Linia hrubieszowska z okna pociągu, czyli z imprezy „Tamarą do Hrubieszowa” relacja niepełna

  

„Pociąg osobowy dla miłośników kolei, ze Stalowej Woli Rozwadów do Hrubieszowa wjeżdża na tor pierwszy” – taki komunikat można było usłyszeć z głośników na peronie zamojskiej stacji w sobotę 25 maja około godziny 10.40. Chwilę później na wspomniany tor dostojnie i przy serii zwalnianych spustów migawek wtoczył się skład trzech wagonów 112Am zaprzęgniętych do SM48-127. W ten sposób stacja Zamość i linia kolejowa Zamość – Hrubieszów powitały pierwszy w swej historii przejazd pociągu specjalnego dla miłośników kolei. Oczywiście nie był to początek wyprawy, albowiem całość trasy zaplanowana przez organizatorów – Ziemowita Czerskiego i Krzysztofa Waszkiewicza, do przejazdu w ramach imprezy „Tamarą do Hrubieszowa” liczyła sobie aż 444km i wiodła z Lublina przez Stalową Wolę, Biłgoraj, Zamość do Hrubieszowa (wraz z przejazdem odcinka Hrubieszów Miasto – Hrubieszów Towarowy) oraz z powrotem do Lublina przez Zamość, Zawadę (z krótkim „wstąpieniem” do Zamościa Bortatycz), Krasnystaw i Rejowiec. Pociąg specjalny z uwagi na długą trasę i obiektywne trudności związane z zapewnieniem dla większości uczestników powrotu ostatnim TLK z Lublina w kierunku Warszawy (odjazd już o 19.20) musiał startować z koziego grodu o godzinie 4.50. Ja akurat miałem zaplanowane wsiadanie dopiero w Zamościu więc w porze odjazdu z Lublina w rodzinnym domu pod Hrubieszowem dopiero ściągał mnie z łóżka dźwięk budzika (tak, tak na wsi wstaje się wcześnie 😉 ). Zapewne większość z czytelników zapytałaby się czy nie było mi żal reszty nieprzejechanej trasy. Cóż trochę tak, ale jak to się mówi – nie można mieć wszystkiego. To, że akurat wybrałem się tylko na odcinek Zamość – Hrubieszów – Zamość było kompromisem pomiędzy krótkim urlopem spędzanym głównie na pomocy w rodzinnym domu, a jedyną w swoim rodzaju okazją do przejechania się pociągiem za dnia po linii najbliższej memu sercu. Zdecydowanie bardziej żałuję, że nie przejechałem się z Zawady do Bortatycz ale niestety akurat rezygnację z tej części wymusił na mnie stan komunikacji publicznej w naszym regionie. Otóż pociąg specjalny powracając z Bortatycz miał meldować się w Zawadzie około 16.30, natomiast ostatni bus  z Zamościa do Hrubieszowa odjeżdża w soboty (a w zasadzie to w dni robocze też) już o godzinie 18.00. Ktokolwiek zna sobotnie realia kursowania przewoźników prywatnych na trasie z Biłgoraja do Zamościa przez Zawadę, ten wie, że planowanie przedostania się stamtąd na 18.00 do Zamościa, było dosyć ryzykownym pomysłem. Zatem przy tej okazji wypada tylko „serdecznie podziękować” osobom odpowiedzialnym w samorządach za kształt transportu publicznego – róbcie tak dalej, a bez samochodu człowiek już nigdzie się nie ruszy. No ale wracając do samej relacji z imprezy… Moja podróż rozpoczynała się w Werbkowicach już o godzinie 8.50 gdyż aby zdążyć dotrzeć z oddalonych o 40km Werbkowic na zamojski dworzec PKP, na 10.30 trzeba wyruszyć z prawie dwugodzinnym wyprzedzeniem. Wszystko przez to, że Zamość pomimo doskonałych warunków terenowych ( klasyczna linia średnicowa!) posiada dwa dworce – komunikacji kolejowej i drogowej, na dwóch przeciwległych końcach miasta. I niestety nie sposób przetłumaczyć miejscowemu środowisku władzy (a szczególnie betonowemu „skanseniarstwu” skupionemu wokół lokalnej konserwator zabytków), że sytuacja taka woła o pomstę do nieba. Trzeba tutaj nadmienić, że właśnie ta idiotyczna lokalizacja centrów komunikacyjnych była też podstawową przyczyną wykończenia lokalnych potoków na liniach kolejowych Zamojszczyzny w tym także na trasie Zamość – Hrubieszów. Przez ten przedwczesny wyjazd z domu niestety nie udało mi się także sfotografować porannego wahadła kruszywa z ST45-08+ST45-10, które wyprawione zostało z Zamościa do Hrubieszowa akurat około 7.45 (więc Werbkowice osiągało mniej więcej gdy wsiadałem w busa) 🙁 . Stacja Zamość powitała mnie pustkami na peronie i otwartej w poczekalni oraz nieco mniej pustymi torami odstawczymi, na których stało trochę wagonów towarowych. Niemiej jednak daleko było temu nawet do stacji jaką pamiętam sprzed niespełna 5 lat gdy kwitł tu jeszcze ruch przesyłek rozproszonych. Tym większym szokiem była nagła inwazja fotografujących po ogłoszeniu z megafonów komunikatu o wjeździe pociągu specjalnego. Przyznam szczerze, że w pewnej chwili poczułem się lekko zażenowany tym, że niektórzy nie zważając na bezpieczeństwo własne i nerwy dyżurnych oraz maszynisty pognali na złamanie karku na tory postojowe podczas wjazdu pociągu. Oczywiście tylko dla tego, że z tamtej strony było lepsze światło :/. Chwilę po wjeździe pociągu specjalnego zamojski peron stał się gwarnym deptakiem po którym w tą i z powrotem przebiegały grupki fotografujących i filmujących. W ostatnich latach zamojska stacja pomimo powrotu pociągów pasażerskich niestety bardzo rzadko przeżywa takie chwilę. Czasy gdy podczas wjazdu nocnego Wrocław – Hrubieszów albo pośpiesznego „Hetmana” peron szczelnie zapełniał się podróżnymi, skończyły się niemal dekadę temu.

