Świeczka dla kolei na Roztoczu

  

Zbliżają się dni, które skłaniają ludzi żyjących do duchowego kontaktu ze zmarłymi. A tym razem przyjdzie mi zapalić kolejną, choć co prawda symboliczną świeczkę nad… zbiorowym grobem kolejowym na Zamojszczyźnie. Najgorsze jest to, że to będą różne miejsca: Dworzec PKP w Zamościu, Sekcja Taboru CARGO w Bortatyczach, ZNTK w Hrubieszowie, stacja w Bełżcu, wąskotorówka w Werbkowicach. Niestety, w tematach okołokolejowych w mijającym roku miały u nas miejsce masowe egzekucje. Co jakiś czas pojawiają się w mediach informacje o niby to rzekomym wskrzeszeniu ruchu pasażerskiego na Roztoczu, jak zwykle Gazeta Wyborcza w Lublinie przebiła wszystkich, informując o wojnie pomiędzy Spółkami o zamojskich podróżnych. Niestety nic z tego, myślę, że nie ma co liczyć zarówno na INTERCITY, jak i na Przewozy Regionalne. Obydwie firmy podejmują swoje decyzje na podstawie bodźców politycznych, a nasi politycy traktują pociąg jak nie wiem co? dyliżans – czyli jak archaiczny środek transportu. Wyłazi lokalny prowizncjonalizm.
Wystarczy popatrzeć, co dzieje się w sąsiednim województwie – na Podkarpaciu. Uruchamiane są nowe połączenia lokalne i dalekobieżne, remontowana ma być w ekspresowym tempie nieużywana od lat łącznica w celu przyśpieszenia biegu pociągu, planowane są poważniejsze remonty kilku zdegradowanych odcinków. Stoją za tym decyzje podejmowane na szczeblu wojewódzkim, a nawet wyższym, ale na pozytywną wolę decydentów wpływ musiały mieć także różnego rodzaju formy nacisków społecznych. Niestety politycy z naszego podwórka najchętniej odcięliby Zamość i Roztocze od kolei w ogóle. Podobne postawy prezentuje ekipa Lubelskiego Urzędu Marszałkowskiego.
Na nic zdały się podpisy i protesty mieszkańców regionu. Od 13 grudnia Spółka INTERCITY likwiduje nawet autobusową komunikację zastępczą wprowadzoną na początku września w miejsce zlikwidowanych pociągów. Spółka nie jest zainteresowana utrzymywaniem czy uruchamianiem nowych połączeń poza głównymi ciągami komunikacyjnymi, gdzie występują duże potoki podróżnych. INTERCITY wprowadza też rewolucję w kategoryzacji pociągów. Znikają ekspresy, które mają być pozamieniane w większości na TLK – tanie linie kolejowe. Zostają bardzo drogie pociągi IC. Połączenia TLK będą zapewne finansowane po części z budżetu. Pośpiesznych ma przecież nie być wcale. Znowu bogatsze regiony skorzystają kosztem biedniejszych, gdyż Spółka nie będzie musiała dotować zlikwidowanych na przykład na Zamojszczyżnie pociągów i będzie miała więcej kasy na utrzymywanie połączeń magistralnych. Może z punktu widzenia ekonomicznego jest to logiczne, ale przypomina mi to bardzo sytuację, jaką mamy w służbie zdrowia. Podczas gdy nasze szpitale padają, te po drugiej stronie Wisły mają się całkiem dobrze. Ano, jakiś czas temu, ktoś wpadł na pomysł, żeby wprowadzić w algorytmie na wyliczenie kwot dotacji z kasy chorych współczynnik zamożności gospodarstw domowych. Im większy statystyczny dochód w regionie tym większa kwota dotacji. Bardzo logiczne. I nikt nie będzie przecież protestować, bo większym – bogatszym ośrodkom się to bardzo opłaca.
Tak samo z pociągami, praktycznie wszystkie połączenia pośpieszne są nierentowne, ale polityka transportowa idzie w kierunku utrzymywania tylko tych, na głównych trasach. Wychodzi się z założenia, że tam zawsze chętni do podróży się znajdą. Tymczasem nie robi się nic, żeby powstała korzystna oferta na trasach uchodzących dotychczas za deficytowe. Jak już wiele razy tutaj pisano – na roztoczańskich szlakach niekorzystny rozkład jazdy spowodował znaczny spadek potoków podróżnych. Przykładowo na portalu Roztocze On Line zamieszczone są informacje o spadającej frekwencji z roku na rok w pociągach z Warszawy do Zamościa i z powrotem, w związku z nieodpowiednimi dla podróżnych godzinami przyjazdu i odjazdu z Zamościa. Nie analizowano przyczyn takiego stanu rzeczy, tylko od razu dokonano swoistej amputacji, zamiast próbować leczyć. A ktoś przecież za to odpowiada, ale może spać spokojnie – rozliczony nie zostanie. Wmawia się społeczeństwu, że to jest normalna kolej rzeczy, że mamy dwudziesty pierwszy wiek i pociągi są „be”. Szczytem nowoczesności komunikacyjnej stały się różnego rodzaju nyski, niektóre może i nawet w miarę komfortowe, ale ciężko jest jechać czymś takim przez pół Polski z różnych względów, chociażby z powodu dosyć ciasno poupychanych siedzeń w większości pojazdów. No ale oczywiście padają argumenty, że jakoś przewoźnicy w końcu muszą zarobić, siedzeń musi być więcej, więc musimy się zacząć poświęcać. Władza niestety rozbija się po terenie samochodami służbowymi, a przydałoby się kiedyś upchnąć ich wszystkich na raz do takiego busa z miejscami stojącymi i puścić w trasę. Oczywiście, nie chcę tutaj generalizować, że transport drogowy jest z natury zły, bo i znam przewoźników prywatnych stosunkowo rzetelnych i dbających o klienta i posiadany tabor. Moje uogólnienie sprowadza się do tego, że na długich trasach dotychczasowa oferta jest niewygodna dla przeciętnego pasażera, zwłaszcza w kierunku do Krakowa i na Śląsk.
Niestety, podczas wrześniowej rzezi pociągów wycięte zostały połączenia mające dotychczas w miarę przyzwoitą frekwencje, jak na nasze warunki, na przykład: HETMAN czy chociażby SOLINA. Zrobiono to tak z rozpędu, choć w sumie INTERCITY tłumaczyło się tym, że nie opłaca się im utrzymywać połączeń obsługiwanych trakcją spalinową. Ale od 13 grudnia bieżącego roku wprowadza się nowe takie połączenia, a o HETMANIE cisza! Więc jak to jest w końcu?
Mało tego, między przewoźnikami kolejowymi toczy się swoista wojna o dotacje do przewozów z budżetu państwa i PRy są w tej walce na straconej pozycji, choć nawet, gdyby dostały więcej kasy, wcale nie znaczy, że znacząco byśmy na tym skorzystali, gdyż jest to firma uzależniona od samorządu województwa, a wiadomo, kto tam w Lublinie siedzi. Podejrzewam, że wtedy przybyłoby kolejne dalekobieżne połączenie z Lublina do Warszawy czy do Krakowa…. Mnie już nie dziwi, że decydenci z Lublina promują rozwiązania wspierające rozwój własnych okolic. Co prawda robi się przykro, ze niejednokrotnie są to ludzie wywodzący się z naszego roztoczańskiego podwórka. Na przykład: w stolicy województwa coraz częściej mówi się o reaktywacji połączeń na odcinku do Lubartowa, gdzie transport drogowy jest bardzo silnie rozbudowany, a mimo wszystko ktoś tych pociągów tam chce. Zupełnie dobrze mają się też połączenia osobowe z Lublina do Stalowej Woli przez Kraśnik i to też wbrew silnej konkurencji auto – busowej. Jakoś nie słychać, żeby miały tam być w przyszłości jakieś cięcia. Nie wspomnę już o trasie z Lublina do Chełma, gdzie naprawdę jest tłok w pociągach, ale fakt, że to jest linia zelektryfikowana, więc zaraz pojawią się argumenty, że nie można jej porównywać z trasą z Lublina do Zamościa, która jest pozbawiona trakcji od Rejowca. Tym bardziej zbulwersowała mnie postawa władz Zamościa, w wyniku której zablokowano pieniądze z funduszy unijnych właśnie na remont linii z Lublina do Zamościa, między innymi uwzględniający odbudowę łącznicy w Rejowcu, co bardzo skracałoby podróż. Najprawdopodobniej znów poszło o umiejscowienie przystanku kolejowego na ulicy Peowiaków, co podziałało na Prezydenta Zamościa jak przysłowiowa płachta na byka. No i pieniądze poszły….. na Lubartów. A w zamojskim ratuszu pojawiła się koncepcja budowy… pendolino z Warszawy do Lwowa. To już w Lublinie nie mają takich zachcianek. Muszę tutaj dodać, że pomysł z rekonstrukcją murów obronnych na starym mieście w Zamościu nie jest oryginalnym pomysłem obecnej władzy, lecz powstał na początku lat siedemdziesiątych i była to koncepcja waszawskiego architekta Jedynaka. Przewidywała ona jednak alternatywne rozwiązania dla funkcjonowania kolei w mieście, opiszę je może kiedyś w dziale historia, póki co plany gdzieś mi wsiąkły w domu.


