Wrażenia spod parasola

  

Uff, ale upał! Chyba ze 40 stopni w cieniu. W obrębie około – kolejowym unosi się specyficzny zapach przypieczonej na słońcu smoły. Człowiek, zamiast szlajać się po dziurawych, rozgrzanych nasypach – chciał by się rozłożyć wygodnie pod PARASOLEM. Właśnie, odbiła mi się od uszu, lansowana w mediach przez jednego z członków kierownictwa Spółki PKP – koncepcja budowy sieci przystanków osobowych pod umownym hasłem: „STACJA PARASOL”. Jestem osobą dosyć żywo reagującą na wszelkiego rodzaju slogany, a nawet – wychodzę z założenia, ze im mniej słów, tym lepiej! Od razu sobie taki PARASOL wyobraziłem. Leżę sobie pod obszernym baldachimem, na hamaku – w centrum Parku roztoczańskiego. A jaki mam widok, na okoliczne okolice! Za plecami dzika i ocieniona prasłowiańska puszcza, przed oczami oświetlone promieniami słońca tory, po których śmiga sobie INTERREGIO ”HETMAN” z Hrubieszowa, no w najgorszym przypadku „ROZTOCZE” przez Bełżec, ale to już bym musiał być bardziej pijany. Na pewno nie szynobus z Lublina – bo to już bym mógł sobie wymyślić tylko na pryczy. Obwiewa mnie orzeźwiający powiew schłodzonego powietrza, jak z klimatyzacji, ale cóż to jest za machina! Czysta i żywa ekologia. Znajdujące się poniżej mnie dwie młode konduktorki ubrane raczej skromnie, a w zasadzie przepasane logo: Przewozów Regionalnych – wachlują ogromnymi strusimi piórami posadowionymi na długich drewnianych drągach. Energiczne ruchy wykonywane przez te filabelle przepędzają wszelkie komary i moskity krążące po najbliższej okolicy. Na tacy podawana jest dobrze zmrożona herbatka, a na przystawkę- Frutti di Mare, ale w wersji oszczędnościowej: kawior z morskiego zająca, kałamarnice w sosie własnym, rozgotowane do czerwoności kurwetki i szczeżuje z grilla udające ostrygi. W końcu nie jest to projekt finansowany za kasę z Unii Europejskiej. Dookoła nas rozbrzmiewa muzyka – poważna : „Funeral March for a Marionette” Charlesa Gounoda. Generalnie to chyba jestem transportowany, niczym na lektyce, ale ogromne oszołomienie nie pozwala mi realnie ocenić sytuacji, w jakiej się znalazłem.
Założenia są takie, że PARASOLI ma powstać w Polsce tysiące, w ilości zbliżonej mniej więcej do liczby wybudowanych ORLIKÓW. Niestety, obok przedstawionych wyżej plusów, są i minusy całej tej akcji. Chodzi o to, zacytuję Bareję, którego brak szczególnie odczuwam w dzisiejszych czasach: żeby te plusy, nie przysłoniły nam minusów. Akcja będzie świetnym pretekstem do wyburzenia wielu dotychczasowych budynków dworcowych. Fakt, że niektóre z nich tylko do tego się w sumie nadają, ale istnieje zagrożenie, że, w ten smutny sposób skończą budowle mające walory historyczne lub w miarę przyzwoicie zachowane, a rudery będą nadal straszyć – jak to w Polsce zwykle bywa. Z naszego podwórka wypada tu podać przykład budynków dworcowych: w Zawadzie, którego już dawno nie ma, bo miejscowi kolejarze musieli czymś palić w piecu w zimie, chociaż obiekt był w raczej przyzwoitym stanie i w Klemensowie, który od wielu lat jest rozlatującą się ruderą, nikomu jednak nie przeszkadzającą w swojej długotrwałej agonii. Zastanawiałem się kiedyś w kręgu znajomych będących miłośnikami rodzimej kolei na temat dalszej przyszłości naszych obiektów dworcowych w okolicy, zresztą temat ten już był nie tak dawno podejmowany przez inne lokalne media. Doszliśmy do konkluzji, ze tak naprawdę, to poza nieszczęsnym Klemensowem – nie ma już tu czego wyburzyć i pozostały tylko obiekty, które akurat wpisały się na trwale w okoliczny krajobraz i są mniej lub bardziej w różny sposób wykorzystywane. Trzeba też podkreślić, że bez znaczenia jest fakt, że akurat na naszych liniach od prawie roku nie spotykamy już pociągów pasażerskich. W Polsce już tak jest, że jak rusza jakaś akcja, to nie ma znaczenia, że akurat w danym regionie nie ma na nią zapotrzebowania. Jak PARASOL ma być wszędzie, to i na Roztoczu postawią, bez względu czy będzie coś tędy jeździć, czy też nie. W tego typu odgórnych inicjatywach, nie może być wyjątków, co to – to nie. Prognozuję nawet, że PARASOLI może wyrosnąć u nas kilka.