Korzystając z faktu, iż większość uczestników poszła fotografować „Tamarę” udałem do wagonów aby zając sobie dogodną miejscówkę do filmowania. Kolejne dwadzieścia minut oczekiwania na przyjazd Regio „Kasztelan” z Łukowa (a w praktyce z Lublina) upłynęło mi na krótkich pogawędkach ze znajomymi na temat wrażeń z trasy. Wszyscy byli zachwyceni pogodą, która tego dnia w przeciwieństwie do piątku 24 maja była wyśmienita. O godzinie 11.04 po podaniu wolnej drogi na Hrubieszów ruszyliśmy w dalszą podróż  by zrealizować „gwóźdź programu” – przejazd odcinkami po których pociąg pasażerski porusza się sporadycznie lub wcale. Następnym zaplanowanym postojem miał być fotostop w Jarosławcu. Zapraszam na film z odcinka Zamość – Jarosławiec.

A to już fotograficzny rezultat fotostopu w Jarosławcu, który był symulacją jazdy równoległej ze składem na LHS, a wszystko to na tle jarosławieckiego chmielnika – jednego z ostatnich w tej okolicy.

Gdy tylko skład po torze szerokim z łoskotem przewalił się w stronę Hrubieszowa, wszyscy uczestnicy w pośpiechu udali się do wagonów by kontynuować podróż. Plan był dosyć napięty i zakładał przyjazd do Hrubieszowa najpóźniej na 12.30. Zapraszam na film  z odcinka Jarosławiec – Werbkowice.

W Werbkowicach – niegdyś wielkiej i tętniącej życiem stacji dla torów trzech szerokości, czekało nas krzyżowanie z powracającymi z Hrubieszowa luzem lokomotywami ST45-08+ST45-10. Co prawda fotostop w Werbkowicach zaplanowany był jako niespodzianka podczas powrotu z Hrubieszowa, lecz okazja jaką było krzyżowanie przeważyła i zarządzony został postój ad-hoc. Szkoda trochę, że teraz po modernizacji mamy w Werbkowicach elektryczne napędy sterowane z pulpitu nastawni. Pani dyżurna z Wb mogła przez to zorganizować krzyżowanie bardzo szybko i już po 3 minutach od zatrzymania składu naszego pociągu w peronie, zespół lokomotyw ST45 został wyprawiony na Zamość. Na sfotografowanie dwóch składów przy peronie załapali się nieliczni – na fotkę z budynkiem dworca opcji nie było w ogóle. A jeszcze parę lat temu aby wyprawić luzaki nastawniczy z Wb-1 (obecnej dysponującej Wb) musiałby wyjść i ręcznie ułożyć drogę przebiegu, co dało by  czas na cofnięcie składu imprezowego i zrobienie perfekcyjnych fotek krzyżowania. Niemniej jednak myślę, że dobrze się stało, iż  w Werbkowicach się zatrzymaliśmy. Gdyby zostały one na powrót to niestety i tak trzeba byłoby mijać stację na biegu z powodu opóźnienia wywołanego nieprzewidzianymi trudnościami w Hrubieszowie, o których szerzej za chwilę. Póki co zapraszam na materiał foto z Werbkowic i film z odcinka Werbkowice – Metelin.

