Zamość z dostępem do morza

  

Po dłuższej przerwie kolejowy Zamość uzyskuje ponownie połączenie nad morze. Z informacji zamieszczonych na portalu pasażera PKP PLK wynika, że od nowego rozkładu jazdy, który wejdzie w życie na początku grudnia br. pociąg TLK ZAMOYSKI będzie kursował w rel. Hrubieszów Miasto – Kołobrzeg. Aktualnie kończy on bieg na stacji Piła Główna, ale faktycznie jest spore ciążenie wśród podróżnych z Zamojszczyzny w kierunku Pobrzeża Zachodniego. Wydłużenie relacji stanowi zatem właściwą kolej rzeczy za co niewątpliwie należy pochwalić przewoźnika, tj. PKP INTERCITY. Pośpieszny z Zamościa ma ruszać o godz. 7.34 by w Kołobrzegu zameldować się o godz. 19.55.

Nie są to jednak pierwsze przygody Hetmana Jana z Bałtykiem. Po morzach i oceanach jeszcze do tej pory gdzieś pływa masowiec MS Ziemia Zamojska, a dokładnie: trzydzieści lat temu mogliśmy z Zamościa nawet dojechać pociągiem do Gdyni. Pomiędzy miastami od 27.05.1991 r. do końca maja 1992 r. uruchomione było bezpośrednie połączenie kolejowe. Pociąg pośpieszny ROZTOCZE nr 25102 wyruszał z Zamościa o godz. 3.52. W Gdyni planem meldował się o 14.46. W kierunku przeciwnym o 14.28 z Gdyni startował pociąg nr 52102 , którego przyjazd do Zamościa zaplanowany był na godz. 1.12.

Poranne połączenie Zamościa z Warszawą funkcjonowało już od maja 1985 r., a w maju 1990 r. przedłużono je do Gdyni. Jechałem tym pociągiem kilkanaście razy, co prawda: głównie między Zamościem a Warszawą lub odwrotnie, ale i tak jestem w stanie o nim trochę opowiedzieć. Z Zamościa kursowały najczęściej cztery wagony: trzy dwójki i jedynka, chociaż w okresach pozaszczytowych zdarzały się przypadki, że w części zamojskiej jechały tylko trzy pudła. W Rejowcu doczepiano pociąg jadący z Chełma składający się z pięciu wagonów w rel. Chełm – Warszawa Zach w zestawieniu: BBABB oraz trzech wagonów do Gdyni w zestawieniu: BAB. Wagony jadące nad morze były odczepiane na stacji Warszawa Wschodnia, gdzie przewidziany był dłuższy postój. Wagonu barowego nie stwierdziłem, chociaż formalnie figurował w rozkładzie jazdy. Tabor był znacznie zużyty, stacja macierzysta: Gdynia – czego nie można powiedzieć o stosunkowo nowych i bardziej wygodnych pudłach kursujących z Chełma do Warszawy, st. macierzysta: Chełm.

Poranne połączenie było bardzo popularne, ale właśnie wśród podróżnych udających się z naszego regionu do stolicy. Niestety, jadąc z Zamościa trzeba było się przesiadać i ta przesiadka musiała nastąpić przed Lublinem, gdzie skład napełniał się maksymalnie. Wiązało to się z pielgrzymowaniem przez cały pociąg, bo zamojskie wagony od Rejowca znajdowały się na tyle. W odwrotnej relacji analogicznie i tak samo wędrówki ludów rozpoczynały się dopiero za Lublinem, kiedy skład się znacznie opróżniał. Warto było też siedzieć jak najdłużej w luksusowych, chełmskich wagonach kursujących z Warszawy Zach. O ile rano z Zamościa do Gdyni mało kto jeździł, to w powrotnej relacji wyglądało to już znacznie lepiej. Wyjazdy z Zamościa do Trójmiasta były bardzo popularne w latach 80 – tych, z tym, że służył do tego zasadniczo nocny pociąg wyruszający z Lublina. Jadąc z Zamościa trzeba było się przesiadać. W rozkładzie jazdy obowiązującym od 27.05.1990 r. rzeźnia gdyńska nr 25202 z Lublina ruszała o 21.30 a kończyła bieg w Gdyni o 5.35. Po drodze oczywiście ważne ośrodki: Malbork, Gdańsk, Sopot i inne. W tym kontekście bardzo atrakcyjnie prezentowało się skomunikowanie zapewnione dzięki pośpiesznemu pociągowi do Warszawy Zach. nr 21202 wyruszającemu z Zamościa o 17.30. Wcześniej takiego pociągu nie było i aby dojechać koleją trzeba było wyruszać już o 15.15 ale za to pociąg turlał się do Lublina aż 4 godziny! Alternatywy nie stanowiły nawet kursy autobusów PKS, ponieważ były bardzo zatłoczone w tym kierunku, szczególnie w szczytach przewozowych.

