Ze Śląska na Zamojszczyznę AD 2009, czyli mała relacja z podróży.

  

Całkiem niedawno na łamach naszego serwisu pojawiły się dwa artykuły na tematy związane z degradacją połączeń kolejowych z zachodniej Polski do Zamościa. Postanowiłem, jako że z powodów rodzinnych od ponad 15 lat regularnie jeżdżę kilka, a ostatnimi czasy i więcej, razy w roku na trasie Śląsk/Małopolska – Werbkowice, również dołożyć swoje 3 grosze publicystyki na ten temat.

Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu, kiedy po raz kolejny zechciałem wybrać się z Krakowa, w którym studiuję, w moje rodzinne strony, to jest w okolice Hrubieszowa. Ponieważ nie przepadam za załatwianiem się „na rozkaz” w czasie wyznaczonego postoju i siedzeniem non stop prawie 8 godzin w fotelu autobusu, (nawet jeśli akurat trafia się nowoczesna maszyna, w której kolan nie wbija się w fotel pasażera siedzącego przed sobą) postanowiłem jak największą część trasy pokonać pociągiem. Całej niestety pokonać tym środkiem lokomocji się nie da, gdyż w zimie 2004 roku PKP PR zawiesiły kursowanie pociągów pasażerskich na trasie z Zamościa do Hrubieszowa (łącznik od pośpiesznego Wrocław – Zamość), z powodu zbyt małej opłacalności połączenia. Ciekawe, że opłacalność tę spółka sama drastycznymi działaniami zniechęcającymi, jak zmiana rozkładu likwidująca największe potoki podróżnych, przez cały rok 2004 skutecznie obniżyła. No ale wracając do meritum. Od kilku lat można było poradzić sobie w taki sposób, że do Zamościa dojeżdżało się pociągiem i kontynuować podróż busem lub PKSem, choć na przeszkodzie stawała zawsze jeszcze bzdurna lokalizacja dworców BUS/PKS i PKP na dwóch przeciwnych końcach miasta.

Teraz niestety, oba pociągi do Zamościa czyli „Hetman” i „Roztocze” docierają do stacji docelowej odpowiednio na 22:30 i 19:20. O 22:30 z Zamościa wydostać nie da się w ogóle, a o 19:20… no cóż, trzeba się nieźle „nagimnastykować” no i oczywiście trafić tam w dzień roboczy bo inaczej ta sztuka jest praktycznie niemożliwa. Jak to zwykło się mówić, natura nie znosi próżni. Nie dziwota więc, że teraz w „Hetmanie” na odcinkach Zamość – Tarnobrzeg, a w „Roztoczu” Zamość – Horyniec podróżuje po 20-30 osób skoro nie dość, że bilety są drogie, to jeszcze pociągi te kursują w bezsensownych porach, a konkurencja ze strony PKSu jest coraz silniejsza. W końcu nawet przewoźnicy drogowi nie muszą się specjalnie starać by przyciągnąć klientów, bo z braku innego wyboru, przychodzą oni po prostu na autobus. Tak więc PKSy na trasach Hrubieszów – Kraków, Hrubieszów – Katowice czy Hrubieszów – Wrocław robią całkiem niezły interes, a kolej ponosi straty nawet na trasie do Zamościa.

Postanowiłem w takim razie sprawdzić, czy może mógłbym dojechać na cywilizowaną godzinę i w normalnym czasie na Zamojszczyznę na przykład z Katowic i ku mojemu zaskoczeniu znalazło się całkiem udane połączenie. I teraz proszę o uwagę. Z Katowic do Zamościa najszybciej i najwygodniej pociągiem dojechać można przez: Pilawę, Dęblin i Lublin! Podróż taka, choć kilometrowo dłuższa niż „Hetmanem” czy „Roztoczem”, to jednak od obu szybsza i co ciekawe cenowo zamyka się w granicach tego co oferuje PKS! Postanowiłem przetestować to na własnej skórze i poniżej krótka relacja.

Start – 5:20 rano w Katowicach. W perony wtacza się międzynarodowy pośpieszny „Vltava” z Pragi do Moskwy, który to na odcinku Katowice – Terespol prowadzi dostępny w komunikacji krajowej wagon 2 kl. Frekwencja w tym wagonie, jak w całym PKP IC, po jednej lub dwie osoby na przedział. „Vltava” po 15 minutowym postoju na manewry rusza z Katowic z dodatkowym wagonem i kieruje się na centralną magistralę kolejową. Jest to pociąg międzynarodowy więc po drodze mijamy bez zatrzymania wszystkie stacje, nawet te większych miast: Sosnowca, Będzina, Dąbrowy Górniczej, Zawiercia. Prędkość podróży jest naprawdę imponująca, po rozpędzeniu zaraz za Katowicami praktycznie nie zwalniamy poniżej 100 (na Podkarpaciu np. rzecz nie do pomyślenia). Po półgodzinie podróży skład wjeżdża na CMK i od tego momentu przez najbliższe 2 godziny prowadząca nasz skład EP07 praktycznie nie zwolni poniżej swojej prędkości konstrukcyjnej.

