Agonia zamojskiej kolei dalekobieżnej

  

To nie pomyłka. Spotkał mnie wątpliwy zaszczyt  obwieszczenia zakończenia funkcjonowania połączeń kolejowych INTERCITY na Zamojszczyźnie. Przeżyłem już I Wojnę Kolejową, która wybuchła 1.09.2009 r. i trwała prawie dziewięć miesięcy. Nie bez trudu Nasi wygrali. Czasy się zmieniły i współcześnie mamy do czynienia ze specyficznym atakiem terrorystycznym, który realizowany jest metodą małych kroków. Nie ma  afery,  sensacji, ogłoszeń, wystąpień, kłótni, analiz, za to stopniowo, powolutku przyzwyczajało się nas  do zadania ostatecznego ciosu. Na początku roku wystąpiły znaczne utrudnienia, w transporcie szynowym, które tłumaczono warunkami atmosferycznymi. Na wiosnę poprawa, ale i planowych kursów znacznie mniej. Potem, stopniowo: raz pociąg, raz autobus – naprzemiennie ale z wyraźną dominacją tego pierwszego. Im bliżej lata, tym szala przechyliła się jednak na korzyść gumowych kółek. Na początku wakacji pociągi nawet trochę pojeździły,lecz  potem lokomotywy zaczęły się psuć. Następnie były Światowe Dni Młodzieży, więc można było wytłumaczyć się kłopotami wagonowymi a nikt nie ośmieliłby się przecież krytykować. Od początku sierpnia żadnych nadzwyczajnych ogólnopolskich imprez, brak anomalii pogodowych, luzik a pociągi przestały na dobre jeździć i raczej ich więcej u nas nie zobaczymy.

Najgorsze jest to, iż taka polityka skutecznie wygasiła negatywne emocje, jakie pojawiły by się niechybnie w mediach, z chwilą oficjalnego zakomunikowania o zawieszeniu połączeń. Absolutnie, wszystko w porządku. W rozkładzie jazdy nadal, jak gdyby nigdy nic się nie stało funkcjonują z Zamościa dwa połączenia dalekobieżne IC do Wrocławia, Wyspiański  odj. o 12.28 oraz ANTARES wyruszający o 17.22. Pociągi te są codziennie za każdym razem, systematycznie odwoływane. Oczywiście , dyżurni ruchu na stacjach wygłaszają przez megafony  stosowne formułki , przepraszając grzecznie za utrudnienia, a w Zamościu to  nawet pracownicy INTERCITY zajmujący się planowo utrzymaniem technicznym wagonów odprowadzają osobiście pasażerów z peronu na miejsce odjazdu przed budynek dworca – co się bardzo im chwali, ale tak czy inaczej, wszystkie te grzecznościowe gesty nie zasłonią negatywnego wizerunku jaki wywołuje u ludzi cały  galimatias. Bo emocje powstają, czasami nawet wielkie, ale podróżni  po prostu nie mają się nawet komu poskarżyć. Czasami zbierze się obsłudze autobusów, ale generalnie nikt tych ludzi  nie wysłucha – tak działa  machina. Przede wszystkim – brak jest winnych. Oczywiście – personalnie, ponieważ czarną owcą jest oczywiście gama. Super nowoczesna lokomotywa spalinowa wyprodukowana przez polskie zakłady Pesa w Bydgoszczy o bardzo wysokim  współczynniku niezawodności wynoszącym  99,99 %. Dokładnie nie wiem ile, ale i tak gama ładnie wygląda tylko na papierze, na zdjęciu. Lokomotywy, a jest ich w Polsce dziesięć  od początku eksploatacji , tj. od 1.07.2015 r. sprawiają kłopoty.  