Od końca maja 1990 r. w Zamościu pojawiło się nowe bezpośrednie połączenie, ale jazda w porze dziennej była uciążliwa i zajeżdżało się tam zbyt późno. Preferowane były zatem przejazdy nocne nad morze rzeźnią z Lublina, ale powrót o 15 z Gdyni do Zamościa stanowił już dosyć atrakcyjną ofertę i dlatego zdarzył mi się nawet i taki przypadek, że przechodząc do zamojskich wagonów przed Rejowcem nie znalazłem w nich żadnego miejsca i musiałem stać na korytarzu aż do Krasnegostawu. Fakt, że jechały wtedy tylko trzy sztuki! Zwykle jednak miejsca były, bo jak wspomniałem tych wagonów było zasadniczo cztery.

Ja nie narzekałem, ale inni podróżni byli mniej wyrozumiali dla kolei. ROZTOCZE było pociągiem dedykowanym do dojazdów w kierunku stolicy. Klientelę woził wymagającą. Na pokładzie spotkać można było nie tylko studentów, ale urzędników, naukowców czy nawet polityków. Nad morze jeździli oni jako zwykli turyści, ale do Warszawy najczęściej w celu załatwienia ważnych interesów. Co prawda rozkład jazdy miał zasadniczo obowiązywać dwa lata: od maja 1990 r. do maja 1992 r. ale po roku, w maju 1991 r. zrobiono rzecz bardzo popularną w dzisiejszych czasach, a stosunkowo rewolucyjną w tamtych, już trochę zamierzchłych. Wydano korektę, w wyniku której ROZTOCZE skrócono do Warszawy Zach, a w Warszawie Wsch. pozostała możliwość przesiadki na inny pociąg kursujący z Warszawy Zach. do Gdyni. Trzeba przyznać, że nie kojarzę nawet żadnych spektakularnych opóźnień części gdyńskiej, które powodowałyby konieczność trzymania wagonów jadących z Warszawy Zach. na Dworcu Wschodnim. Chodziło głównie o wspomniane uciążliwe ( dla niektórych ) przesiadki, no i jeszcze dłuższy postój na Wschodnim, który faktycznie wkurwiał, gdyż sam tego doświadczałem – najczęściej wracając ze stolicy . Oczywiście kilka osób jadących z Warszawy do Zamościa zostało o północy obudzonych na dworcu w Chełmie – historie stare jak świat i często powtarzające się nawet i dziś przy takich kombinacjach wagonowych.

Przewoźnik wsłuchał się w głos suwerena i zrobił dwa pociągi W efekcie, od końca maja 1991 r. Zamość ponownie utracił bezpośredni dostęp do morza, aczkolwiek coś tam nieco się szeptało w wagonach ROZTOCZA, że niby w następne wakacje mają do Zamościa dochodzić bezpośrednie wagony z Gdyni. Takie pasażerskie plotki i podszepty, które się oczywiście nie sprawdziły. A od jesieni 1991 r. rozpocząłem praktycznie regularne podróże ROZTOCZEM bo się uczyłem w Warszawie. To właśnie z tego pociągu w listopadzie 1991 r. zobaczyłem ostatni, czynny parowóz w Zamościu grzejący wagony stojące w obrębie parku wagonowego przy głowicy zachodniej. Jest sporo innych historii z nim związanych, bo był to pociąg z przygodami, np. parę razy się palił, raz strzelanina z ofiarami śmiertelnymi, Była też wędrówka pasażerów po łącznicy w Rejowcu o północy od składu ROZTOCZA stojącego w Zalesiu Kraszeńskim do składu rzeźni hrubieszowskiej stojącego w Żulinie bo z powodu wykolejenia cysterny zablokowana została cała stacja w Rejowcu. To jednak już nie morskie opowieści, choć równie ekstremalne, a to właśnie po skróceniu relacji zaczęło straszyć nocami w pociągu. Jak chodził nad morze zachowywał się przyzwoicie!