Pusty, wygodny przedział i szybko umykający za oknem krajobraz przy jednostajnym szumie silników trakcyjnych „siódemki”, harujących na najwyższych obrotach, skłaniają do snu, bo godzina jeszcze wczesna. Pobudka po 9 już na Mazowszu. Tym razem doznania zgoła inne. Turlamy się 40 km/h co prawda dwutorową, ale strasznie zapuszczoną linią przez mazowieckie równiny. Po drodze zrujnowane stacje, i zapuszczone przystanki. Ława torowiska na nasypach jest tak wąska, że ma się wrażenie, że podsypka zaraz zsunie się z nasypu, jak rozjeżdżające się na boki słupy sieci trakcyjnej. Po drodze widać, że miejscowa ludność traktuje wykopy i odwodnienia linii kolejowej jak zsypy na śmieci, co nie robi zbyt dobrego wrażenia. Mijamy jeszcze długi most na Wiśle i za kilkanaście minut pociąg melduje się w Pilawie. Tam przesiadka i czterdziestominutowe oczekiwanie na „Bydgoszczanina” z Bydgoszczy do Chełma/Zamościa, akurat na zjedzenie śniadania z uprzednio przygotowanych kanapek.

Niestety sama Pilawa to mała miejscowość z maleńkim wiejskim dworcem (przyznam, że był to dla mnie szok bo spodziewałem się czegoś w rodzaju Ropczyc lub Sędziszowa Młp. a tu taka bida). Aż dziw, że zatrzymują się tu pośpieszne. Ale dzięki temu w końcu można złapać tutaj wspomnianego „Bydgoszczanina”, który też pojawia się planowo o 10:17 w składzie EU07-315+BAB(Chełm)+BA(Zamość). I tu kolejny szok. Pociąg dzielony na dwie relacje, a tylko 5 wagonów! Ale po wejściu do pociągu widać, że skład dopasowany do frekwencji bo ta optymalna, ale bez tłoku (po 5-6 osób na przedział). Ruszamy z Pilawy i znów miła odmiana od E30, skład mknie cały czas 120km/h szybciutko pokonując mazowieckie równiny, to jest dopiero podróż! Po drodze bez przeszkód, jeśli nie liczyć nieplanowego 5-minutowego postoju w Sadurkach z powodu prac torowych. Na kolejnych postojach mała wymiana pasażerów.W Dęblinie, Puławach, Nałęczowie mimo dłuższych postojów po 2-3 minuty wsiada po kilka osób, wysiada może kilkanaście. Wreszcie Lublin. Tutaj dłuższy postój, bo dopinany jest dodatkowy wagon do części chełmskiej – zapewne jakiś podsył. Wysiada mniej więcej połowa pasażerów, a przybywa zaledwie kilku w części chełmskiej i tyleż samo w zamojskiej. Na torze nieopodal rusza SA103 jako osobowy do Stalowej Woli z kompletem pasażerów na pokładzie. Szkoda, że podobnych maszyn próżno szukać, podobnie jak pociągów osobowych, na szlakach Zamojszczyzny.

Po chwili ruszamy w dalszą podróż z 15 minutami spóźnienia, w wyniku nałożenia się tych 5 minut z Sadurek i 10 minut manewrów w Lublinie. Jedziemy znów w zawrotnym tempie i po półgodzinie jesteśmy w Rejowcu. Tutaj sprawnie następuje rozpięcie składu i zaprzęgnięcie oczekującej już SU45-244 do dwóch wagonów części zamojskiej. Po próbie hamulca oba składy rozjeżdżają się w swoje strony. Opóźnienie zredukowano do 5 minut. Skład zjeżdża z magistrali na linię do Hrebennego i teraz rozpoczyna się najlepsza, jeśli chodzi o widoki i klimat, część podróży. Pociąg sprawnie przemyka przez wsie, pola, łąki i lasy skąpane w wiosennych barwach. Prędkość bardzo przyzwoita: 70, miejscami 60 km/h, ale można podziwiać widoki, więc podróżuje się miło. Po drodze mijamy zamknięta stację Żulin, gdzie kończą się towarzyszące linii słupy po sieci trakcyjnej. Dalej całkiem spora stacja Krasnystaw Fabryczny (obsługująca Cukrownie Krasnystaw) z okropnie zdewastowanym dworcem, na której nikt nie wsiada ani nie wysiada. Przystanek Krasnystaw Miasto, gdzie wysiada kilka osób (zostaję w przedziale sam), stacja towarowa Krasnystaw Towarowy i zaczyna się najpiękniejszy odcinek, na którym linia to wije się łukami między wzniesieniami, to trawersuje nad doliną Wieprza. Po drodze przejeżdżamy po 3-poziomowym wiadukcie w Wólce Orłowskiej, nad DK 17 i rzeczką Wolicą. Dalej zamknięta stacja w Izbicy, nieczynny przystanek Tarzymiechy i urokliwa stacyjka w Ruskich Piaskach gdzie wysiada jedna osoba. Przy nastawni postawiony na pamiątkę semafor kształtowy sprzed modernizacji stacji (bardzo fajna inicjatywa).

