O pociągach osobowych w Zamościu w rozkładzie jazdy 1986/87, cz. IV

  

Gdy zacząłem swoje obserwacje kolejowe w czerwcu 1986 r. byłem bardzo zawiedziony, że stacja Zamość posiada tylko trzy wagony osobowe. Były to dwa bezprzedziałowe wagony serii Bh, które w żargonie kolejowym nazywane są bonanzami (czyli 120A) oraz jeden przedziałowy „szczupak”, czyli 108 A – z drewnianymi ławkami. Zamojskie szczupaki we wcześniejszych latach stanowiły podstawę składu pociągu do Krakowa i zapisały się one do tej pory w pamięci pasażerów, ponieważ miały właśnie bardzo niewygodne siedzenia i jazda na tak dalekiej trasie bywała bolesna. Na początku lata 1986 r. zachował się tylko jeden, który razem z jedną bonanzą stanowił skład lokalnych trzech par pociągów z Zamościa do Hrubieszowa odj o 2.05,13.40 i 20.08. Powrót z Hrubieszowa: 6.30, 16.55 i 23.25. Ponadto ten sam skład jechał jeszcze o 19.11 do Zawady, z której powracał o 20.05. Druga bonanza miała tylko zatrudnienie przez godzinę w ciągu doby, gdyż podpinana była do pociągu z Hrubieszowa do Warszawy Zach. a następnie odczepiali ją w Zawadzie i wracała do Zamościa jako pociąg nr 3323, relacji: Zawada – Zamość, czyli łącznik od pociągu: Bełżec – Warszawa Zach. Po pewnym czasie w Zamościu pojawiła się jeszcze jedna bonanza i pociąg ten liczył już dwa wagony, chociaż i osobowy do Hrubieszowa czasem nią wzmacniali. Z czasem pojawił się też drugi wagon serii 108 A i zaczęły one w parze jeździć głównie do Hrubieszowa. Zauważyłem, że zamojskie wagony były naprawiane w miejscowej wagonowni, która mieściła się w budynkach byłej parowozowni. Były też tu naprawiane wagony serii 108 A z innych stacji, ale to tylko pojedyńcze sztuki. Czasami taki wagon po naprawie przechodził na ilostan stacji Zamość. Pod koniec obowiązywania omawianego rozkładu w Zamościu było już chyba z 5 szczupaków. Głównie naprawiano tutaj jednak wagony towarowe.
Z frekwencją do/z Hrubieszowa bywało różnie. Niektóre pociągi zatłoczone, tak jak przyjeżdżający o 6.30 i odjeżdżający o 15.54 zapewniające transport do/z zakładów pracy. Odjeżdżający o 20.08 też miał powodzenie, ale dwa wagony starczały. Łącznik na Kędzierzyn, przyjeżdżający o 16.55 to różnie, w szczycie świąteczno – wakacyjnym był nawet zatłoczony, ale w dni powszednie to pasażerowie z okolic Hrubieszowa wybierali pociąg krakowski, który z kolei był u nas mniej popularny. Pustostany na ogół były o 13.40 do Hrubieszowa i o 23.35 z powrotem. O tym z 2.05 to nie za bardzo wiem ile osób w nim jeździło, ale skoro był przesunięty z godz. 1 pod przyjazd ROZTOCZA, to chętni na przesiadkę na pewno byli. Pociąg do/z Warszawy to miał przyzwoitą frekwencję ale głównie dalekobieżną, a nie w ruchu lokalnym. No tym o 8.40 to czasami na wagary jeździłem do Hrubieszowa.

W wakacje rozpoczęła się budowa torów odstawczych dla wagonów pasażerskich przy zachodniej części stacji. Wcześniej składy pasażerskie były odstawiane najczęściej na torze 3, co było kłopotliwe, bo ten tor był również wykorzystywany w planowym ruchu pociągów.