Co się psuje? Producent zapewnia, że wszystkie części składowe działają jak należy, szkopuł w tym, że większość maszyn nie jeździ. Ponoć mamy jakieś nietypowe warunki środowiskowe. Nieodpowiednia aura. W zimie za zimno, w lecie za gorąco, chociaż klimat się u nas zmienił i  już nie ma takich śnieżnych zim jak dawniej. Sahary  nie odkryto jeszcze w Polsce, Pustynia Błędowska zarosła drzewami. Jest susza – brak deszczu , roślinność usycha, gamom chyba też brak wody nie służy. Z kolei jak opady to robi się za ślisko. Na wiosnę sprzęgi puszczają, na jesieni sprzęgła się grzeją. Tak jest – jak w tym słynnym, polskim powiedzeniu o baletnicy, której przeszkadza nawet rąbek od spódnicy. Lokomotywom najwyraźniej nie służą chyba podróże. One by chciały jak ta SP32-148, albo SU45-228 – od razu na pomnik, do muzeum, a  nieczuli dyspozytorzy kopiąc ich w zderzaki  wysyłają na chama w trasy, szczególnie te lubelskie. Bo zamojskich szlaków już im oszczędzono,  jacyś mędrcy z Rzeszowa wspólnie ze swoimi lubelskimi kompanami uchwalili przy wódeczce i grillu, że gdzie jak gdzie, ale między Rzeszowem a Lublinem mają jeździć wszystkie pociągi, nawet te prowadzone gamami pod drutem, np na odcinku Rozwadów – Przeworsk i dalej. I biedne gamy są tak biczowane, że wyciskają z siebie wszystkie poty.  Jak można w ten sposób traktować damy, polskie hrabinie, które za pięćdziesiąt lat znajdą zasłużone miejsca na cokołach? Może jeden taki pomnik gamy stanie w Zamościu na środku ZOO, bo dworca kolejowego przy takiej polityce to już za kilkanaście lat w tym miejscu nie będzie. Pisałem już kiedyś o pawilonie dla małp człekokształtnych w poczekalni. Jest duże ryzyko, że ta przepowiednia się ziści.

W pewnym sensie mamy nawet lepiej od podróżnych z Lublina i Rzeszowa. Bo u nas przynajmniej wiadomo, że zamiast pociągu pojedzie autobus a tamtym grozi realne ryzyko zepsucia maszyny na szlaku i powstanie gigantycznych opóźnień oraz wszelkich innych perturbacji. W takich sytuacjach, za poprzedniej władzy  można było  przynajmniej liczyć na wydanie ciepłych napojów w wagonach. Ostatnio  o tym się nie mówi, pewnie trzeba by było w każdym wagonie instalować samowary i ekspresy do kawy – za wysokie koszty. W Zamościu takich zmartwień nie mamy. Pociągi odwoływane są z urzędu. Na dodatek, w miejscu z którego odjeżdża teraz komunikacja zastępcza rozlokowała się budka z napojami i przekąskami. Niby zbieg okoliczności, bo na przeciwko zoo, ale poczyniłem stosowne  obserwacje. Podróżni INTERCITY regularnie korzystają z tego przybytku. I należy zaznaczyć, że to jest inicjatywa, która wyszła niejako z boku – spoza kolei, ale trafiona. I chwała temu co wpadł na taki pomysł. Za to w autobusach pasażerów poi się wymówką,  że to  incydent i dziś pociąg wyjątkowo nie jedzie, ale normalnie to jak najbardziej kursuje po szynach.  Najgorzej, jak trafi się na takich podróżnych, którzy uwierzą w bajki i faktycznie drugi lub trzeci raz skuszą się na podróż koleją. Zdarzają się wtedy pretensje, ale na ogół ci co spróbują raz tej wątpliwej przyjemności, szybko tu nie powrócą. Trafiają się jeszcze kolejarze ze zniżkowymi  biletami pracowniczymi, ale od nich wymaga się, żeby siedzieli cicho. W końcu mają wykupione ulgi. Na pewno nie można powiesić kartki i napisać prawdy, to by było nie poprawne politycznie, szczególnie że ciągle jest sporo osób, którzy nigdy nie zamierzają  podróżować pociągami dalekobieżnymi i wydaje im się, że wszystko jest OK. Nie chodzi tu tylko o jakieś antagonizmy, po prostu część osób nie jeździ na południe kraju bo nie musi lub nie odpowiada im aktualny rozkład jazy.

