyźnie? Jako odpowiedź na to pytanie kilka faktów poniżej.
Ostatnią konkretną propozycją ze strony PKP IC było rzucone we wrześniu hasło: 4mln dopłaty do pośpiesznych od Lubelskiego Urzędu Marszałkowskiego, a na następny rozkład uruchomimy jakieś połączenia na Zamojszczyźnie. Tyleż proste co mgliste i nic nie mówiące (żeby nie powiedzieć bezczelne – wszak połączenia międzyregionalne dotuje się z budżetu centralnego) zapewnienie. Marszałek stanowczo odmówił woląc zlecić takie zadanie samorządowym Przewozom Regionalnym. Jak się okazało i tak tego nie zrobił, ale o tym za chwilę. W każdym razie po tej deklaracji sprawy potoczyły się błyskawicznie i skreślono najpierw pociągi PKP IC do Zamościa, a chwilę później PKP Cargo podjęło błyskawiczną decyzje o likwidacji lokomotywowni w Zamościu Bortatyczach. Tak więc w tej chwili nawet gdyby chcieć uruchomić jakiś sezonowy TLK do Zamościa, to pojawiają się problemy. Kto zapewni obsługę trakcyjną? Jak zorganizować jakiś optymalny obieg lokomotywy pod jedyną w regionie jednostkę PKP IC w Lublinie? No i wreszcie w razie jakiejś awarii (a te wśród SU45 czy SM42 jakimi dysponuję PKP IC nie należą do rzadkości) skąd podesłać lokomotywę do Zamościa lub gdzie zaistniałą usterkę naprawić? To wszystko pociąga za sobą koszty. Poza tym zobaczmy na ogólną strategię trasowania TLK w nowym rozkładzie. Na odcinkach nie zelektryfikowanych ilość par pociągów tego typu można policzyć na palcach obu rąk (jest to ilość w sam raz pod posiadaną ilość kilkunastu maszyn). Dlatego też szczerze wątpię, że PKP IC „zafunduje” cokolwiek na Zamojszczyźnie. W sezonie co najwyżej pojawi się kilka pociągów nad morze i na Mazury ale na pewno nie u nas! A rewelacje gazet czy rzecznika możemy włożyć między bajki.
No ale nie samym PKP IC, jeździ człowiek i zobaczmy jak sprawa wygląda pod kątem wielkiego konkurenta czyli Przewozów Regionalnych. Przewoźnik jak wiemy został wydzielony spod skrzydeł PKP i należy obecnie do samorządów wojewódzkich co otwiera spore możliwości w dziedzinie korygowania po linii właścicielskiej rozkładów jazdy lub promocji pod kątem pasażera. Przewozy Regionalne zabierają się również, mimo kłopotów finansowych i jeszcze większych kłopotów taborowych, coraz śmielej za konkurencję z Inter City na trasach między wojewódzkich oferując tańszą i nierzadko lepiej dopasowaną ofertę Inter Regio (cóż natura nie znosi próżni i pustkę po pośpiesznych dla „szarego obywatela”, trzeba jakoś zapełnić).
Po wycofaniu się PKP IC ze szlaków Zamojszczyzny, inaczej niż w innych regionach w Polsce pozostała na torach kompletna pustka. Tym bardziej wielkie nadzieje pokładano w Przewozach Regionalnych i w ich ofercie IR lub pociągów osobowych. Tymczasem kiedy przyszło do organizacji budżetu województwa Lubelskiego na 2010 rok, okazało się gdzie tak naprawdę zarząd województwa ma połączenia kolejowe na Zamojszczyźnie. Nie pojedzie u nas żaden pociąg Przewozów Regionalnych, a mimo to dotacja dla PR w lubelskim wzrosnąć ma w 2010 o 13mln 300 tys. zł. z poziomu 33mln rocznie do 46mln! To wzrost o ponad 1/3 w przeciągu roku. Można tutaj pytać gdzie są przedstawiciele Zamojszczyzny w Zarządzie Województwa? Gdzie presja ze strony lokalnych samorządowców, czemu nie upominają się o swoje?
Cóż można krzyczeć. Skandal! Wstyd! Oszustwo! I będzie to jak najbardziej zasadne. Tylko przyznam szczerze jakoś ta postawa zarządu województwa mnie nie zdziwiła. Nikt, tego głośno nie powie ale lubelskie ma swoją strategię dla kolei, którą zresztą samorządowcy z Zamojszczyzny zaakceptowali bez mrugnięcia okiem. Zakłada ona połączenia: Dęblin – Lublin – Chełm, Łuków – Lublin, Lublin – Stalowa Wola, lokalne połączenia do Świdnika na lotnisko… i tyle. A Zamość, Hrubieszów, Biłgoraj, Tomaszów? Tam mamy PKS Wschód, po co pociągi, ktoś w ogóle tam jeszcze pamięta co to jest pociąg? Hmm, dziwne. Bądźmy szczerzy chcąc teraz uruchomić połączenia Przewozów Regionalnych na Zamojszczyźnie, znów napotyka się problem organizacyjno – techniczny, podobny jak przy rozważaniach dla PKP IC. Trzeba obiegi zamknąć w Lublinie, bo tylko Lublin i Łuków pozostały zapleczami PR w woj. lubelskim. Wymusza to konieczność oparcia ewentualnego rozkładu jazdy o połączenia Lublin – Zamość, które mają najmniejsze szanse konkurencji z transportem drogowym i które miały najniższą rentowność. W lipcu 2009 roku podjęto decyzję o likwidacji sekcji utrzymania i napraw wagonów pasażerskich PR w Hrubieszowie, jedynego pozostałego zaplecza PR na Zamojszczyźnie. Decyzja jest właśnie wcielana w życie. Czy gdyby naprawdę Przewozom Regionalnym zależało na połączeniach na Zamojszczyźnie, to likwidowano by teraz jedyne zaplecze w regionie i wywożono zeń maszyny do Łukowa? Czy zwolnienie tych 56 osób zajmujących się naprawą wagonów naprawdę aż tak znacząco obniży koszty LZPR zatrudniającego około 700 pracowników, że nie możliwe jest przekwalifikowanie zakładu?