Po oddaniu do eksploatacji tego tzw. parku wagonowego, gdzieś na jesieni 1986 roku w Zamościu pojawiły się nowe wagony, a mianowicie: 3 wagony 120A oraz wagon z przedziałami klasy 1. Były to wagony po naprawach rewizyjnych. Wykorzystane zostały do składów pociągów do Chełma, odj. 3.35 i do Lublina odj. 15.15, gdzie był jeden obieg wagonów. Wcześniej tam jeździły lubelskie bonanzy w ilości około 5 sztuk i nie zawsze jedynka nawet była. Po pewnym czasie na tym pociągu pojawił się wagon bagażowy, który został przebudowany systemem gospodarczym w Zamościu z wagonu 108 A. Jeździł on do końca lat osiemdziesiątych do Lublina i Chełma właśnie. Pociąg do Lublina o 15.15 miał dobrą frekwencję. Sporo osób dojeżdżało nim do Lublina, a dalej na pociągi dalekobieżne. Ponadto ten pociąg był popularny był w ruchu lokalnym, nawet osobowy z Zawady do Bełżca na niego czekał i większość pasażerów w tamtym kierunku nim właśnie jeździła, zamiast dwadzieścia minut wcześniej, bo nie trzeba było czekać w Zawadzie. Na ogół osoby wtajemniczone – kolejarze i mieszkańcy okolicznych wiosek wracający z pracy. Kiedy pociąg powracał z Lublina, to tłok był na początku drogi, a do Rejowca się już znacznie przerzedzało. Do Zamościa jednak kilka osób dojeżdżało zawsze. O 3.35 do Chełma to nikt z Zamościa nie jeździł, a i po drodze to pierwsze żywe dusze pojawiały się gdzieś w Krasnymstawie. Z powrotem za to była dobra frekwencja i to niejednokrotnie nawet z samego Chełma. Ale już niekoniecznie z Chełma do Zamościa, ale np. do Krasnegostawu. W tym czasie jeździło się pociągami do Chełma, bo nie było bezpośredniej komunikacji autobusowej, ale pasażerowie wybierali dogodniejsze godziny z Zamościa do Rejowca i tam się przesiadali. Był jeszcze pociąg: Chełm – Zawada – Chełm popularny na krótkich odcinkach, tj dwie, trzy stacje, ale też były potoki pasażerskie do Krakowa z przesiadką w Zawadzie. Jeździło nim też sporo kolejarzy i wielu sokistów. Ten pociąg zestawiony był z trzech wagonów serii 102A, nazywanych powszechnie ryflakami ze stacji Chełm. W stosunku do takich wagonów u nas przyjęło się przezwisko : stodoła.

Pociąg do Kędzierzyna Koźla złożony był z wagonów ze stacji macierzystej Kędzierzyn Koźle najczęściej 7 sztuk w zestawieniu: BBAAABB. A – wagon z przedziałami klasy 1. B – wagon z przedziałami klasy 2, popularny 111A ale połowa dwójek najczęściej bez przedziałów i były to stodoły. Zwykle nie były to najnowsze wagony, ale w tym rozkładzie były jeszcze całkiem znośne. Jedynki zwykle z przedziałami, od 1987 r. ich ilość zredukowano do dwóch sztuk. Pociąg ten cieszył się dobrą frekwencją. W szczycie przewozowym czasami zwiększano jego skład do 9, a w porywach do 10 wagonów. Skład pociągu był podstawiany po odjeździe pociągu do Kielc, czyli około godz. 16 i często już wtedy na peronie znajdowała się duża grupa podróżnych. Z wolnymi miejscami niejednokrotnie był już problem w Zwierzyńcu. Podróżni narzekali jednak na czas jazdy, gdyż pociąg ten jeździł przez Bełżec, Przeworsk. W nowym rozkładzie jazdy od czerwca 1987 r. to zmieniono, jednak pociąg uzyskał wtedy miano najbardziej syfiastego pociągu w Zamościu. Przez długi czas, a zwłaszcza w wakacje jeździły na tym pociągu najgorsze wagony, często w większości bez przedziałów. Było też w nim bardzo brudno. Ale to już był nowy rozkład jazdy.
