Ostatni osobowy do Włodawy

  

 Od tego trzeba zacząć, że jeszcze nigdy tak strasznie  nie chciało mi się jechać w teren. Z drugiej strony :  ile to teraz trzeba włożyć energii , żeby móc  się uczciwie  pociągiem przejechać. Zachciało mi się  do Włodawy , no i dostałem za swoje. Żeby móc w przyzwoitych warunkach dojechać z Zamościa  pociągiem  do Włodawy trzeba najpierw sobie kupić samochód. Koleją się nie da, autobusy w tamtym kierunku już dawno wszystkie polikwidowali. Jeszcze kilka lat temu, nawet w największe święta trasę z Zamościa do Chełma pokonywał  bus prywatnego przewoźnika, obecnie kursy zostały znacznie przetrzebione. Przed laty busami przemieszczały się duże grupy młodzieży – studentów tamtejszej uczelni technicznej mającej renomę w Zamościu. Teraz  w Zamościu działa kilkanaście  szkół wyższych , no i młodzież przestała masowo podróżować , jak mi wytłumaczono, co przełożyło się na likwidację wielu  kursów. Tak czy inaczej w dni świąteczne nie ma czym do tego Chełma jeździć. Z takim więc nastawieniem wyszedłem w niedzielę na przystanek  zlokalizowany przy starym szpitalu w Zamościu , skąd od zawsze odjeżdżały busy do Chełma. Przypuszczałem, że mojego połączenia  po prostu nie będzie i w poczuciu dołożenia wszelkiej staranności będę mógł odwołać wyjazd i spokojnie powrócić do domu na obiad. Tymczasem , jak na złość – pojazd nadjechał i okazało się nawet , że to był jeden z nielicznych  kursów  wykonany tego dnia. A wychodziłem z domu w ciemno! Ale pech! No i w ten oto sposób wyprawa się zaczęła. Przejazd do Chełma odbył się w nader miłej atmosferze , tylko nieco za bardzo moim ciałem potrzęsło , w trakcie gdy pojazd pokonywał  dziury i wyboje  obecne na niektórych fragmentach trasy. Dlatego  to chyba dobrze, że jechałem na czczo. W Chełmie to nie byłem , że ho, ho. Ostatni raz w  ubiegłym roku mniej więcej o tej samej porze stanęła w mieście moja noga. Zwiedzanie zacząłem od lustracji cmentarzyska po byłej parowozowni.

Tu na razie jest ściernisko, ale będzie Galeria Parowozownia – duże centrum handlowe stylizowane na kształt parowozowni wachlarzowej z  makietą kopciucha na środku obrotnicy. Widziałem plany i  to już kilka lat temu było. Aż się  płakać chce , gdy ogląda się teraz pozostałości po ogromnym niegdyś kompleksie budynków i urządzeń. No i ten syk pary…W 1995 r. w maju stały tu jeszcze 4 parowozy , w tym słynny Ty51-17.

Po drodze do starej parowozowni stwierdziłem, że rozebrany został tor dojazdowy do kompleksu bocznic na ulicy Okszowskiej. Dawno temu były tam magazyny różnych podmiotów gospodarki uspołecznionej  , dokąd przychodziło dziennie wiele wagonów z towarami wszelkich asortymentów. W tej chwili ten teren stanowi  pewnego rodzaju centrum biznesowe, gdyż co druga firma w Chełmie ma tam swoją siedzibę. Bardzo fajnie jeździ się samochodem po placu pomiędzy szynami, są nawet takie odcinki, że trzeba wjeżdżać na tory. Klienci  przeklinają   a mnie się  to bardzo podoba.

Wjazd do parowozowni przed wieloma laty był iluminowany reflektorami. Obecnie wypada tu tylko zapalić symboliczną świeczkę, jak to na cmentarzu.

A to niespodzianka: ten zabytek – wrak elektrycznego pojazdu   stojący przez wiele lat w krzakach został przetoczony na teren ogrodzony.

Baza PLK w Chełmie – w Zamościu mają lepsze warunki.