Tym sposobem, doszedłem w końcu do zagadnienia, którego nie sposób pominąć w aktualnych gorących czasach, a mianowicie: powrotu połączeń osobowych na Zamojszczyznę. Wiele osób się mnie o to pyta, a ja niestety jestem totalnie głupi i nigdy nie wiem co mam odpowiedzieć. W praktyce moja reakcja sprowadza się do zastosowania tutaj tak zwanej – spychologii stosowanej: idźcie do wróżki, spytajcie księdza, itp. Te pytania należało by w zasadzie skierować do władz wojewódzkich, czy lokalnych samorządowych, bowiem PKP jest taką instytucją, która nigdy nie robi nic tak od siebie, tylko głównie pod dyktando polityczne, chociaż realnie to cały czas robi pod siebie . Coraz częściej spotykam się z opiniami i to od osób które miały bezpośrednią styczność z wszelkiej maści decydentami, zwłaszcza lubelskimi, że nie są oni zainteresowani promocją Roztocza, gdyż na tych terenach mieszka nie ich elektorat. Jest to zatrważające i świadczy o tym, że nikt tak naprawdę nie interesuje się rozwojem i pracą dla regionu, tylko główne znaczenie mają interesy doraźne – polityczne, najchętniej dobrze nagłośnione medialnie. I stąd na podwórku kolejowym mamy cały czas akcje typu: szynobusem na lotnisko, pociągiem do Lubartowa, czy też szybką kolej do Warszawy. Co ciekawe, na lubelskim elektoracie takie podłechtania nie przyniosły ostatnio spodziewanego skutku chyba, ale mniejsza o to. W temacie przyszłości pociągów w Zamościu odpowiedzi brak, o ile ktokolwiek zadaje faktycznie niewygodne pytania władzy. W trakcie niedawnego promocyjnego kursu szynobusowego takie zapytania podobno padły ( moja noga w tym pojeździe nie stanęła, ale doniesiono mi o tym ) i w odpowiedzi mogliśmy usłyszeć, że przecież będzie wyprowadzana kolej z naszego miasta. W Zamościu mówi się, że stolica województwa bardzo niechętnie patrzy na wszelkie inwestycje poza nią, a zwłaszcza na Zamojszczyźnie i nowe inwestycje w naszym kierunku będą stamtąd skutecznie blokowane. No i ten stereotyp sprawdza się przeważnie w praktyce, a często jest i tak, że niekorzystne dla naszego regionu decyzje bywają podejmowane przez osoby wywodzące się z Roztocza. Podobno niechęć wojewódzkiego betonu do wszelkich reform na naszym terenie znacznie przewyższa w tym względzie podejście kierownictwa kolejowego, które generalnie robi tylko to, co im inni każą. Z kolei na lokalnym szczeblu, mimo dosyć sporej kampanii medialnej na temat niedoszłej inwestycji na trasie: Zamość – Lublin, przygotowywanej w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego dla Województwa Lubelskiego, władze Zamościa odbudowały swój wizerunek w tym względzie mało istotnymi, ale nagłośnionymi wystąpieniami o przywrócenie połączeń pasażerskich, co pozwoliło większości mieszkańców uznać, ze robią one wystarczająco dużo w tej sprawie. Niestety, stosunkowo często zdarza mi się na ten temat dyskutować i nawet wkurzać się zdrowo na ludzi różnego pokroju, kiedy pada argument: że przecież Prezydent wystąpił do INTERCITY o pociągi. Mało kogo już interesuje, że zrobiono to o rok za późno i że pieniądze, które pójdą teraz na remont linii do Lubartowa i w okolicach Lublina, mogły być pierwotnie wykorzystane na naszym terenie..
A właśnie obserwuję kolejny grzech zaniechania ze strony lokalnego samorządu, ale też i niektórych miejscowych mediów. Niestety trwa już sezon urlopowy. W minionych latach był to okres, kiedy kursujące po naszych żelaznych szlakach pociągi były wypełnione pasażerami. Wielu z nich w tym roku musiało przesiąść się do innych środków transportu, najczęściej do własnych samochodów, bądź też udać się w pozostałe regiony kraju. Są i tacy, którzy nie dojechali do nas wcale, gdyż z różnych przyczyn nie mogą korzystać z innego transportu, lub okazuje się on być dla nich niewygodny. O takiej niedogodnej sytuacji nie przeczytamy nigdzie, poza portalami internetowymi : „Zamość On Line” czy „Rynek Kolejowy”. Ten temat pewnie się pojawi, ale długo po zakończeniu sezonu turystycznego i będzie wykorzystany tylko dla doraźnych potrzeb politycznych. A nagłaśniać go trzeba było już dużo wcześniej.