Za Ruskimi Piaskami niestety zwalniamy do 40 km/h i czeka nas powolny podjazd pośród pól Zamojszczyzny do Złojca, a potem już powrót do prędkości 70 km/h i wpadamy do Zawady, gdzie stoi już skład „Bydgoszczanina” z Zamościa. Nieliczni pasażerowie naszego pociągu z zainteresowaniem przyglądają się, dziwnym zapewne ich zdaniem, manewrom. Odczepiona od drugiego składu (również dwu wagonowego) SM48-084 oblatuje pociąg, w ślad za nią podąża i odpięta od naszego składu SU45-244, ponieważ do manewrów wolny jest tylko jeden tor (na stacji stoi jeszcze puste wahadło węglarek). Wszystko odbywa się bardzo sprawnie i po chwili, po wykonaniu prób hamulców, ruszają ze stacji kolejno „Bydgoszczanin” do Bydgoszczy i „Bydgoszczanin” do Zamościa. Po opóźnieniu nie ma już śladu i skład, planowo, melduje się w Zamościu. Niestety frekwencja w dwóch wagonach, jak widać po opróżnieniu składu, raczej mizerna, może ze 20 osób.

Teraz pozostaje tylko szybko dostać się autobusem MZK Zamość spod dworca PKP na drugi koniec miasta pod dworzec PKS i BUS. Na szczęście MZK się nie spóźnia i już 20 minut później jestem na dworcu BUS. Są godziny szczytu, więc do Hrubieszowa podstawiony jest duży, 35 miejscowy, mikrobus. Co z tego, skoro chętnych jest dużo więcej, i już po chwili siedzę ściśnięty jak śledź w beczce, w rozgrzanym busie z plecakiem na kolanach, a obok mnie w przejściu stoi kilkanaście osób, którymi podczas jazdy rzuca na lewo i prawo. I teraz przypomina mi się przestronny przedział pociągu i wypełniający go chłodny wiaterek z otwartego okna… od razu ciśnie się na myśl porównanie między cywilizowaną komunikacją, a tym co mamy na Zamojszczyźnie. No ale na szczęście po 50 minutach jazdy bus dociera do Werbkowic i mogę z przyjemnością wyjść na powietrze. Minęło równo 10 godzin i 30 minut od wyjazdu z Katowic i jestem na miejscu.

I pomyśleć, że jeszcze 5 lat temu dało się pokonać ta trasę w 9,5h z jedną tylko przesiadką miedzy składami, przy tym samym peronie w Zamościu. Cieszyło się to połączenie naprawdę dużą popularnością, zwłaszcza w porównaniu do tego co obecnie widzi się w pociągach pospiesznych PKP IC, ale widać komuś to bardzo przeszkadzało. A szkoda, widać bardziej opłaca się finansować puste pośpieszne lub dokładać kolejne kursy szynobusu na trasie Lublin – Kraśnik, niż zapewnić jakikolwiek godziwy dojazd do Zamościa, Hrubieszowa czy na Roztocze.


Pośpieszny „Vltava” (Wełtawa) z Pragi do Moskwy. Na zdjęciu w okolicach Łukowa. Pierwszy za lokomotywą wagon dostępny w komunikacji krajowej relacji Katowice – Terespol.


Rejowiec. Dzielenie składów „Bydgoszczanina” odbywa się bardzo sprawnie. Na zdjęciu SU45-245 oczekuje na godzinę odjazdu z zamojską częścią „Bydgoszczanina” w głębi część chełmska.


Zawada. Codzienne spotkanie składów „Bydgoszczanina” do i z Bydgoszczy.


Zamość. „Bydgoszczanin” w chwilę po dotarciu do stacji docelowej. Pociąg ten rzadko kiedy może pochwalić się taką frekwencją jak ta na zdjęciu.