Jeżeli już któregoś  z Was , nie daj Boże – zamkną do więzienia,  to należy   się postarać o osadzenie w areszcie chełmskim. Więzienie znajduje się dosłownie na przeciwko lokomotywowni , gdzie siedzą  wszystkie lubelskie walentyny należące do Wschodniego Zakładu CARGO. Ciasno mają, nie to co na szopie w Bortatyczach. Co prawda w murze więziennym nie ma chyba okien, ale przez kratki na pewno można usłyszeć znajome dźwięki silników spalinowych oraz oczywiście sygnały RP1 wydawane podczas manewrów. Hala spalinowa przylega też bezpośrednio do ruchliwej drogi i dlatego bardzo łatwo  ustalić co się na jej terenie akurat dzieje. Pierwszy tor przy chodniku jest szeroki i podczas mojej wizyty stacjonowała tam SM48-126. Ponadto stwierdziłem normalnotorowe: 122, 032 i 125, a także widoczną na zdjęciu sukę 041.

Spojrzenie na szopę z kładki peronowej. Na pierwszym planie szerokotorowa SM48-084, w tle wystaje normalnotorowa SM48-032.

Zbliżenie: na pierwszym planie jakby urządzenia do przestawiania lokomotyw na różne szerokości torów. Zawsze zastanawiałem się, jak oni to w Chełmie robią.

Słynne chełmskie żeberko na którym odstawia się zabytkowe lokomotywy. Jako pierwsza ex zamojska SM48-148, następnie do eksponatów dołączyła najstarsza lubelska suka : SU45-228.

W dalszej kolejności rezydują też już chyba  zabytkowe walentyny nr 060 ( ex zamojska ) oraz 067 – chełmska denatura a już nieboszczka!

Ol49-034: parowóz,  chełmski pomnik techniki, zdjęty  od dupy strony. W tle widać peronową kładkę, z której robiłem  zdjęcia lokomotywowni. Nie kocham  go, bo taki on chełmski, jaki ze mnie biskup lubelski. Fakt , że porządnie utrzymany, ale proszę mi tu siedemnaście sprowadzić! Oelki nie sprawdziły się na Lubelszczyźnie i  sporadycznie  tu zaglądały  , a ta akurat pochodzi z Żurawicy.

Uwaga: pociąg REGIO do Włodawy podstawia się na tor pierwszy przy peronie pierwszym, planowy odjazd godz. 16.05.

W głównej roli SA103-012, to już lubelski weteran, ale za to fotogeniczny i z przestronną toaletą. Nieco hałaśliwy, jak się w potem okazało.

Pod względem kolorystycznym pojazd znakomicie  komponuje  się z poszczególnymi elementami infrastruktury peronowej.

Po zakupie  biletu  w kasie ( coś za ok 11 zł.)  wypada jeszcze tylko wykonać  ostatnie  spojrzenie na majaczącą w oddali jesienną sukę po czym można spokojnie wyruszyć  w drogę.

Na pokładzie w Chełmie 20 osób, wszyscy chyba do Włodawy w te i z powrotem. Szynobus typowo wycieczkowy. Okazało się jednak, że po drodze pasażerowie jeszcze się dosiadali. Praktycznie na każdym przystanku dołączały po 2 – 3 osoby. Sporo takich osób przemieszczało się pomiędzy sąsiadującymi miejscowościami, a niektórzy jechali do stacji docelowej.

Duża grupa osób dosiadających się po trasie przejazdu pociągu opuszcza pojazd w Uhrusku.

W Stulnie grzybiarze czekają już na kurs powrotny.  Przed wieloma laty sam tutaj jeździłem na grzyby , również autobusem szynowym, ale znacznie starszym od 103, a mianowicie SN81, nazywanym potocznie przez miejscowych : koczkodanem. Z tamtego okresu pozostały mi także wspomnienie kleszczy spacerujących po moich spodniach. Można było je zaobserwować na szynobusowych siedzeniach, gdzie bywały  nanoszone przez podróżnych hasających  po okolicznych lasach. A przez okna  zmieniający się krajobraz. Wcześniej nadbużańskie łąki , teraz   niedostępne dla zwykłego śmiertelnika knieje.