Bardzo cieszy mnie duża ilość komentarzy pod artykułami szczególnie na Rynku Kolejowym, zwłaszcza, że niejednokrotnie zamieszczają je ludzie młodzi, którzy przedstawiają własne propozycje rozkładowe. Pozwolę sobie również dodać swoje trzy grosze w tym zakresie. Przede wszystkim, trzeba jasno określić priorytety komunikacyjne, czy to ma być kierunek na zachód, czy też na południe, czy ruch lokalny, czy dalekobieżny. Ruch lokalny praktycznie zlikwidowany u nas został dziesięć lat temu, i boje się, ze nastąpiłyby tutaj duże transformacje potoków podróżnych, w porównaniu do stanu poprzedniego. Trzeba by stworzyć konkurencyjne czasowo połączenia w porównaniu do transportu drogowego, co wymagało by pewnych większych, lub mniejszych inwestycji. Przychodzi mi tutaj do głowy budowa przystanku w centrum Zamościa, ale nasi czytelnicy już dobrze wiedzą, jakie by były z tym przedsięwzięciem perturbację. Szybciej już chyba szeroki tor zelektryfikują, niż do tego dojdzie. W ubiegłym miesiącu Dziennik Wschodni zapowiedział uruchomienie całorocznego połączenia lokalnego z Lublina do Zamościa. Nie znana jest częstotliwość kursów ani przybliżony rozkład jazdy. Taką propozycję uważam za nieporozumienie i wręcz za marnowanie pieniędzy publicznych. Owszem, w okresach świątecznych i w lecie, przy dobrym skomunikowaniu w Lublinie z połączeniami dalekobieżnymi na drugi koniec Polski, jak i do Warszawy, frekwencja może nawet być przyzwoita. Jednak w znaczeniu lokalnym, bez eliminacji postojów w Zawadzie i Rejowcu, nie da się uzyskać czasu przejazdu, konkurencyjnego w porównaniu do transportu szosowego. Wymagało by to dużych nakładów inwestycyjnych, znacznie większych niż ostatnio poczynionych na odcinku: Zawada – Ruskie Piaski. Nie chciał bym się powtarzać, ale były jeszcze całkiem niedawno środki pozabudżetowe przewidziane na takie przedsięwzięcie, lecz ktoś zadecydował, ze wykorzystane zostały na inne cele. Takie połączenie będzie w praktyce służyło dowozowi kolejarzy do pracy do Lublina, czy też jako atrakcja dla lokalnych miłośników kolei. Jakiekolwiek pomysły na skracanie pociągów do Rejowca i zwiększanie przez to obiegów jeszcze bardziej pogorszą sytuację w praktyce, gdyż nie będzie zapotrzebowania na tak dużą siatkę połączeń, a ponadto w kierunku Chełma spadły ostatnio znacznie potoki nawet w komunikacji drogowej, co jest spowodowane otwieraniem nowych prywatnych szkół wyższych w Zamościu i likwidacją miejsc pracy w Chełmie. Z perspektywy historycznej mogę stwierdzić, że połączenia przesiadkowe w Rejowcu były negatywnie odbierane przez podróżnych – w sumie pasażer zamojski w przeszłości to nie cierpiał się przesiadać. Jedynym wyjątkiem od tej reguły była stacja Zawada, gdzie od wieków wszyscy byli nauczeni, że przesiadać się trzeba i stosunkowo długo obserwowałem w tym miejscu przypadki ewakuacji się z wagonów ludzi łącznie z dobytkiem, w tym kobiet z dziećmi – nawet po wprowadzeniu relacji bezpośrednich, tylko po to, aby dotknąć butem peronu . Takie były zwyczaje.
Druga plotka już nie pamiętam gdzie zasłyszana, to uruchomienie pociągu szynobusowego z Lublina do Bełżca. I znowu, moim zdaniem, takie połączenie ma sens, ale tylko w pewnych okresach: wakacje, wiosenne i jesienne weekendy i może ważniejsze święta. Pociąg winien być skomunikowany w Lublinie z połączeniami z całej Polski, w tym z Warszawy. W zasadzie mógłby być wytrasowany w przebieg ubiegłorocznej SOLINY. Poza sezonem ogórkowym skład zapewne jeździć będzie pusty. Generalnie jestem zwolennikiem koncepcji, że pociągi nie muszą jeździć cały rok i że powinny być uruchamiane w takich terminach, kiedy na ich kursowanie było by zapotrzebowanie. Poza szczytem przewozowym można rozważyć utrzymanie połączeń w niektóre dni tygodnia, albo w weekendy. Próżnych przebiegów utrzymywać sensu nie ma.