Bomba wybuchła w rozkładzie jazdy obowiązującym od 28.05.1995 r. do 1.06.1996 r. Pojawiło się bezpośrednie, nocne połączenie między Zamościem a Gdynią. Niestety pociąg kursował tylko przez 3 dni w roku i z niezrozumiałych względów nie jeździł w wakacje, kiedy faktycznie był najbardziej potrzebny. Pociąg nr 25520/25000 wyruszał z Zamościa o godz. 19.24 i do Rejowca jechał jako osobowy ( sic! ) . Od Rejowca już jako pośpieszny, w Lublinie łączony był z całorocznym nocnym do Gdyni, przyjeżdżającym do stacji docelowej o godz. 6.12. Pociąg z Zamościa wyruszał tylko w dniach: 31.10. oraz 1 – 2 .11.1995 r. W przeciwnym kierunku, z Gdyni, wagony do Zamościa odczepiane były od rzeźni w Lublinie i startowały z tej stacji o godz. 5.47 a do Rejowca jechały jako pośpieszne, by od Rejowca stać się zwykłą osobówka zatrzymującą się na każdej stacji i przystanku – nawet w Złojcu o 8.33, by do Zamościa przybyć o 9.12. Oczywiście: analogiczny termin kursowania, bo po prostu: wyłączano w Lublinie wagony składu całorocznego.

W dniu 2.11.1995 r. udałem się specjalnie do Zawady na ten pociąg – niestety o fotografowaniu nawet nie pomyślałem, choć niezbędna infrastruktura w domu już była. Fakt, pogoda nie sprzyjała: dżdżysto i szaro a i inne okoliczności ( zakaz fotografowania ) nie tworzyły właściwego klimatu ( ja tu głównie przecierałem szlaki w tym zakresie, ale jeszcze nie wtedy ). Pociąg z Gdyni wjechał punktualnie o 8.42 prowadzony przez odkurzacz: SP32 , chyba 057, w zestawieniu: BAB. Zapowiedź dyżurnego ruchu przez megafon wprawiła w osłupienie dwóch sokistów, którzy na niego nie tyle czekali, co wałęsali się smętnie po drodze wzdłuż stacji. Z Gdyni, słyszałeś! krzyknął jeden do drugiego i natychmiast pobiegli w pobliże toru pierwszego na którym zatrzymał się skład. Stacja oczywiście wtedy zupełnie inaczej wyglądała niż teraz, no i niebo płakało, a pociąg stanął. Lokomotywa przystąpiła do oblotu. Konduktora to ja wprawiłem w osłupienie, bo chciałem jechać do Zamościa. Kasa biletowa w Zawadzie w tamtym czasie była przeważnie nieczynna, albo otwierano ją tuż przed odjazdami, a to przecież: pociąg widmo! I ktoś chce jechać! Wywiązała się dyskusja, a właściwie: monolog, a właściwie: konduktor powiedział dowcip. W piłkę można pograć! Tak powiedział. Potem, powtórzył i znowu… Aż w końcu: załapałem i się zaśmiałem. Pozwoliło mi to uniknąć koniczności uiszczenia opłaty przewozowej wg oficjalnej taryfy przewozowej, aczkolwiek nie było chyba wyjścia bo chyba tylko taka prywatna taryfa była przewidziana przez konduktora. Jeszcze mógłbym zostać uznany za szpiega! Przewóz mojej osoby na rentowność połączenia niestety niewątpliwie nie wpłynął. A prezentowała się ona nader skromnie. Puste wagony, na trzy wagony zajęty chyba tylko raptem jeden przedział, oprócz służbowego. Brak internetu jednak zrobił swoje. Kto w tamtych czasach mógł uwierzyć w to, że przez trzy dni w roku z takiej Zawady będzie odjeżdżał bezpośredni pociąg nad morze. Patrząc na nader skromny budynek stacyjny nawet mi nie mieściło się to w głowie.

No właśnie: kto wymyślił taki termin? Chyba kolejarze. Nad morze z Roztocza jeździ się zasadniczo w czasie letnim. Patrząc na koligacje rodzinne: to na Zamojszczyźnie każdy ma ciocię, wujka, brata, siostrę na Śląsku i tym kierunku organizuje się przejazdy świąteczne. Ale do Gdyni, na Święto Zmarłych. Po co? Widocznie nie tylko ja zadawałem sobie takie pytanie, bo w kolejnych edycjach rozkładu jazdy takich eksperymentów zaniechano. A szkoda, bo w sezonie letnim taki pociąg byłby prawdziwym HITEM! Oczywiście, bez postojów handlowych na każdym przystanku w kierunku Rejowca, w tamtych czasach nie brakowało przecież pociągów lokalnych! Na następne bezpośrednie nadmorskie połączenie przyszło nam czekać ćwierć wieku. Co prawda na spacer po Monciaku nie wyruszymy, ale na Molo w Kołobrzegu też przyjemnie.