Plugawy powab

  

Przyjdź w mundurze, przyjdź. Przyjdź do mnie w mundurze, przyjdź do mnie ze szablą.

Wyjdź nad ranem, wyjdź. Zostaw mnie zemdloną, zostaw mnie bezradną.

To są MARZENIA: dziewcząt zacofanych, dziewcząt zapomnianych, dziewcząt już nie znanych…

Dziewcząt przechowanych w babcinym kajecie.

Przyjdź rycerzu, przyjdź. Na prawdziwym koniu, dosyć tych z ołowiu.

Wyjdź nad ranem, wyjdź. Cichutko z pokoju, śpiesz się bo dogonią.

To są MARZENIA! Dziecząt zakochanych, z marzeń wyczerpanych, dawno zapomnianych.

Dziewcząt przechowanych w babcinym kajecie.

Babciu wiem, że Ty. Jeździłaś karetą, zawsze pod opieką.

A jak było źle. Mdlałaś bardzo chętnie, robiłaś to pięknie.

To są MARZENIA: dziewcząt niewyspanych, dziewcząt zaniedbanych, dziewcząt niekochanych.

Dziewcząt pokonanych dzisiejszym dniem.

Jak mi będzie źle. Też sobie zemdleję, łzami się zaleję.

Potem wyśpię się. Morze kogoś przyjmę, fotografię wyjmę.

To są MARZENIA: kobiet przełożonych, kobiet przemęczonych, kobiet zniechęconych…

Jutrzejszym dniem.

La, lalalala…. Można tak dalej nucić słuchając uroczego głosu nieco zapomnianej ale wybitnej artystki Wandy Warskiej, znanej chociażby z niesamowitego wykonania wokalizy ( Moonray) – motywu muzycznego z filmu: POCIĄG, w reżyserii Jerzego Kawalerowicza. Notabene: jest to produkcja z 1959 r., która wcale się nie zestarzała. Żadnych efektów komputerowych, akcja praktycznie dzieje się w jednym miejscu a tyle emocji i treści, które pozostają aktualne nawet w dzisiejszych czasach. Nikt nie chce kochać, wszyscy chcą być kochani!

Powyższy tekst nieznanego mi autora usłyszałem w jednym z programów Ireny Dziedzic, którą zresztą też bardzo cenię. Szkoda, że tak mało TELE-ECHA zachowało się do naszych czasów. Podobno niejaka Terentiew skasowała z zawiści większość tych audycji. Z całego serca kopnął bym za to te rozlazłe babsko w dupę!

Iluminacja dworca PKP w Zamościu w dniu 11.11.2020 r. Trzeba przyznać , że zabytkowa budowla prezentuje się dostojnie. 102 rocznica odzyskania Niepodległości. Niektórzy przesadzają i wieszają po dwadzieścia flag na kompletnych ruderach. A barwy narodowe przecież trzeba szanować… Obiekt aktualnie należy do miasta i tylko w niewielkim zakresie pełni funkcje kolejowe. Na poczekalnię zaadaptowano niewielkie pomieszczenie, natomiast w byłej poczekalni działa teraz Bar PERON, który jest coraz bardziej znany w okolicy. Trzeba przyznać, że w Zamościu gastronomia leży, dlatego cieszą liczne pozytywne opinie. Sam niestety nie korzystałem jeszcze z menu, ale koledzy z pracy byli tu kilka razy latem i nie narzekali. Ponoć zdarzyło się, że jeden z klientów chciał zakupić bilet na pociąg i w żaden sposób nie mógł zrozumieć, że może tu dostać tylko pomidorową. Nie był to odosobniony przypadek, zatem miejsce ciągle wywołuje sporo emocji. W starych, dobrych czasach praktycznie każdy przewinął się przez te mury. Czasy się zmieniły, pociągi co prawda zostały ale poczekalnie przestały być potrzebne, co wynika oczywiście tylko z czyjegoś widzimisię. Kogoś ważnego na górze – pseudonaukowca od transportu. Tak to sobie tam wymyślili – oni pociągami nie jeżdżą. Poczekalnię teraz buduje się w Świdniku, bo tam jest lotnisko, z którego i tak nikt nie korzysta. Dlatego musi powstać wypasiony dworzec PKP. Oczywiście dzięki niemu nie przybędzie ludzi latających samolotami, ale powstanie świetne miejsce do organizowania przez polityków wszelkiego rodzaju konferencji i to przez wiele lat. I zapewne będzie to poczekalnia! W Zamościu nam to nie grozi i w sumie dobrze, że miejsce dostało szansę na nowe życie.