Obsługę pociągu: Hrubieszów Miasto – Kraków Płaszów zapewniała stacja Hrubieszów. Rewelacji tu nie było. Na ogół: Bh.Bh.A.A.Bh.Bh. Jedynki z przedziałami, dwójki same bonanzy. Na przedziałowe dwójki z Hrubieszowa trzeba było jeszcze czekać dwa lata, choć bardzo rzadko się i w tym rozkładzie trafiały, ale to poza szczytem przewozowym. W pociągu popularnie zwanym krakowskim jeździł jeszcze „rasowy” wagon bagażowy, ale czasami na potrzeby przewozu bagażu wyłączano tylko jeden przedział z bonanzy. Pociąg ten poza szczytem przewozowym nie miał za dużej frekwencji, wszyscy woleli jeździć Kędzierzynem.
Pociąg do Kielc został uruchomiony po raz pierwszy w tym rozkładzie i miał przez cały okres jego obowiązywania „sztywne” zestawienie: B.A.Bh. Stacja macierzysta: Kielce. Wbrew pozorom jeździło nim trochę ludzi i to niektórzy na całej trasie, ale głównie był wykorzystywany w ruchu lokalnym. Szczególne było to widoczne, kiedy pociąg był odwołany i wprowadzona komunikacja zastępcza – osinobus. Jechało się wtedy na zasadzie, kto pierwszy,ten lepszy. Czasami podstawiali dwa osinobusy, jeden jechał prosto do Stalowej Woli, a drugi zaglądał do tych wszystkich wiosek, gdzie były przystanki po drodze.
Pociąg pośpieszny ROZTOCZE uruchomiony został w czerwcu 1985 r. i był łączony w Rejowcu z pociągiem z Chełma do Warszawy Zach. Od połowy 1986 r. jeździł już jako bezpośredni tylko z Zamościa. Od tego czasu miał skrócone postoje w Zawadzie w związku z obsługą dwiema lokomotywami. W zestawieniu na ogół było 8 wagonów, a przy wzroście ilości pasażerów do 10. Były to wagony ze stacji Warszawa Szczęśliwice. Wszystkie były przedziałowe, z czego klasy pierwszej dawano dwie sztuki w środku składu. Mówiło się na niego potocznie: ekspres. Ale tylko w Zamościu, bo to był ekspres jak na warunki lokalne. Gdy po raz pierwszy nim jechałem to byłem rozczarowany, że to taki „dziadowski” ekspres i to z parowozem. Wagony nie były za nowe. Co prawda w Zamościu je sprzątano, ale ograniczało się to do zamiecenia podłogi szczotką i to już jak ludzie siedzieli przed odjazdem. Pociąg był zradiofonizowany i w celu urozmaicenia pasażerom podróży coś tam charczało, ale nie było najczęściej nic słychać. Był to jednak dobry pociąg, bo w Zamościu można było sobie spokojnie zająć miejsce siedzące, chociaż czasami bywało nawet tutaj sporo pasażerów. Duża grupa dobijała w Rejowcu. Przesiadali się z lokalnej osobówki. Mieli oni jednak jeszcze gdzie usiąść. Po drodze Świdnik jeszcze miał spore potoki podróżnych, no a w Lublinie była nawet walka o stołek na korytarzu. Był to pierwszy ranny pociąg do stolicy o przyzwoitej porze bo o 6.30. Następna była BYSTRZYCA ale ponad pół godziny później i drożej. Przeważnie tłum był taki duży, że nie wszyscy byli się w stanie pomieścić i to w zwykłe dni robocze, a to co było w