Apropos niego – od grudnia 2016 r. ma się diametralnie zmienić, w miejsce dwóch pociągów sezonowych ma teoretycznie wrócić stary poczciwy, codzienny HETMAN, który wyjeżdżał będzie  z Zamościa  ok 4 – 5 , a powracał na 23. Wszystko pięknie wygląda ale na papierze, ponieważ chyba żaden z naszych czytelników nie uwierzy, że będzie lepiej. Taki rozkład jazdy teoretycznie jest bardziej korzystny dla mieszkańców Zamościa, można rano wyjechać i przybyć do Rzeszowa/Krakowa o odpowiedniej porze, załatwić swoje sprawy i powrócić tego samego dnia do domu. Wkurza za to brak zajazdu do Katowic, pociąg ma jechać objazdem, ale to już inna bajka i nie pora na takie analizy. Decydenci obiecali nam złoty pociąg ale bez złota, bowiem prędzej odnajdzie się ten ukryty pod ziemią skład niż zaczną chodzić jak należy gamy. No właśnie – co będzie ciągnęło reaktywowanego HETMANA? Autobus. Proponuje zaobserwować  jakie opóźnienia generuje komunikacja autobusowa. JA ZAJMUJĘ SIĘ TYM REGULARNIE. Co prawda  Autoantares pryjeżdża do Zamościa prawie, że punktualnie, regularnie parę minut po dziesiątej ( pociąg 9.50 z hakiem ) , ale  ten cud wynika głównie ze stanu technicznego linii bałajskiej gdzie między Siedliskami a Horyńcem Zdrojem pociągi regulaminowo wleką się niemiłosiernie, co nie dotyczy przecież pojazdów drogowych. W przypadku Autowyspiańskiego cudów nie ma. Mamy tu dobre czasy jazdy koleją, podczas gdy na niektórych odcinkach szosowych trzeba kluczyć, objeżdżać, zajeżdżać, żeby dotrzeć do stacji PKP. Przeważnie tak jest, że zajeżdżać trzeba na każdy przystanek, nawet ten mniejszy. Co prawda przyjęło się, iż kierownicy wydzwaniają po dyżurnych ruchu w celu ustalenia zainteresowania przejazdem, ale gdzie można zadzwonić, żeby sprawdzić czy ktoś czeka w Zwierzyńcu, Tereszpolu czy nawet Biłgoraju, który ma swoją specyfikę w postaci pasażera rozproszonego. Tj. jeden stoi w krzakach, drugi na peronie a trzeci czeka w samochodzie, który może parkować raz z jednej raz z drugiej strony torów, a nawet z boku bo na przykład ugrzęźnie na drodze dojazdowej, nazywanej dumnie ulicą – Bojarską. Kto ich w stanie jest policzyć? Nie ma regulaminu dotyczącego oczekiwania na autobus, który też potrafi zajeżdżać pod dworzec w różnych miejscach. Mało tego – dworca już dawno nie ma, brak punktu charakterystycznego, nawet ciężko jest dyżurnym ogłaszać przez megafon, gdzie podróżni mają się gromadzić. Bo jak to nazwać? W lewym kącie, z tyłu torów, za kałużą. Takie są problemy na poszczególnych stacjach, dlatego suma sumarum: nawet jakby konduktor z kierowcą autobusu zaprzedali dusze diabłu – nie ma szans wyrobienia czasu rozkładowego adekwatnego do wskazanego w kolejowym rozkładzie jazdy. Gdyby przewoźnik podchodził uczciwie to opracował by rozkład autobusowy, ale fakty są takie, że czas przejazdu np z Zamościa do Rzeszowa przedłużył by się o na przykład 2 godziny. Tyle mniej więcej codziennie spóźniają się autobusy w Zamościu. Planowy przyjazd IC WYSPIANSKI – 15.40, Rzeczywisty przyjazd AUTOWYSPIAŃSKIEGO – 17.20 jak dobrze pójdzie, tj. mało ludzi, co rzadko się zdarza. Przeważnie 17.30 – 17.35. No ci ludzie są bezczelni, jeżdżą takim czymś. Chamstwo! I przez nich INTERCITY wyrabia opóźnienia. Chłopaki zarządzający tym geszeftem jednak nie dają za wygraną. Twardo trzymają się rozkładu pociągowego, jak rzep psiego ogona – czepili się i nie puszczają. Wiedzą co robią. Po prostu ładnie on wygląda. Można się pochwalić, że pociąg od nowego rozkładu od grudnia będzie do Krakowa cztery godziny jechał z Zamościa. A tak – jak by to wyglądało? Jak gówno w trawie. Powiesić takie cuś na tablicy ogłoszeń.  Z jednej strony ja ich rozumieć, ale z drugiej strony dobrze, że nie musieć ANTARESEM jeździć.