Przystanek PKS STARÓWKA przy ul. Peowiaków w Zamościu. Idealne miejsce na punkt przesiadkowy w komunikacji autobusowo – kolejowej. Szkoda, że pewnie tego nigdy nie doczekamy. Idea wybudowania przystanku kolejowego w tym miejscu urodziła się za tak zwanej głębokiej komuny. Najpierw chciała go władza, a nie chciała się zgodzić kolej. Potem jak już kolej chciała dać, to władza znowu nie chciała. Potem były dożynki i wybudowano tu stację przeładunkową z suwnicami. A od upadku komuny mają tutaj być parkingi dla samochodów. Ostatnio napalił się na nie jeden hrabia.
Reasumując: czy od nowego rozkładu jazdy dojedziemy do Zamościa pociągiem?
Nic na to nie wskazuje, ale… cuda się zdarzają!
Ponadto, przypomniało mi się, już nie pamiętam w tej chwili skąd mi znane hasło: „obywatelu – zrób sobie dobrze sam”. Trzeba zorganizować przejazd turystyczny pociągiem po okolicy, na wzór wszelkiego rodzaju imprez organizowanych ostatnio na przykład w Bieszczadach czy w Lubartowie. A żeby połaczyć przyjemne z pożytecznym, na pociągu można zawiesić różne hasła – wszelkiego rodzaju bajery promujące kolej, w wagonach jak w stanie wojennym – ulotki. Butelki z wodą proponuję schować do trumny. W końcu mamy zezwolenie od samego ARONA. Jest tylko jeden problem: nie ma chętnych do zorganizowania takiej biby. No ja się zgłaszam, żeby obsługiwać mammograf.