Święta jest nie do opisania. A pasażerowie z Zamościa sobie siedzieli wygodnie i przyglądali się temu wszystkiemu z obojętnością. No ale w powrotnej drodze z Warszawy to już wszyscy mieli równe szanse. Pociąg też miał dobrą frekwencję i żeby siedzieć, to najczęściej trzeba było na dworzec Zachodni jechać. Odjeżdżał o 19.55, a następny do Zamościa po północy i dlatego ROZTOCZEM więcej osób jechało właśnie z Warszawy do Zamościa, niż z Zamościa do Warszawy. W tym kierunku popularniejsza była rzeźnia (czyli pociąg nocny) z Hrubieszowa. Pociąg ten był również zestawiony z wagonów stacji Warszawa Szczęśliwice i standardowo było tu zestawienie: BAB, czyli dwie przedziałowe dwójki i jedynka. W szczycie obserwowałem jeszcze wzmocnienia o dwie dwójki. Ponadto jechały tu jeszcze wagony: bagażowy i pocztowy – w obydwu kierunkach. Pociąg ten zawsze miał dobrą frekwencję, w dni świąteczne i wakacje niejednokrotnie już z Hrubieszowa. Podróżni z Zamościa często musieli na stojąco jechać do Zawady i przesiadać się do grupy wagonów z Bełżca, gdzie na ogół było luźniej, chociaż w wakacje to niekoniecznie. Zestawienie pociągu z Bełżca to: BAB. Pociąg do Warszawy wlókł się 8 godzin, przez co nie lubiłem nim jeździć. ROZTOCZEM jechało się dwie godziny krócej. Rzeźnia do Warszawy Zach. jak sama nazwa wskazuje nie była bezpiecznym pociągiem. Na całej trasie jako osobowy, zatrzymywał się na wielu przystankach i to przed Warszawą też. Tam też często wsiadały grupy kieszonkowców i zdarzały się kradzieże. Duże zatłoczenie i wczesne godziny przyjazdu osłabiały czujność pasażerów. Za bezpieczne uchodziły za to dalekobieżne pociągi z Zamościa w kierunku Krakowa. Skład pociągu z Warszawy Zach. po przybyciu do stacji docelowych na Roztoczu wykorzystany był do uruchomienia dwóch par pociągów lokalnych: nr 232 Hrubieszów – Zawada w Zamościu przyj. 14.45 i nr 235 Zawada – Hrubieszów, odj. z Zamościa, godz. 15.54 oraz nr 2222, Bełżec – Zawada, przyj. 15.15 i nr 2223 Zawada – Bełżec, odj. 15.40. Na obydwu pociągach jechały te same wagony, które przyjeżdżały rano z Warszawy. Na pociągu nr 232 jechał też wagon pocztowy, ale nie ten sam, który rano przyjechał ze stolicy do Hrubieszowa. Był to inny ambulans, odczepiany był w Zamościu i podczepiany do pociągu nr 2216, Zamość – Lublin. Manewry robiła lokomotywa z pociągu nr 232, czyli SM42. Wagon pocztowy był na czele składu. Dopiero po przełączeniu i odjeździe pociągu do Zawady tj. o 14.55, na pociąg do Lublina podjeżdżał parowóz. Ambulans pocztowy wracał z Lublina o godz. 0.25, a o 2.05 udawał się do Hrubieszowa.
Dodatkowy pociąg do Warszawy Zach odj. o 21.00 był również zestawiony z wagonów warszawskich w liczbie około 8 sztuk. Były to wagony przedziałowe. Pamiętam, że po raz pierwszy zobaczyłem wagony klasy: 1 – 2, czyli A/B właśnie w tym pociągu.