A skoro już o Metelinie mowa. Nieplanowany postój w Werbkowicach spowodował wypadnięcie fotostopu w Alojzowie. Niemniej jednak refleksja nad sytuacją czasową (która wyglądała całkiem nieźle) sprawiła, że udało się zrealizować opcjonalny postój na niezwykle urokliwym przystanku osobowym w Metelinie. Muszę przyznać, że darzę to miejsce wielką sympatią bo ilekroć odwiedzam ten malutki p.o. z krótkim 100m peronem o czuję się jakby czas stanął w miejscu 7 lat temu. Przystanek nie zmienił się nic a nic od dobrej dekady. Jest zawsze zadbany i istnieje sobie spokojnie w zaciszu niewielkiego lasu. Tylko brak aktualnej tabliczki z rozkładem jazdy sugeruje, że to linia z „taktem rocznym” w ruchu pasażerskim. Zapraszam do obejrzenia zdjęć z fotostopu w Metelinie i filmu z odcinka Metelin – Hrubieszów.

 

 

Punktualnie o 12.28 nasz pociąg zameldował się na hrubieszowskiej stacji. Na powitanie przybyła całkiem spora grupka mieszkańców miasta oraz przedstawiciele lokalnej gazety internetowej Lubiehrubie.pl.

Hrubieszowskie perony znów na chwilę zatętniły życiem.

tymczasem tuż obok dworca hrubieszowska stacja żyła codziennym rytmem – właśnie trwał rozładunek wahadła kruszywa, które przyjechało tego samego dnia rano.

Plan zakładał szybkie wydanie obiadu dla uczestników przejazdu, a w międzyczasie wykonanie oblotu składu przez lokomotywę i przygotowanie do jazdy wagonami w przód na stację Hrubieszów Towarowy. Niestety nie wszystko poszło tak gładko jak mogłoby się wydawać. Przede wszystkim okazało się, że zawiódł przepływ informacji w PKP LHS i dyżurny na Hrubieszowie Towarowym nic nie wiedział o planowanym wjeździe naszego pociągu pod halę dawnego ZNTK Hrubieszów. Co gorsza okazało się, że obiad jest jeszcze w „powijakach” i jego wydawanie uczestnikom miało opóźnić się jeszcze dobre pół godziny. Zanim udało się ogarnąć zaistniałą sytuację minęło niemal 45 min, bardzo cenne z punktu widzenia niezwykle napiętego rozkładu jazdy. W końcu jednak około godziny 13.15 po zakończeniu oblotu przez tamarę, ruszyliśmy wagonami w przód przez łącznicę 931. Z uwagi na stan toru i jego trudny profil, przejazd odbywał się z prędkością ok. 10km/h. Jednak pomimo to wrażenia były niezwykłe. W końcu była to okazja do zobaczenia z okna pociągu widoków zarezerwowanych wyłącznie dla maszynistów i ewentualnie konwojentów jeżdżących na pokładzie jazd próbnych wagonów z ZNTK Hrubieszów.

Po mniej więcej 20 minutach  przetaczania się przez pola w okolicach ulic Gródeckiej i Nowej, dotarliśmy na opustoszałe obecnie tory pod halą ZNTK. Obecnie zarastają one trawą a ruch odbywa się tutaj raczej incydentalnie (ostatnie podstawione po normalnym wagony widziano w czerwcu 2012). A jeszcze nie tak przecież dawno stały na tych torach długie składy wagonów pasażerskich z różnych stron kraju, które oczekiwały  na przeglądy i naprawy. Dziś podobne składy wagonów rdzewieją bezczynnie w krzakach krakowskiego Bieżanowa, szczecińskich Podjuch czy Katowic Zawodzia.