Scenki rodzajowe z podróży Kolejową Komunikacją Zastępczą przedstawili na boxie nasi czytelnicy. 19.08.2016 r. AUTOANTARES, odj. z Zamościa 17.22. Podróż zrelacjonował kol. o nicku ww: „ZKA w Józefowie Roztoczańskim,  kierownik zrobił spacer na peron na papierosa. Dzwoniono do Suśca, jest jeden pasażer. Ładny nowy asfalt do Hamerni. Jednak dwoje pasażerów. W Bełżcu przy rampach sporo węglarek Cargo. Ponad 10 podróżnych. Hrebenne nie zgłasza chętnych. Lubycza – jeden pasażer. Werchrata. Dwóch pasażerów. Wyszli specjalnie na drogę więc nie wjeżdżamy pod stację. Horyniec – chyba dwóch pasażerów. Pielgrzymka do toalety. Kierownik nas zaprowadził. Grupa ponad 10 osób. Okropny standard w związku z czym cześć wybrała krzaki. Ogłoszono, że nasze wagony z numeracją jak na biletach czekają w Rzeszowie. Kierownik będzie szedł na czele kolumny w drodze na peron aby nikt się nie zgubił. Jeszcze ważna informacja. W Horyńcu odmówiono transportu dwóm osobom z rowerami. W Lubaczowie ponad 5 osób. Oleszyce – dwie osoby. Do Jarosławia nie mamy nikogo więc kierujemy się prosto na Rzeszów. 21.44 – Rzeszów. Pociąg jeszcze nie w peronie. Kierownik uspokaja, że dodatkowe wagony na pewno dołączą. Wcale nie dołączyli bo po prostu przyjechały z Przemyśla. Tablice zamojskie.” Dziękujemy w imieniu służby za relację, polecając się jednocześnie na przyszłość, tj. polecamy podróże ANTARESEM! Brak mi odwagi na takie wyzwania.

A tak na poważnie to nasuwają mi się następujące spostrzeżenia. Wiele osób po odbyciu takiej podróży deklaruje, iż była to  ich ostatnia podróż koleją. Owszem, są tacy co jednak wracają, ale to mniejszość lub kolejarze – wiadomo z jakich przyczyn. Pojawiają się argumenty, że autobusy są nowoczesne, że jeżdżą szybko. Czas jazdy , faktycznie za ANTARESA nawet jest zadowalający, ale złoto wcale nie jest takie świecące. Uwagi o toaletach słyszałem różne, a to, że ich nie ma – co by potwierdzała powyższa relacja, a to znowu jedna z moich znajomych podróżując autobusem gdzie jednak był wychodek – nie mogła z niego się wydostać, ponieważ zacięły się drzwi. Po to wybieramy podróże pociągiem, żeby uniknąć pewnych niedogodności związanych na przykład z sikaniem czy swobodnym poruszaniu się we wnętrzu. Nie wiem dlaczego INTERCITY z uporem maniaka uparło się na gamy. Być może jest tak, jak sugerował kolega DarekP, iż  „wynajmując autobusy poprawia swój bilans finansowy, pasażerów spychając na dalszy plan. Co gorsza wygląda na to, że okolice rzeszowsko-lubelskie stają się dla lokomotyw z Pesy cmentarzem, ściągane są maszyny z pozostałej części Polski i tu kończą swój żywot. A są podobno plany podsyłania kolejnych sztuk. Dzięki patowej sytuacji w kwestii ilości czynnych sztuk, można też zauważyć ciekawą poprawę. Te, które jeżdżą pokonują całkiem sensowne ilości kilometrów. Po wyeliminowaniu Zamościa pozostały 3 obiegi – jeden jednodniowy Lubomirski-Gemini-Gemini + Lubomirski, oraz 2 dwudniowe – Gombrowicz-Staszic-Luna + Luna-Staszic-Gombrowicz. Każdy z nich to 650-800 km dziennie i jak widać przez jakiś czas (do awarii) lokomotywy dają radę. Ale obawiam się, że długo tak nie pociągną, aktualnie żywe są już tylko 2 szt.”.