O pociągach: Lublin – Zamość, przyj. 18.10 i Zamość – Lublin odj. 7.20 mogę napisać, że miały dobrą frekwencję. W tych pociągach jeździły najróżniejsze wagony ze stacji Lublin. Przeważnie były to bezprzedziałowe: Bh – bonanzy lub ryflaki ale zdarzały się wszelkie inne wynalazki lubelskie, w tym i te serii 4AM chyba na tym pociągu widziałem. Zestawienie wagonów, jak ich rodzaj za każdym razem bywało inne. Był tu chyba najdłuższy obieg wagonów, z Zamościa jechały do Dęblina nawet, a w Lublinie zmieniano tylko numer, potem Dęblin – Łuków, Dęblin – Krzywda, Dęblin – Lublin, Lublin – Łuków, chyba z 5 dni trwał ten obieg.
Pociąg z godz. 7.20 znało wtedy chyba każde dziecko w szkole. Jeździło się nim na obowiązkowe wycieczki do Suśca, czasami Nowin czy Długiego Kąta. Turystyka indywidualna również była skoncentrowana w tym kierunku. W Zawadzie oczywiście obowiązkowa przesiadka na pociąg z Warszawy do Bełżca. Oj często się wtedy stało na korytarzach w tych 3 wagonach. Było bardzo ciasno ale i wesoło. Pociąg nr 2222 z Bełżca do Zawady można nazwać turystycznym, nim się wracało do domu. Bo były to przeważnie krótkie trasy, np. papiernia w Hamerni, z wysiadaniem w Nowinach i powrotem z Długiego Kąta. Wszyscy narzekali, że za szybko jest ten powrót, wiem, że nawet chyba jakieś petycje były pisane, aby przywrócić pociąg przyjeżdżający z Bełżca do Zamościa około godz. 20, ale trzeba było czekać jeszcze kilka lat na realizację tego. Fakt, że było jeszcze połączenie na 22.20 w Zamościu, ale z tego co obserwowałem to mało popularne. Rasowi turyści nocowali na Roztoczu i wracali zawsze za jakiś czas pociągiem nr 2222. O tej porze nikt nie chciał wracać nawet jak w rozkładzie jazdy 2000/2001 był bezpośredni pociąg z Bełżca przyjeżdżający do Zamościa po 22.00 to słbą miał frekwencję. Za to pociąg przyjeżdżający pod koniec lat 90 do Zamościa po godz. 19 był codziennie zatłoczony. Takie to były turystyczne potoki pasażerskie na Roztoczu. Obecna stacja Józefów Roztoczański, wtedy nazywała się Krasnobród. Do tej stacji jeździło się na grzyby lub na jagody. Mówiło się o zmianie nazwy, bo były różne relacje w prasie, na przykład: o grupie turystów jadących z Warszawy do Krasnobrodu ROZTOCZEM, z przesiadką w Zawadzie, którzy o 3 w nocy wylądowali na stacji i strasznie zemścili na PKP.

Jeżeli chodzi o pociąg odjeżdżający z Zamościa do Bełżca o godz. 1.00 to nic nie mogę tutaj powiedzieć, ale zapewne znajdowali się pasażerowie, przesiadający się na niego w Zawadzie z ROZTOCZA, gdyż był z nim skomunikowany. Jechały tu dwa zamojskie wagony, najczęściej serii 108 A. Ale na początku kursowania tego pociągu, gdy nie było jeszcze wystarczającej liczby wagonów, wykorzystywano tutaj dwie bonanzy z pociągu Zawada – Zamość, nr 3323. Co ciekawe, pociąg ten był szalenie popularny w powrotnej relacji, tj. gdy przyjeżdżał do Zamościa o 7.17. Niejednokrotnie się dziwiłem, ileż to osób może się pomieścić tylko w dwóch wagonach. Zauważyłem, że sporo młodzieży szkolnej nim jeździło, nawet się dziwiłem, kiedy oni wracają, bo o 14.55 takiej frekwencji to nie było, a o 15.55 to wsiadali raczej pracownicy przyjeżdżający pociągiem z Krakowa o 6.10. No może autobusami wracali. Z drugiej strony wtajemniczeni podjeżdżali o 15.15 do Zawady, gdzie można było spokojnie zdążyć na osobówkę do Bełżca.