Zamieszanie na stacji w Sobiborze. Jedni wysiadają, inni z kolei wsiadają, a pociąg jest fotografowany ze wszystkich stron. Wjeżdżamy na teren podmokły. Linia miejscami jest otoczona przez bagna. Wypatruję przez okno żółwia błotnego, ale gady się gdzieś pochowały w wodzie.

We Włodawie tłumnie  opuszczamy  autobus.

Jak na złość, w momencie przyjazdu nadciągające razem z nami  chmury  przykrywają  słońce.

Ciało niebieskie znajduje się tak nisko nad horyzontem, że wysuwa się z tej kurtyny. Na początku nieśmiało, a z czasem coraz połyskliwiej.

Właśnie tego było wszystkim potrzeba. Przyjezdni przerywają zwiedzanie okolicy i gromadzą się na peronie , żeby podziwiać niezwykłą iluminacją przygotowaną przez przyrodę. W klimatach polskiej złotej jesieni dworzec prezentuje się uroczo. Nie rażą nawet widoczne defekty, jak chociażby pozabijane dyktami okna.

A co można robić tutaj podczas dwudziestominutowego postoju? Na przykład:  spacerować wokół budynku dworca, bardzo zajmujące zajęcie.

Przez moment podziwiałem też imponującą hałdę drewna zładowaną na porośniętej krzakami rampie. Ładownia spełnia wszelkie normy ekologiczne narzucone  przez przepisy unijne dla rezerwatów przyrody.

Niektóry wspominają dawne, dobre czasy. Na przykład chyba właśnie na tej ławeczce siedziałem wiele lat temu i podziwiałem parowóz ty51-17 w jego ostatnich latach służby. Sam chyba wtedy miałem siedemnaście lat, a przyjechałem do miasta autobusem i zasuwałem na stację na piechotę te kilka kilometrów. Stąd konieczność odpoczynku i ogrzania się w cieple pary wydobywającej się z cylindrów piekielnej machiny. Była jesień, chociaż wino czerwone tutaj nie rosło a budynek był zadbany i okolica czysta. W środku oprócz poczekalni  pokoje noclegowe dla drużyn pociągowych.

A teraz podróżni to mają dobrze. Funkcjonuje nawet komunikacja publiczna. Przed laty też działała, ale informacji na ten temat nie stwierdziłem na przystankach i na dworcu. Integracja była kiepska.

Niektórzy przyjeżdżają na pociąg taksówką. Teraz tutaj cywilizacja! Szkoda tylko, że w centrali na kolei mamy dyktaturę ciemniaków, przez co do takich urokliwych miejsc pociągi zaglądają bardzo rzadko albo wcale. Na szczęście gdzie nie gdzie , jak właśnie widać to na przykładzie Włodawy – przebijać się już zaczyna myślenie w kierunku odciążenia transportu drogowego na rzecz innych alternatywnych form.

„Niech pan koniecznie o nas napisze artykuł…” Tak z kolei mówiono do mnie bodajże w dniu 30.04.2000 r., kiedy przyjechałem tutaj zaliczyć ostatni pociąg osobowy i miejscowi namierzyli mnie kiedy robiłem zdjęcia. Zostałem wzięty za reportera , ale  zrobiło się  bardzo miło. Ludzie psioczyli, że zabierają im pociągi, które były tu potrzebne. „Nie mamy czym do miasta dojechać, byliśmy u dyrektora ale jego to nie obchodzi, prosimy o nas pamiętać…” Niestety wtedy nie miałem gdzie tego opisać, nawet nie przyszło mi do głowy, że mógłbym to uczynić. Internet w powijakach, w domu nie miałem dostępu, dopiero mi zakładano ten wynalazek, który traktowałem jako ekstrawagancję…

W tym kontekście ogłaszam mały jubileusz: To już jest artykuł nr 300 na LKNie, w tym mojego autorstwa nr 140! Przemówienie będzie krótkie: róbmy swoje! No i jeszcze: pomożecie? Bo czasu mamy mało a i inne obowiązki na głowie.