Rodzi się pytanie. Czy jeżeli można wygospodarować nagle dodatkowe 13mln na połączenia kolejowe i można uruchomić po 10 latach przerwy pociągi do Lubartowa, to co tak naprawdę stoi na przeszkodzie żeby uruchomić połączenia na Zamojszczyźnie? Są pieniądze, jest tabor (a będzie go jeszcze więcej) brak niestety najważniejszego. Najmniejszej chęci i przekonania ze strony władz. Pamiętam, jak PKP PR likwidując po 4 letniej przepychance z mieszkańcami Ziemi Hrubieszowskiej, ostatnie kolejowe połączenie na linii do Hrubieszowa mówiło, że zaoszczędzi w ten sposób w ciągu roku nawet do 2mln zł. A niebawem Marszałek zakupi nowe szynobusy to może pociągi wrócą. Jak wiemy za kilka dni minie od tego momentu 5 lat i widzimy jak potoczyły się dalsze losy. Myślę, że i teraz niema co snuć planów, że jak dojadą nowe szynobusy to pociągi wrócą na Zamojszczyznę. Ta retoryka jest już znana i naprawdę, jeżeli nie pojawiły się w rozkładzie mimo takiego zastrzyku finansowego żadne pociągi na Zamojszczyźnie to możemy być pewni, że się nie pojawią. Widać dobitnie, że Zarządowi Województwa Lubelskiego w przeciwieństwie do sąsiedniego Podkarpackiego kompletnie nie zależy na pokryciu obszaru woj. siecią połączeń kolejowych. Tam pomimo o wiele gorszego stanu infrastruktury i niższych szlakowych, prawie na wszystkich liniach mamy pociągi regionalne, a samorząd wojewódzki planując listę zakupów szynobusów myśli o kompleksowej sieci na terenie województwa a nie tyko kursach do Stalowej Woli czy na lotnisko. Gdyby przełożyć tam realia lubelskie, cały węzeł zagórski powinien być pozbawiony połączeń pasażerskich, a najbliższa jednostka utrzymania taboru znajdować się w Rzeszowie.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że tak zdaniem Zarządu Województwa Lubelskiego i PKP IC ma wyglądać mapka kolejowych połączeń pasażerskich w województwie lubelskim i zapewne już niebawem stanie się to faktem. Na żółto zaznaczone odcinki obsługiwane przez PKP Inter City i Przewozy Regionalne, na niebiesko tylko przez Przewozy Regionalne.

Podsumowując cały ten przydługawy tekst. Okoliczności dla powrotu połączeń kolejowych w regionie są bardzo niekorzystne. Po pierwsze zaplecze kolejowe w regionie jest kompleksowo likwidowane pod kątem nowych realiów i reaktywację będą wymagały jego odbudowy chociaż w części co znacznie podniesie koszty. Po drugie pociągi na Zamojszczyźnie nie pasują do strategii państwowego przewoźnika, a władze wojewódzkie nie są zainteresowane uruchamianiem na Zamojszczyźnie niczego mimo, że ta część województwa również finansuje połączenia kolejowe i ich potrzebuje. Po trzecie lokalni politycy i samorządowcy w większości wykazują się niewiedzą graniczącą z ignorancją na temat kolei i nie dostrzegają problemów związanych z brakiem połączeń kolejowych.
Czy jest szansa na zmianę postawy i założeń dotyczących funkcjonowania kolei w lubelskim? Niektórzy mówią, że ten rok był przełomowy i jak mówi powiedzenie miarka się przebrała i już może być tylko lepiej. Cóż, pojawiły się inicjatywy oddolne jak Grupa Obrony Kolei na Roztoczu, które chcą coś zmienić i rozbić mur niechęci lokalnych władz wobec kolei. Wciąż, jednak niestety w niektórych środowiska pokutuje pogląd, że dla kolei na Zamojszczyźnie miejsca niema lub też, że jak mają jeździć gdzieś tylko 3 pary pociągów, to już lepiej niech nic nie jeździ. Cóż, miejmy nadzieję, że uda się to zmienić, nim kolejna spółka z rodziny PKP, jak chociażby Polskie Linie Kolejowe, zafunduje nam następną „kompleksową” likwidację.