Dworce kolejowe na Roztoczu, na pierwszy rzut oka skromne, jednak czyste – nie plugawe. W większości już starte z powierzchni ziemi – zostały tylko zdjęcia. Zresztą to temat na zupełnie inna historię i to nie jedną. Na pewno będę się jeszcze nimi zajmował.

Grunt to się dobrze urodzić! Co prawda korzeni szlacheckich raczej nie posiadam, ale sama numerologia narodzin : 11.11 – jest bardzo atrakcyjna. Wprawdzie w tym roku niektórzy obywatele nieco przesadzili z obchodami, no ale to już nie moja wina. Ja preferuje bardzo skromne gody, petard wręcz nie znoszę!

Zapraszam zatem na uroczystą akademię z okazji urodzin nie tylko Rzeczpospolitej. Nie nastąpiło to co prawda ponad sto lat temu, ale chyba na szczęście wynurzyłem się na świat jeszcze jako dziecię pary prężnej. Niestety, oddanie kolejowego klimatu lat młodości wymaga z mojej strony sporego zaangażowania emocjalnego, o co w dzisiejszych , niełatwych czasach niełatwo. Nie mogę ratować się zdjęciami, bo moja młodość to niewdzięczne czasy dla kolejowych fotografów. Ponoć właśnie w zamojskiej parowozowni był pod tym względem wyjątkowo niekorzystny klimat, co mogę potwierdzić. Rozmawiałem też z byłymi pracownikami, którzy potwierdzili, że wtedy formalnie nie dało się nic sfotografować. Tabliczki z zakazami wisiały nawet na drzwiach toalet. Kierownictwo uskuteczniało wśród pracowników czujność rewolucyjną, kwitło donosicielstwo i szukanie szpiegów – jeszcze w latach 80 – tych. Specyficzny rodzaj chyba bolszewickiego patriotyzmu. Czasy się zmieniły, tabor diabli wzięli, ludzie się wynieśli i teraz praktycznie żadnych śladów nie ma po tej stosunkowo ważnej dla miasta instytucji. Dowiedziałem się, że mimo tego prowadzono kronikę ze zdjęciami ( oficjalnymi ) , ale oczywiście ktoś ją buchnął i to jak już była w zamojskim PLK. I epoka pary pozostała na obrazach w ulotnej pamięci u mnie.

Spowita kłębami dymu zamojska stacja odjechała do lamusa. W latach 90 – tych zakaz fotografowania na kolei został zniesiony, powoli zmieniać się zaczęło nastawienie kolejarzy. Niestety, początkowo kolej spalinowa , inna niż parowa wydawała mi się zbyt mało interesującym obiektem artystycznym. Nie lubiłem na przykład lokomotyw serii SP32, a w stosunku do taboru radzieckiego to powielałem bardzo modne w tamtych czasach uprzedzenie anty ruskie. W zasadzie to nic mi się nie podobało i przełamanie tych barier zajęło kilka lat. W końcu jednak nastąpiło. Maszyny się wyeksploatowały, zaczęły się pojawiać na pudłach różne ozdobniki i malunki. Pociągów ubywało i rozebrano niektóre budynki i inne obiekty infrastruktury. Dostrzegając te fakty sięgnąłem po aparat, ale tym razem nie będą tu prezentowane najlepsze zdjęcia, z babcinego albumu. Będą to obrazy szarej, kolejowej rzeczywistości tamtych czasów, która z perspektywy lat wygląda jednak już całkiem kolorowo. Aż chciałoby się wrócić, stanąć z aparatem i poprawić niektóre ujęcia…

Rzeź pociągów pasażerskich, która się odbyła na początku czerwca 2001 r. była dla mnie prawdziwym szokiem. I od tego czasu stałem się bardzo aktywnym rejestratorem. Niestety, planowe pociągi do Hrubieszowa się mi nie podobały, bo były strasznie zunifikowane: SP32 + 2 x Bh. Na szczęście jeszcze kilka lat pojeździły a tabor stawał się coraz bardziej urozmaicony. Miłym akcentem były podsyły wagonów do naprawy w ZNTK Hrubieszów doczepiane do planowych osobówek, dzięki którym znacznie wzrastała długość i atrakcyjność składów.