Druga dobra wiadomość: przewozy pasażerskie z Chełma do Włodawy mają być jeszcze realizowane do końca października! Takie informacje pojawiły się na postoju na stacji końcowej oraz w pociągu. Przejazdy cieszą się takim powodzeniem, że obywatele  domagają się  ich realizacji przynajmniej do zakończenia sezonu jagodowo – grzybowego.

I faktycznie: w drodze powrotnej do Chełma pojawiali się na każdym przystanku coraz to nowi podróżni, tacy, którzy przyjechali w okolice na dłużej. Dużo grzybiarzy, sporo ludzi z dziećmi, turyści z plecakami i ekwipunkiem. Przed Chełmem zrobiło się w pojeździe ciasno, większość miejsc zajęta, niektórzy stoją, dzieciarnia hałasuje i tłucze się po podłodze.  Gwar i rwetes! Gdy wjeżdżaliśmy na stację docelowo na dworze zapadał zmierzch.

Trzeba było opuścić przytulne wnętrze szynobusu i udać się w drogę powrotną do Zamościa. Nie była to wcale taka prosta sprawa. Już przy zakupie biletu kasjerka zapytała się mnie : czy na pewno będę miał z Rejowca pociąg do Zamościa , po czym sama sprawdziła w rozkładzie jazdy i oznajmiła, że w Rejowcu trzeba będzie strasznie długo czekać. W sumie to odradzała mi jazdę pociągiem o 18.40 , tylko następnym o 20.20 . Stwierdziła, że w Chełmie przyjemniej się czeka. Podoba mi się takie zaangażowanie i troska o pasażerów, zatem skorzystałem z dobrej rady. Rzeczywiście czekało się tu względnie przyjemnie, otwarte były jeszcze sklepy zlokalizowane w pobliżu dworca a sam dworzec spokojny i bezpieczny. Ruch towarowy tylko niewielki, tylko ok godz. 19 przejechało brutto z Dorohuska ciągnięte przez dwa byki ( ET22 ) w tym jeden zielony. Pociąg oczywiście zwiał mi sprzed nosa , dzięki czemu nie został nagrany, ponieważ akurat w tym czasie zająłem się oglądałem galerii zdjęć historycznych wiszących w poczekalni. Ponoć funkcjonuje tu jeszcze jakaś izba pamięci , ale czynna jest tylko dla wtajemniczonych. No coś jak Klub Miłośników Kolei w Biłgoraju , więc nie ma co narzekać, z tym, że nasza działalność to jest inicjatywa prywatna – kolekcjonerska , nie inspirowana przez PKP.

A propos zabytków, to walory oelki znacznie lepiej do mnie przemawiają po zmroku. Parowóz jest fajnie oświetlony i rozpościera wokół siebie aurę  tajemniczości. Gdzieś tam w krzakach cykał jeszcze ostatni pasikonik, który nie zdążył zejść w niebyt. Czuć było  jesień.

Zbliżała się pora odjazdu i do pociągu do Rejowca zaczęli schodzić się nieliczni podróżni. Naliczyłem blisko 20 osób. W roli głównej łódzka jednostka z przyciętym pyszczkiem. Szkoda , że wycofane już została stare , zabytkowe chełmskie kible – kanciaki. Te to miały klimat starej kolei a huczały niczym  odrzutowce. Ten , którym jechałem był całkiem cichy , okna szczelne, siedzenia wygodne – no Ameryka!