No właśnie, czy ten rejon INTERCITY, kraina rzeszowsko – lubelska jest śmietnikiem Polski, że tu ściąga się najgorsze badziewie, jakim – nie oszukujmy są gamy i na nas , żywych podróżnych prowadzi się jakieś eksperymenty transportowe? Nie możemy sobie pozwolić na coś takiego. Problem gam jest zamiatany pod dywan. Niewątpliwie jest  problem, ale nie pierwszy raz i nie ostatni na kolei zdarzają się nie trafione inwestycje. Nie chcę ani nie jestem w stanie wnikać w przyczyny, ale przypuszczam, że z gamami będzie jak z Fablokami na LHSie, czyli ST44-3001 i 3002. Były bardzo nowoczesne i faktycznie dosyć  silne, dopóki się nie zepsuły, a zdarzało to się praktycznie podczas każdego wyjazdu na tory. Ostatecznie jeździły zawsze w parze z przedstawicielem innej serii, żeby w razie czego była możliwość szybkiego ściągnięcia składu ze szlaku. I jakoś wyjeździły tą ilość kilometrów jaką miały wyjeździć. Teraz są już odstawione, był pomysł na sprzedaż ale nic z tego nie wyszło. W sumie nie ma co się dziwić, że chętnych brak. W przypadku SU160 jest gorzej, bo w grę wchodzi dofinansowanie unijne, ale też pewnie ostatecznie skończy się na wysyłaniu na szlak zestawów: SU160 + SM42 lub jakiejś zmodernizowanej stonki. Dziwię się, że INTERCITY nie ściągnęło do Rzeszowa lokomotyw SM42, które z powodzeniem mogłyby ciągnąć ANTARESA cy WYSPIAŃSKIEGO. Nie ma ku temu żadnych przeszkód formalnych, niech mi nikt nie mówi o zmodernizowanych wagonach z klimą. Są to niech jeżdżą , ale do Przemyśla. Jakoś z Lublina do Szczecina wystawiane są prawdziwe zabytki z siodełkami na korytarzach i nie słyszałem, żeby ludzie narzekali na komfort jazdy. Okno można normalnie otworzyć, jest sporo miejsca, przedziały…Na pewno lepiej jedzie się niż najlepszym autobusem. Przede wszystkim – jak wybieram pociąg to chcę jechać pociągiem i jestem nawet w stanie zaakceptować pewne mankamenty w podróży, np minimalne opóźnienia, które wyrabiały by stonki. Co mi z klimy i komfortu, jak dojechać mogę w takich warunkach tylko do Rzeszowa. Równie dobrze mogę jechać PENDOLINO i przesiąść się w Rzeszowie do busa a potem się chwalić, że przyjechałem nim do Zamościa. A zresztą co to jest w skali kolei 130 milionów, bo ponoć tyle te gamy kosztowały choć co prawda nie doczytałem czy z dofinansowaniem czy bez? ( 50 w tą czy w tamtą to już mało istotne)  Na PKP to nie taką kasę się wydaje. Pomyłka, ktoś nie dopatrzył, zdarza się, zresztą można i szukać winnych i pewnie by się znaleźli, gdyby ktoś chciał się tym zająć. Nas interesuje, aby do Zamościa dojeżdżały pociągi, żeby od grudnia znowu nie jeździć autobusem. No bo jeśli ma zostać – tak jak jest to po cholerę było robić te wszystkie awantury? Co,  źle było? Były przecież inne autobusy, może białe nie jeździły tylko czerwone.