W końcu muszę coś napisać o osobówkach z Zamościa do Stalowej Woli. Dosyć popularna była ta przyjeżdżająca o 9.50 i powracająca o 12.10. Jeżeli chodzi o wczesno- ranną tj. przyj. 2.00, odj. 3.55, to żywej duszy tam się nie uświadczyło. Ten pociąg to chyba miał znaczenie komunikacyjne w miejscowościach znajdujących się w pobliżu Stalowej Woli. Chociaż nie koniecznie, bo mój kolega jechał nim kiedyś z Rozwadowa odj. 23.25 do Zwierzyńca. i jak opowiadał, to czuł się jak w pociągu widmo, nikt nie jechał, nikt nie wsiadał, nikt nie wysiadał, a i drużyny konduktorskiej też nie było. Z Rozwadowa był jeszcze jeden kurs odj. o 15.24, nr 4414, ale w skróconej relacji do Zawady, przyj. 17.30. Powrót z Zawady o 20.15, pociąg nr 4425. Ciekawostką jest jazda tego pociągu dalej do Bortatycz, jako pociągu służbowego. Chodziło zapewne o dowóz kolejarzy rozpoczynających i kończących tam pracę o godz. 19. Na wszystkich trzech pociągach, był jeden obieg wagonów ze stacji Stalowa Wola Rozwadów. Najciekawsze było właśnie zestawienie kursującego tutaj składu: jeden dwuosiowy wagon serii Bi z przełomu lat 20 i 30 (niemieckie Bi 29) z otwartymi pomostami i dwa wagony Bwi serii 94 A, tj. 94Aa i 94 Ab, Takie zestawienie pociągów wskazuje, że stosowano tu ogrzewanie elektryczne napięciem 500 V. Informacja z: 785 mm .pl – fora kolejowe, wątek: wagon 94 A: „była to seria bardzo nieudana i wyprodukowano tylko 42 sztuki dla PKP i kilka sztuk dla przemysłu. Podobno wrak takiego wagonu stoi w Suchej Beskidzkiej. Zaprojektowane one były do jazdy parami, gdyż różniły się one od siebie i wzajemnie się uzupełniały”. Stowarzyszenie Hobbystów Kolejowych w Warszawie ma obecnie odnowiony wagon tego typu.
I faktycznie WC znajdowało się tylko w jednym wagonie. Tam też była część bagażowa. Wydaje mi się, że wagony 94 A, miały też własne akumlatory i czasami jeździły w zimie z gagarinem. Przyznaje, że lekceważyłem ten pociąg, gdyż wydawał mi się jakiś nienowoczesny i niechętnie nim jeździłem. Teraz tego żałuję. Na wiosnę w 1987 r. wagon Bi znikł, a 94 A przeszły na inwentarz stacji Zamość. Pamiętam, że miały na pudle przekreślony przydział Rozwadów i wypisaną stację Zamość, jakąś wściekle seledynowo farbą, niechlujnie jakby małe dziecko to zrobiło. Doszły jeszcze do nas dwa 94 A – już nie pamiętam z jakiej to stacji, ale całość pojeździła bardzo krótko, próbowano w lecie je na Hrubieszów wysyłać, a potem to już skończyły w pociągach gospodarczych.
Jeśli chodzi o pociągi służbowe, do przewozu pracowników PKP, to przyjeżdżał taki do Zawady z Bortatycz po godz. 15, wysiadało kilku pasażerów na pociąg do Bełżca, ale i kilku na pociag do Hrubieszowa. Nie wiem jak rano jeździł, podobno przez jakiś czas z Zamościa, ale ja go nie widziałem. Na tym pociągu zaczęły w 1987 r. jeździć wagony 94 A, a wcześniej też były jakieś wynalazki.