Najrozsądniejszym rozwiązaniem wydaje się być reaktywacja pociągów z Roztocza na Śląsk. W ubiegłym roku mieliśmy dwa połączenia: HETMANA przez Biłgoraj i Rozwadów i ROZTOCZE przez Bełżec i Horyniec Zdrój. W internecie krążą plotki o nowym pociągu typu INTERREGIO, jaki ma być uruchomiony z Gliwic do Stalowej Woli. Myślę, że będzie to dobra okazja, aby w przyszłości pomyśleć na przedłużeniu relacji do Zamościa, czy też nawet do Hrubieszowa. Należy zauważyć, że większość kursów autobusowych z naszego regionu w kierunku drugiego końca Polski jest uruchamianych właśnie z Hrubieszowa. Nie ma też żadnych przeszkód technicznych do takiego rozwiązania sprawy. Kursujący przez 22 lata HETMAN zawsze miał przyzwoitą liczbę pasażerów na pokładzie, nawet teraz pojawiło się kilka kursów busowych w zbliżonych godzinach z Zamościa do Krakowa. Nie mniej ważne wydaje się być połączenie Bełżca z zachodem kraju. Myślę, że można by było coś pokombinować z szynobusami z Rzeszowa, kończącymi obecnie bieg na stacji w Horyńcu Zdroju. Jedyna bariera wynika z przesłanek administracyjnych, gdyż muszą w tym zakresie dogadać się dwa województwa. Sądzę, że po 10 latach od przeprowadzenia reformy administracyjnej kraju, można znaleźć jakieś rozwiązania matematyczne, pozwalające na wzajemne rozliczanie kosztów przez sąsiadujące ze sobą regiony. Przedłużenie takich kursów z Bełżca do Zamościa, oprócz znaczenia w przewozach między wojewódzkich, mogło by przynieść korzyści w ruchu lokalnym. Kursujący dziesięć lat temu pociąg z Zamościa do Przeworska i z powrotem cieszył się dużym uznaniem i miał spore zapełnienie w czterech wagonach. W ubiegłym roku w zbliżonym planie kursował pociąg ROZTOCZE, który jednak nie zatrzymywał się na wielu lokalnych stacjach ( np. Werhrata ) i miał drogą taryfę pośpieszną. Od Zamościa do Suśca praktycznie jeździł pusty, gdyż podróżni wybierali szybszego HETMANA. Być może znaleźli by się chętni do odwiedzenia roztoczańskich kolejowych szlaków, jak za dawnych lat. Myślę, ze na początek trzeba by było pomyśleć o reaktywacji dwóch kierunków na zachód, przez Rozwadów i Bełżec, z wprowadzeniem sezonowego szynobusa z Lublina na Roztocze, monitorować efekty i zastanawiać się spokojnie nad urozmaiceniem oferty. Duże znaczenie będą miały tutaj działania promocyjne, w zakresie reklamy połączeń, jak i wprowadzeniu skutecznych taryf zachęcających pasażerów do przejazdu. Trzeba wziąć pod uwagę, fakt, że rynek nie znosi próżni i niedoszli kolejowi pasażerowie zostali już częściowo przechwyceni przez przewoźników drogowych, lub co gorsze – mogli przesiąść się do własnych samochodów. Można ich kusić bonusami związanymi na przykład z łatwym przewozem rowerów i komfortem jazdy. Niestety, wszystko w rękach władzy. My sobie możemy tylko snuć serię pobożnych życzeń, no może jeszcze pisać listy i skargi, żeby uprzykrzyć życie tym na górze, ale wątpię czy to przyniesie skutek. Pewnych rzeczy na pewno naprawić się już nie da, ale może jeszcze nie jest całkiem za późno. W przeciwnym razie przyjdzie nam siąść z piwem, ale już nie browaru Zwierzyniec, pod parasolem na odrestaurowanym bastionie obok Małpiego Gaju przy Rotundzie i zaśpiewać razem z BAJMEM:
„Nasz toromistrz pije tanie wino, w oczach jego widzę dziki blask, spił się już dokładnie, tak jak świnia i buławą w dupę leje naaaaaaas!” Wszelkie podobieństwo jest przypadkowe i niezamierzone, a i tak mają u nas wprowadzić całkowity zakaz picia alkoholu, nie tylko w miejscach publicznych, ale i w toaletach, garażach, na balkonach i ogródkach działkowych, więc nie wiem, czy nawet z tego happeningu coś wyjdzie.