A w ostatnią sobotę, 20.08.2016 r. to już decydenci z  INTERCITY zabłysnęli na całego. Czy ci ludzie nie widzą, że się ośmieszyli? W zasadzie to zaczęło się wszystko tydzień wcześniej, tj. 13.08.2016 r. Zorganizowana, spora  grupa rowerzystów pod egidą PTTK zaplanowała przyjazd do Zamościa rezerwując z odpowiednim wyprzedzeniem – chyba jeszcze na początku roku  na swoje potrzeby dodatkowy wagon do przewozu rowerów, który miał był włączony w dzień przejazdu do ANTARESA we Wrocławiu. I został podstawiony – jak się patrzy, można by powiedzieć: warunki – palce lizać. Tylko, że w Rzeszowie każdy musiał się z tego wagonu wynieść razem ze swoim  rowerem. Czyżby przewoźnik walczył z cyklistami a może  z turystami? W Rzeszowie co prawda w ten dzień podstawiono aż 3 autobusy oraz dodatkowo dwa dostawcze busy – na rowery, ale wizerunek kolei został  dotkliwie nadszarpnięty. Wydawało mi się, że PTTK powinna mieć na kolei poważanie za całokształt działalności promującej rodzimą turystykę i publiczne formy transportu. A tu wyszło jak z tym dopiskiem na odmownym piśmie: z poważaniem, czyli – pocałujcie nas w dupę. 20.08.2016 r. powrót z Zamościa i tym razem na rowery podstawiono już solidnego wojskowego STARA, którego chyba nawet przypadkowo  widziałem. Takich numerów się nie robi. Nawet jak już ktoś w spółce śmiertelnie obraził się na Zamojszczyznę, to przy takich incydentalnych przewozach nadzwyczajnych powinien na głowie stanąć, żeby transport koleją się odbył. Jechali ludzie z całej Polski, można by powiedzieć, że opiniotwórczy  i wyszło jakie to panuje na kolei dziadostwo. I przy okazji kupa śmiechu. Postanowiłem w jakiejś formie nagrodzić autora pomysłu przewiezienia rowerzystów przy zastosowaniu poczciwego bądź co bądź stara. Tej nieznanej mi z imienia i nazwiska osobie przyznaję nagrodę – Wielką Cipę 2016: Bo to teraz taka moda, że się daje różne statuetki,  srebrne usta itp więc   musimy być postępowi. Forma będzie wirtualna, aczkolwiek rozważam pewną uroczystość związaną z tym wydarzeniem, która odbyć się może tylko w jednym miejscu, pewnie znanym wielu z Was, w Biłgoraju. Wirtual swoją drogą, ale, żeby jakoś  zobrazować nagrodę to popatrzcie sobie jak wygląda Pomnik Walk Rewolucyjnych w Rzeszowie, widać podczas przejazdu pociągiem. A moja WC będzie  miniaturką tego ogromnego monumentu. Nazwę nie ja wymyśliłem. I bez podtekstów związanych z miejscem zamieszkania – wyróżniony  może zostać  każdy kto podejmuje konkretne decyzje związane z transportem. Tak zupełnie niespodziewanie mi to przyszło do głowy.

