Nowy przystanek Wólka Orłowska

  

W końcu odwiedziłem  Wólkę Orłowską. Czasami przejeżdżam przez tę miejscowość w drodze do Lublina, ale ostatnio nie miałem czasu, żeby  zatrzymać się dłużej. PKP PLK wybudowała tutaj nowy przystanek osobowy. Jest on usytuowany na linii 69 pomiędzy stacją Krasnystaw Towarowy a byłą stacją Izbica.

Jak widać wyposażony jest w standardową wiatę kolejową. W tym miejscu pozwolę sobie na odrobinę  krytyki. Tego typu budowle,  jak widoczna na zdjęciu nie zawsze są w stanie zabezpieczyć przed opadami. Przetestowałem to na przykładzie wiaty peronowej na przystanku Mokre, gdzie czekając na pociąg ( co prawda towarowy ) przemokłem doszczętnie!  Działo to się na początku kwietnia bieżącego roku a  opady nie były nawet  tak bardzo intensywne. Zacinał wiatr od zachodu, który nawiewał wodę prosto do wnętrza wiaty. Lała się ona też przez szczeliny w ścianach ponieważ poszczególne elementy nie przylegają bezpośrednio do siebie.  W sumie najpewniejsze schronienie było  za wiatą, tj trzeba było wyjść z jej wnętrza i stanąć za tylną ścianą ale nie sposób było się za nią wcisnąć, ze względu na to, iż przylega bezpośrednio do płotu. W tym miejscu trzeba podkreślić   niekorzystne usytuowanie wiaty w Mokrym, która otwarta jest w kierunku północno – zachodnim a u nas przeważnie stamtąd  wieje. Korzystniej posadowiona jest już na przykład wiata na przystanku Zamość Starówka chociaż i  tam „dziury” w ścianach   robią kolei krecią robotę. W Wólce Orłowskiej mamy  jeszcze gorzej niż w Mokrym – bowiem widoczna na zdjęciu wiata zorientowana jest w kierunku zachodnim. A klimat  ostatnio kapryśny: burze, gradobicia, trąby powietrzne…

No i nie wiem czy dla przemoczonego podróżnego wystarczającą rekompensatą będzie spojrzenie na tablicę z nazwą miejscowości. Na przystanku Mokre  to przynosi ulgę, ale w Wólce Orłowskiej? Ta uwaga jest skierowana oczywiście nie dla budowniczych, tylko dla projektantów – wyobrażam sobie, że takie wiaty stanowią teraz standardowe wyposażenie peronów na modernizowanych magistralach. A wystarczy nie robić szpar w ścianach na łączeniach tafli oraz zakrywać częściowo przednią przestrzeń wiaty robiąc coś na kształt wejścia. Wiaty posadowione na stacji Zamość Główny  spełniają wskazane przeze mnie wymagania, ale są trochę większe i jak przypuszczam – z założenia nie mogą być budowane na jednokrawędziowych peronach. To takie moje dywagacje, ale coś w tym musi być, więc apel do kolejowych dygnitarzy o tą brakującą przednią szybkę na mniej okazałych konstrukcjach.

Peron długi nie jest, jak podaje Rynek Kolejowy – nie przekracza 85 metrów.

I tyle chyba spokojnie wystarczy. Nie przyszło by mi nigdy do głowy, żeby go mierzyć, ale wartość takich inwestycji  od zawsze mnie interesowała. Jak podaje Rynek Kolejowy całość kosztowała 719.000 zł.

Są tu oczywiście  jeszcze inne bajery. Na przykład tablica ogłoszeń. Widzieliście Państwo takie cuś?

Parking jest jeszcze w budowie. To niezbędna infrastruktura przy takich inwestycjach, ponieważ podróżni lubią przyjeżdżać na stacje i przystanki samochodami. Za moich czasów ( era: Ty51 ) czegoś takiego nie było! No wyobraźcie sobie, że ja wracając z kolegą samochodem z Lublina wysiadłem w okolicach stacji Krasnystaw Towarowy ponieważ spostrzegłem oczekujący na podanie semafora pociąg towarowy wiozący stal. Dotychczas sądziłem, że takie składy kursują tylko z Bortatycz i dlatego tam wysiadłem, a nie w Wólce Orłowskiej gdzie planowałem początkowo ( prawdę mówiąc miał być tylko krótki postój w celu wykonania  zdjęć, w celu napisania artykułu). Na dodatek taszczyłem ze sobą ciężką torbę firmową,  którą starsi, emerytowani pracownicy mojej instytucji nazywali: „teczką AK”. No bo: „a kurę a kaczkę tam można było zmieścić” natomiast obecnie zamiast drobiu przenosi się tam głównie komputer i masę różnych dokumentów co to mają odpowiednią, urzędową wagę. Waży to wszystko sporo, kilkanaście kilo – w sumie pierwszy raz  pokonywałem z nią takie odległości. Niezła to była sztafeta. Mimo tego, iż   lokomotywa ST48 znajdująca się na pociągu stojącym w Krasnymstawie od str. Zawady miała zapalone trzy światła uznałem to za pomyłkę i udałem się na drugi koniec stacji, żeby sprawdzić sygnały przyczepionej tam lokomotywy ST45. Okazało się, że tamta maszyna miała zapalone czerwone końcówki, a więc osygnalizowanie końca składu, zatem  o żadnym błędzie być nie mogło mowy.  Udałem się z powrotem na południową głowicę stacji, domyślając się, że pociąg czeka na jadący od Zamościa szynobus do Lublina i z nieznanych mi powodów powiezie stal do Zamościa, zamiast ją od nas wywieść. REGIO ODRODZENIE faktycznie niebawem pojawiło się na horyzoncie. Następnie, drogą biegnącą wzdłuż torowiska udałem się szukać  odpowiedniego placu na sfotografowanie składu, a był on trochę oddalony, jak się potem okazało od stacji. Na szczęście brutto ruszyło z Krasnegostawu z mozołem,  więc dotarłem gdzie planowałem o odpowiedniej porze.  A po wszystkim stwierdziłem, że muszę wykorzystać okazję i dostać się do Wólki Orłowskiej i najlepiej dotrzeć tam na piechotę wzdłuż drogi, co też uczyniłem. I wcale nie było to takie uciążliwe. Po  godzinie z niewielkim hakiem byłem już na miejscu, także aż takie straszne odległości to nie są. A czułem się jak pasażer z bagażem, przez tą swoją ciężką torbę – którą  kolega chciał zabrać, a ja się uparłem… Miałem za swoje. A wracając do tych nieszczęsnych wiat, to też można by  decydentów zwabić na uroczyste otwarcie peronu a następnie pod wiatą związać sznurem, żeby nie uciekli i zlać wiatę wodą z wozu strażackiego. To byłby  najlepszy test dla tych konstrukcji.