Tego odkurzacza o numerze 145 tak nienawidziłem, ze z ochotą pociąłbym go na złom palnikiem! Zawsze brudny i wszędzie go pełno! Ta niechęć to wykluła się jeszcze w latach 80 – tych bo regularnie jeździł na CHEŁMIANINIE wtedy jak ja podróżowałem tym pociągiem do/z Warszawy. I to raczej się nie psuł, co też mnie wkurwiało – bo lubiłem atrakcje podczas przejazdów. A czerwone tabliczki to porażka, bo choć lubię ten kolor to uważam, że nie pasuje do ciemno – zielonego! I ta zła miłość utrzymała się do samego końca, nawet teraz to się krzywię na jego widok. Rdzewiaka przeklinał nawet kol. BarteS który raczej darzył sympatią maszyny tej serii. Chociaż i wszędobylska 206 też mu się początkowo nie podobała.

Otoczenie oczywiście też się zmieniało. W tym miejscu aktualnie tworzą się gigantyczne korki. Wszystko wygląda inaczej: i na torach i na drodze i na poboczu.

Zemdlałem z wrażenia? Nie, olałem gagarina i dopiero w ostatniej chwili uznałem, że ujdzie w tłumie. Mam kilka takich krzywych zdjęć, co wynikało z faktu, że do ostatniej chwili zastanawiałem się czy warto jakąś szczególnie nielubiana maszynę focić. A potem mi odlatywała! Najczęściej to dotyczyło jednak SP32-145.

A to jedno ze starszych moich zdjęć, chyba lato 1998. Strasznie długo się zastanawiałem przed cyknięciem, na szczęście brutto też się nie śpieszyło. W końcu wypaliła się wtedy we mnie ta niechęć z czasów szkolnych, że wszystko co ruskie to dziadowskie. Młodsze pokolenie już tego nie zrozumie. Ponadto, ja się wychowałem na kopciuchach, więc siedział we mnie dodatkowy opór przed dieslem.

Jak pierwszy raz zobaczyłem to miejsce – to pomyślałem: ale burdel! A tak prezentowała się szopa w Bortatyczach. Faktem jest, że prowizorka, ponieważ była to zaadoptowana hala garażowa drezyn LHS-u. Aktualnie znów tu stoją drezyny, gdyż lokomotywownia PKP CARGO została zlikwidowana dziesięć lat temu. Warto podkreślić, że pomimo widocznych skromnych warunków maszyny tu stacjonujące były przyzwoicie utrzymane.

Lokomotywy z Bortatycz obsługiwały m. in. ciężkie brutta węglowe z Jaszczowa do Połańca przejeżdżające przez Zawadę, stąd takie widoki zdarzały się na tej stacji praktycznie codziennie.

Ładowny Połaniec classcic opuszcza Zawadę w dniu 27.06.2005 r. z 862 i 360 na czele.

Na początku naszego wieku w Bortatyczach eksploatowano tylko trzy egzemplarze serii 44: 358, 818 i 862. Obsługiwały głównie tzw. sztywniaki, tj. dwie pary towarowe z Zamościa do Skarżyska Kamiennej. Po przekierowaniu przez Roztocze wahadła węglowego do Połańca ciężkich maszyn liniowych zaczęło przybywać. ST44-360 przybył w marcu 2004 r. i okazał się być pojazdem praktycznie niezniszczalnym.

ST44-313 pierwotnie stacjonował w rozwadowkiej szopie i przybył do Bortatycz na czas jazdy Połańca. W klasycznym malowaniu kursował do końca 2007 r. Lubiłem tą maszynę, bo była jakaś inna – obca, ale tu i dźwięki też miały znaczenie w tym uczuciu. Nieodwzajemnionym zresztą, bo ciężko się łapał.

ST44-859 do końca lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku stacjonował w Bortatyczach i spisywał się chyba całkiem dobrze. W 2000 r. trafił do Rozwadowa, gdzie był praktycznie jedynym reprezentantem tej serii przez długie lata, dosyć intensywnie eksploatowanym. W Zamościu jednak często pojawiał się na gościnnych występach, często w ramach delegacji. Pordzewiałe czoło moim zdaniem skutecznie pozbawiło go dostojeństwa.

360 był najdłużej jeżdżącym zamojskim gagarinem z żółtym czołem, tj. do dnia 11.06.2008 r. Jako jeden z ostatnich w Polsce był przemalowany w zielone, jednolite barwy. Mimo, że spadochroniarz, to się podobał. Zwróćcie uwagę na brązowe malowanie węglarek. W dzisiejszych czasach totalna egzotyka.