Właśnie, negatywne odczucia jakie wywołuje KKZ niepokoją mnie najbardziej. Pisze na boxie użytkownik AN: „Dziś w TLK Staszic jechała od Warszawy Wschodniej do Rozwadowa 40-osobowa grupa młodych sportowców. W Rozwadowie mieli przesiąść się do IC Wyspiański, by dalej pojechać do Biłgoraja. W okolicach Lipy (po sprawdzeniu na Portalu Pasażera) podpowiedziałem ich trenerowi, że czeka grupę przesiadka nie do pociągu, ale do autobusu i że lepiej będzie poprosić kierownika pociągu o poinformowanie obsługi ZKA o dużej grupie. W Rozwadowie czekał już na peronie funkcjonariusz SOK, który pokierował grupę przed dworzec, gdzie miał się pojawić autobus. Jak przebiegała przesiadka do autobusu nie widziałem, bo Staszic nie ma długiego postoju w Rozwadowie”. Dochodzi już do tego, że miłośnicy kolei widząc co się święci muszą podejmować interwencje i przekazywać podróżnym odpowiednie instrukcje i pouczenia. Mi się to już też zdarzało parę razy w Zamościu, przeważnie doradzałem wybór innego środka lokomocji. Kiedy 1.09.2009 r. PKP INTERCITY zawiesiło wszystkie zamojskie połączenia powstała medialna wrzawa, wywołana po części też przez nas i czytelników LKN, która przełożyła się po części na pojawienie się pewnej kolejowej nostalgii wśród wielu ludzi, nawet tych, którzy rzadko podróżowali koleją. Przeważały raczej odczucia pozytywne, zaczęto wszędzie mówić i pisać  o dawnych czasach,  o pociągach, co zaowocowało wymiernymi korzyściami, może nie w pełni wszystkich zadowalającymi, ale zawsze chociaż trochę. Teraz jest znacznie gorzej, ponieważ ludzie  do podróżowania koleją zachęceni są dosyć stabilną ofertą Przewozów Regionalnych do Lublina i sezonową na Roztoczu, udogodnienia związane z poprawą lokalizacji przystanków też robią swoje. Obserwuje, że pociągami regionalnymi bardzo chętnie jeżdżą osoby, które na co dzień mieszkają i pracują poza granicami kraju a do Zamościa przyjeżdżają na wakacje czy urlopy wybierając właśnie transport kolejowy, tj. np w Wielkiej Brytanii samochodem na lotnisko, samochód na parking, do Warszawy samolotem, z lotniska na Dworzec Centralny koleją a jak pociągiem INTERCITY to koniecznie z przesiadką w Lublinie do szynobusu udającego się do Zamościa. Potem oczywiście rodzinny wypad do Zwierzyńca czy Suśca – kolej w takim wydaniu bardzo się podoba. Przyznam się , że nawet sam jestem zaskoczony. I całe szczęście, że jest taka spora grupa podróżnych, którzy nie udają się w stronę Krakowa czy Wrocławia pociągami INTERCITY. Dzięki temu jeszcze sporo można usłyszeć dosyć pochlebnych opinii o naszej kolei. I całe szczęście. Natomiast Kolejowej Komunikacji Zastępczej należy wytoczyć zdecydowaną walkę. Najprostszą metodą jest podpatrywanie konkurencji. Weźmy na to, takie Przewozy Regionalne. Ile razy już brakowało taboru, jeszcze nie tak dawno przesiadaliśmy się w Rejowcu z ułanów (SA134) do kibli (EN57). Sam co prawda marudziłem, ale nie było kontrowersji. Pociąg jechał o czasie, a że był taki jakiś inny niż zwykle to spora grupa podróżnych nie zwróciła nawet uwagi. Tak samo tutaj, skoro już INTERCITY musi hodować gamy, to niech w Rzeszowie podstawia codziennie SM42 z dwoma starymi wagonami do Zamościa. Jeszcze lepiej, żeby jeździły one z Wrocławia, ale nie róbmy rewolucji, małymi krokami, ale leczmy czyraka na tyłku a nie amputujmy od razu obie nogi. A co z gamami? A nie wiem? Może wyleasingować do PKP CARGO do prowadzenia przewozów rozproszonych. Jest tyle mądrych głów na górze, które biorą ciężką kasę, więc niech coś wymyślą,  do cholery.

PS. Wpis na boxie czytelnika o pseudonimie: am. – 12.08 wracałem „bezpośrednim” z Zamościa do Wrocławia. Wszyscy podróżni byli zapewniani o bezproblemowej przesiadce w Rzeszowie. Dyspozytor jednak wysłał pociąg z Rzeszowa do Wrocławia nie czekając na autobus z Zamościa. Opóźnienie autobusu w stosunku do planowanego odjazdu pociągu wynosiło niecałe 60 minut. Pełny autobus ludzi, Wszyscy czekali na kolejny pociąg, który jedzie do Wrocławia 2 godz. dłużej. Nikt z podróżnych nie wsiądzie więcej do tego „pociągu”, wszyscy też twierdzili, że wybraliby inne połączenie, gdyby mieli wcześniej informacje o realnym czasie podróży.