Manewry z wagonami osobowymi robiła zawsze SM42, stacjonująca specjalnie w tym celu przez całą dobę w Zamościu. Do takich robót nigdy nie zatrudniano lokomotyw liniowych z pociągów. Ta sama manewrówka zajmowała się także przetokami towarowymi. W zimie przy ogrzewaniu pracowały dwa parowozy Ty2. Składy pociągów z Rozwadowa i ROZTOCZA po przyjeździe do Zamościa pozostawały przy peronie do odjazdu powrotnego. Pociąg do Chełma na 3.35 był podstawiany na ogół po odjeździe osobówki do Hrubieszowa, tj. o 2.05. W zimie podczepiano do niego parowóz grzejkę, zwykle od strony wejścia z miasta. Druga grzejka stała równolegle na sąsiednim torze z ROZTOCZEM. Skład pociągu z/do Lublina przyj. 18.10, odj. o 7.20 odstawiany był w parku wagonowym. Po odjeździe ROZTOCZA podczepiano do niego w zimie parowóz. W dzień stały tam wagony do Kędzierzyna, w zimie z parowozem grzewczym na czele. Składy z Chełma, przyj. 12.50 i z Kielc przyj. 13.10 pozostawały przy peronie do odjazdów powrotnych, tj. o 15.15 i 15.55. Parowozy liniowe podczepiane były na ogół na 30 minut przed odjazdem pociągów. Krótki skład do Hrubieszowa odstawiany był na torze towarowym w pobliżu przychodni kolejowej. Gdzieś na wiosnę wdrożyli sygnał dźwiękowy przed zapowiedzią pociągu przez megafon. W Zamościu był taki sam jak obecnie i działał raczej bezproblemowo, ale już w Zawadzie robiło się bardzo wesoło podczas zapowiedzi. Gong z Zawady to tylko po latach ten z Zamościa Północnego przebijał.

Reasumując rozkład jazdy 1986/87 nie był szczególnie nadzwyczajny dla Zamościa. W późniejszych latach jeździło się szybciej i przybywało połączeń. Wagony w pociągach też nie były wtedy za wygodne. Był to na pewno krok w przód w porównaniu z poprzednimi okresami, gdyż doszły połączenia do Rozwadowa i do Kielc. W 1985 r. były tylko lokalne: Biłgoraj – Rozwadów. Z Zamościa do Biłgoraja nic wtedy nie jeździło. Lepsze połączenia uzyskał też Hrubieszów, gdyż w 1985 r. pociąg do Krakowa jechał tylko z Zamościa i trzeba było się tu przesiadać, nie było też łącznika na pociąg Zamość – Kędzierzyn Koźle. Zmieniono także godziny pociągu ROZTOCZE, w 1985 r. wyjeżdżał o 4.30. Przyj. 23.10. Były opinie, że w 1985 r. było za mało czasu w Warszawie, podczas jednodniowych wypadów ROZTOCZEM. Ruch osobowy w kierunku Krakowa był tylko przez Bełżec i pociągi wlokły się. Osobowe z Zamościa do Lublina jechały 4 godziny, ale w szczycie miały powodzenie, gdyż wejście do autobusu do/z Lublina graniczyło wtedy z cudem. Busów wtedy nie było. Pociągi do Kędzierzyna i Krakowa były skomunikowane w Zawadzie w kierunku Rejowca w obydwu kierunkach, czego później już nie było. Natomiast z punktu widzenia historyka kolei to był ciekawy okres. W ruchu lokalnym królowały parowozy, można było spotkać zabytkowe przedwojenne wagony w pociągach planowych. Ponadto wszystkie stacje i przystanki w okolicy były bardzo zadbane i czyste. Z kasjerkami raczej nie było kłopotów, te z Zamościa to były w porządku, ale w Zawadzie był taki jeden egzemplarz płci żeńskiej, na sam jej widok ciarki przechodziły, a jeszcze kobieta miała wyjątkowo niemiły głos i charakter. W Zamościu funkcjonował też wtedy posterunek Służby Ochrony Kolei i sokiści byli tutaj bardzo widoczni, a szczególnie jeden z nich.