Oczywiście nie mam zamiaru krytykować idei powstania przystanku. Czasy się zmieniły, więc ludzie zrobili się wygodni. Dobrze, że chcą jeździć pociągami ale pragną  mieć kolej na wyciągnięcie ręki, pod domem, prawie na podwórku. Przystanek powstał na skutek inicjatywy okolicznych mieszkańców, zaangażowały się też władze samorządowe, a zarządca infrastruktury kolejowej zapalił zielone światło. Na zdjęciu widać  podjazd dla osób niepełnosprawnych i stanowisko do parkowania rowerów.

W celu zapewnienia bezpieczeństwa peron objęto monitoringiem.

Najbardziej spodobał mi się widoczny na zdjęciu zegar. Wybaczcie brak ostrości, ale ręce się telepały – z wrażenia.  Za moich czasów to tylko w Warszawie Centralnej podobne wynalazki wisiały. Wyświetla nie tylko czas, ale i inne informacje.

Zauważyłem też megafony, zatem będą zapowiedzi. Na razie wszystkie pociągi osobowe przejeżdżają przez Wólkę Orłowską na biegu. Przystanek zostanie otwarty w dniu 11.06.2017 r, tj od cyklicznej korekty rozkładu jazdy i od tego czasu zatrzymywać się na nim będą wszystkie pociągi REGIO kursujące  z Lublina do Zamościa i Bełżca. Pociągów INTERCITY na odcinku Zawada – Rejowiec w ostatnich latach nie stwierdzono.

Trzeba przyznać, że przystanek stosunkowo korzystnie  komponuje się w okolicznym krajobrazie. Tak jakby był tu od zawsze. Pamiętam pejzaż bez niego –  czegoś  brakowało. A do Wólki Orłowskiej przyjeżdżałem kilka razy oglądać pobliski wiadukt.

Widoczny na zdjęciu wiadukt jest charakterystyczną budowlą w okolicy. W 2010 roku go wybudowali rozbierając  powojennego poprzednika, pisaliśmy szczegółowo o tej inwestycji na łamach LKN. W tym miejscu przecinają się trzy drogi: kolej, szosa oraz rzeka. Niedawno, mój tato opowiedział mi ciekawą historię o wcześniejszej, przedwojennej –  drewnianej konstrukcji, która pośrednio związana jest z nowo wybudowanym przystankiem. Otóż, mniej więcej do tego miejsca dojechał pierwszy po wyzwoleniu pociąg osobowy. Kiedy na Lubelszczyźnie zakończyły się działania związane z II Wojną Światową z Lublina do Zamościa wyruszył pociąg  składający się z parowozu i raptem tylko 3 wagonów osobowych. Jadąc do Zamościa dojechał do Wólki Orłowskiej gdzie  mechanik odmówił dalszej jazdy ze względu na tragiczny stan mostu zniszczonego działaniami wojennymi. Wszyscy wysiedli z wagonów  a następnie  przeprowadzone zostały wstępne oględziny konstrukcji mostu, który sprawiał wrażenie  tragicznie. Następnie, podróżni i kolejarze  udali się na najbliżej położony utwardzony plac, gdzie odbyła się narada i… głosowanie. Czy jedziemy dalej czy pociąg kończy bieg? Przegłosowano dalszą jazdę,  wszyscy karnie wsiedli do wagonów po czym pociąg przejechał po felernym odcinku. Jechał bardzo wolno, most niesamowicie trzeszczał, tory się wyginały, wagony kołysały, deski odpadały a podróżni odmawiali pacierze ale ostatecznie udało się przebyć tę drogę przez mękę. Gdy tylko  ostatni wagon znalazł się po drugiej stronie, konstrukcja  z wielkim hukiem się zawaliła, a podróżni wysiedli i z przerażeniem patrzyli na to co ich mogło spotkać. Ponoć byli i tacy, którzy po tym przeżyciu nabawili się urazu do jazdy  koleją. W jednym z wagonów  siedział  znajomy mojego taty, osoba w późniejszym  czasie bardzo znana w Zamościu i szanowana. Jednak mój ojciec  uprzedził mnie też,  iż w latach  powojennych dużą popularność zyskały westerny, gdzie praktycznie w każdym filmie zawalić się musiał jakiś most kolejowy, więc ta opowieść mogła mieć charakter legendy biesiadnej i została ubarwiona na potrzeby słuchaczy. Jak to było naprawdę, tego już nie wyjaśnię, ponieważ ten człowiek dawno nie żyje. Faktem jest iż przyjechał do Zamościa z Lublina pociągiem zaraz po wyzwoleniu   a więc do Wólki Orłowskiej  dojechać musiał.