Po wykonaniu pamiątkowego fotostopu (w planach była też fotka grupowa uczestników lecz zabrakło czasu) ruszyliśmy w powroty zjazd na Hrubieszów Miasto.

Jedno przęsło torowe jako ostatnie pozostałość po linii normalnotorowej z Hrubieszowa do Włodzimierza Wołyńskiego.

Bocznica do rozlewni gazu płynnego w Hrubieszowie. Istnieją plany wbudowania do niej również toru szerokiego i prowadzenia przeładunku gazu na wagony normalnotorowe.

Dawna nastawnia dysponująca HM-1 obsługująca wschodnią głowicę stacji i park wagonowy.

Dawny park wagonowy w Hrubieszowie. Jeszcze w 2000 roku na tych torach można było zobaczyć odstawione składy pociągów do Wrocławia, Stalowej Woli czy Chełma.

Następnie była jeszcze chwila postoju na tamtejszej stacji w celu skompletowania uczestników (część bowiem wybrała krótki wypad w miasto zamiast zwiedzania 931) i pobrania ostatnich porcji obiadowych.

O 12.58 pożegnaliśmy stację Hrubieszów Miasto udając się w drogę powrotną do Zamościa. Niestety organizatorzy musieli zarządzić powrót „na biegu” by móc zrealizować wjazd do Zamościa Bortatycz i jednocześnie wpasować się przed Regio „Kasztelan” z Zamościa do Łukowa, na newralgicznym odcinku Zawada – Rejowiec. W ten właśnie sposób dodatkowe 30min w Hrubieszowie „zjadło” co najmniej 5 fotostopów zaplanowanych w drodze powrotnej w Werbkowicach, Hostynnem, Koniuchach , Zawalowie i Karpiu. Bez rozstrzygania o czyjejkolwiek winie trzeba tutaj obiektywnie stwierdzić, że taki obrót spraw wywołał duży niedosyt u wszystkich nastawionych nie tylko i wyłącznie na przejazd ale także na przywiezienie z wyprawy ciekawych fotek. Skądinąd wiem, że niedosyt nie był obcy także organizatorom (no przynajmniej jednemu z organizatorów). Jedynym plusem zaistniałej sytuacji pozostaje tylko to, że każdemu kolejnemu śmiałkowi, który zechce zorganizować na linii 72 imprezę nastawioną na fotografujących będzie na pewno znacznie łatwiej zebrać odpowiednio liczną ekipę na taki przejazd. Bo chyba nikt z fotografujących nie może czuć się kontent z przywiezionego z linii hrubieszowskiej materiału foto. Zapraszam na film z odcinka Hrubieszów Miasto – Jarosławiec z krótką przerwą (około kilometra linii) między Konopnem a Frankamionką wynikającą z wymiany karty w aparacie.

Ostatnie kilometry między Jarosławcem a Zamościem niestety nie zmieściły się już na moje nośniki danych, gdyż cyfrowa „małpka” służąca mi do nagrywania video niestety nie potrafi kompresować odpowiednio rejestrowanego materiału :(.

I tak po 57 minutach od wyjazdu z Hrubieszowa, punktualnie o 14.55 znaleźliśmy się na stacji w Zamościu gdzie opuściłem pokład pociągu specjalnego i udałem się z powrotem piechotą (najbliższy autobus MZK była zaprawie godzinę a taksówek akurat w okolicy nie było) przez całe miasto na dworzec PKSowo-busowy w celu powrotu do domu.

Chcąc podsumować swoją część imprezy tamarą do Hrubieszowa mogę powiedzieć, że było po prostu dobrze. Dopisała nam piękna pogoda, mieliśmy do dyspozycji najlepszą SM48 w CT Lublin i dopisał także ruch pociągów na torze normalnym (krzyżowanie w Werbkowicach) i szerokim (dwa wyprzedzania w Jarosławcu i Metelinie). Na minus pozostaje tylko napięty rozkład i fotostopy na linii 72, które wypadły niestety wypadły przez dłuższy niż zakładany postój w Hrubieszowie. Niemniej jednak impreza przyniosła mnóstwo wrażeń i pozytywnych emocji, które zostaną w mojej pamięci na bardzo długo.