Na przystanku Chełm Miasto mijamy opóźniony ok 10 minut pociąg TLK Spółki Intercity z Warszawy do Dorohuska i Kijowa. Jak widać jest to bardzo popularne połączenie.  Wyjazd z Chełma ok 4 przyjazd do Warszawy po 7 , powrót do Chełma po 20. Zwykle kursują 3 – 4 klasy w ruchu krajowym i tyleż samo w ruchu międzynarodowym. Po drodze minęliśmy następnie całkowicie wyludnioną i odpociągowioną Zawadówkę, gdzie nie wysiadała ani jedna żywa dusza, a na dalszym etapie jazdy jedna z współpasażerek nastraszyła mnie , że w Rejowcu gwałcą. Tylko   trochę się rozbawiłem tą informacją , bo założyłem nie wiedzieć czemu  , że wszyscy jadą razem ze mną na przesiadkę do Zamościa. Pomyślałem, że będzie gwałt zbiorowy, a tymczasem po zatrzymaniu się składu na stacji docelowej całe towarzystwo przemieściło się w pośpiechu z peronu 1 na peron wyspowy, gdzie stał już gotowy do odjazdu szynobus ODRODZENIE do Lublina. Na śmierć o nim zapomniałem , a do Zamościa z Chełma oczywiście nikt nie jechał. Nie dziwna to była sprawa, biorąc pod uwagę dwugodzinny czas oczekiwania na przesiadkę.

Wkrótce ODRODZENIE rozpłynęło się w mroku.

W tym samym czasie nadciągnął stary , poczciwy lubelski kibel jako REGIO z Lublina do Chełma, z którego wydostały się pojedyncze osoby. Zapipczało, drwi zgrzytnęły i EN57 pocisnął do Chełma. A ja zostałem sam na pustkowiu.

Dookoła ani jednej żywej duszy. No prawie…Dwóch młodzianów schowało się pod schroniskiem w celu konsumpcji napojów wyskokowych, no i jeszcze jednostka elektryczna raz po raz dawała o sobie znać. A to syczała, czasami   prychała , coś tam zastukało, zabuczało – odgłosy żywego organizmu wydobywające się z  pojazd wydawało by się tak z natury bezpłciowego. O 21.45 przejechało na biegu brutto węglarkowe 38 sztuk zdaje się właśnie do Włodawy, co ustaliłem na podstawie obecności lokomotywy spalinowej TEM2-099 na doprzęgu. O 22 wyjechała druga zmiana z cementowani, raptem tylko ze 3 samochody i 4 rowerzystów. Zrobiło się chłodno, prawdziwie jesienna, ale spokojna noc. Na peronie monitoring , no i odnowiona wiata.

Ok 23.30 wjechał szynobus MAGNAT z Lublina do Zamościa, którym udałem się do domu. Na pokładzie sporo osób, część przesiadła się na kiblołącznik jadący do Chełma, którym wcześniej tutaj przyjechałem. Utrudnienie stanowi konieczność przemieszczania się przez przejście podziemne na sąsiedni peron, gdzie podstawiony jest zwykle ten pociąg. Wycieczkę zaliczam do udanych, doskwierają tylko trudy przemieszczania się z Zamościa do Chełma i z powrotem. W nowym rozkładzie jazdy obowiązującym od grudnia 2014 r. przewidziano całoroczne połączenie do Lublina, wyjazd z Zamościa o 12.30 , co znacznie ułatwi dojazd zarówno do Lublina , jak i do Chełma. W tej chwili pociąg taki  na odcinku Zamość – Chełm kursuje tylko w dni powszednie, tj. wtedy kiedy jest najmniej potrzebny. W temacie powrotu z Włodawy w stronę Zamościa sytuacja nie ulegnie poprawie, decydenci zakładają, że turystycznie zawsze możemy pojechać do Bełżca czy Lubaczowa. Szkoda tylko, że te połączenia kursują sezonowo do końca wakacji, a w przypadku kursów do Włodawy dało się wynegocjować pewne przedłużenie otwarcia trasy. Po raz setny powtarzam, że warto zmniejszyć ilość kursów roztoczańskich w okresie wakacyjnym nawet do jednego , ale a to znacznie przedłużyć okres funkcjonowania całej oferty. Zacznijcie układać rozkłady jazdy pod potrzeby ludności, a nie pod doraźne zachcianki niewidomo jak mądrych teoretyków, którzy ani razu nie jechali w swoim życiu  pociągiem.