A to już późniejsze zdjęcie, wykonane po 2010 r. przedstawiające jedną z ostatnich brązowych należących do PKP CARGO wpietą do planowego wahadła już niebieskich.

W latach dziewięćdziesiątych, a także na początku naszego wieku stosunkowo spora praca manewrowa w obrębie zamojskiego węzła wymuszała utrzymania nawet kilkunastu maszyn manewrowych serii SM48. Z czasem roboty dla nich zaczęło ubywać i maszyny kierowano do ruchu pasażerskiego. Takie widoki jeszcze w 2005 r. były sporą atrakcją, z uwagi na sporą flotę pojazdów przystosowanych do prowadzenia pociągów pasażerskich.

Zmodernizowane SP32 nie zawsze dawały już radę. Wkrótce ich zabrakło.

Był czas, kiedy walentyny z osobówkami jeździły głównie jako doprzęgi, tu na rozkładowym osobowym, który stanął w Miączynie podsyłana jest SM48-043 na tzw. klasy z Hrubieszowa, czyli pociąg zestawiony z wagonów naprawionych w ZNTK.

SM48-074 co prawda nie często można było zobaczyć w ruchu osobowym, ale i tak doprowadzała mnie do szewskiej pasji.

Irytowała mnie strasznie jej asymetria, zgubiona biało – czerwona blaszka moim zdaniem psuła każde ujęcie. Z perspektywy czasu określam swoje zachowanie jako wyjątkowo perfidną formę mobbingu. Aż dziwne, że tyle zdjęć powstało, ale faktem jest, że parcie na szkło ta wala to miała.

SM48-084 to już klasyka, zarówno w ruchu towarowym, jak i pasażerskim. Maszyna zawsze miała wszystko na miejscu, a to zdjęcie zostało na pewno wykonane w dniu 8.05 na Stanisława, ale w którym roku to nie pamiętam. W tym miejscu do połowy lat 80 – tych funkcjonował dworzec PKP Krasnystaw. Poniemiecki, drewniany baraczek zlokalizowany był mniej więcej za kwitnącą jabłonią, w tym miejscu jest teraz wybudowany sklep.

Nie można zapomnieć o pięknej SM48-127. To od przybycia z ZSRR była stricte zamojska maszyna przypisana do manewrów w obrębie stacji. W późniejszych latach ciągle kręciła się po okolicy z pociągami różnych typów. Przez ostatnie lata pracowała w Chełmie, ale często do nas zaglądała, kursując przez Roztocze nawet z pociągami objazdowymi. Oczywiście, nie była już zielona, a ostatni raz odjechała z Zamościa w dniu 7.01.2019 r. Następnie, została oczywiście zjamniczona i z początkiem lipca 2020 r. stała się teoretycznie ST48-078.

Uruchomienie w zamojskiej szopie SM48-120 otoczone jest nimbem tajemniczości. Z tego co kojarzę maszyna była związana z chełmską szopą a przez długi czas ją odstawiono. Kiblowała także w Bortatyczach a potem nagle zaczęła jeździć i to praktycznie bez żadnego zewnętrznego liftingu.

Wkrótce stała się najpiękniejszym zamojskim motorem, ale trwało to krótko, do czasu likwidacji szopy pod koniec 2009 r. Następnie tułała się po różnych pakamerach: a to w Rozwadowie, a to na szerokim w Chełmie, aż znikła mi z pola widzenia zupełnie. Od 2005 r. malowanie zamojskich maszyn stawało się coraz bardziej oryginalne czym szopa wyróżniała się w kraju, na tle innych lokomotywowni. Był to jednak epizod, końcowe podrygi a ja akurat teraz chcę się skupić na taborze przaśnym.

Pomalowanym tak jak ten fiat, który przybył pod koniec 2008 r. do obsługi pośpiechów gdy zabrakło już zmodernizowanych SP32. Aczkolwiek i w malowaniu tej serii zaobserwować można było już pewną awangardę, jak w przypadkach wozów: 173 czy 245 – niestety kres szopy zakończył te śmiałe eksperymenty.

Nie sposób zapomnieć o starych, poczciwych wagonach serii Gags.



Drewniane wagony odjechały w siną dal!

Upływ czasu jest nieubłagany i robiąc powyższe zdjęcia nawet nie przypuszczał, że o tym wszystkim co wtedy obserwowałem, będę tak szybko opowiadał z perspektywy historycznej. Były to pospolite, niczym się nie wyróżniające lokomotywy i pociągi. Kolej się zmieniła i jak popatrzymy na to co jeździ obecnie to mamy jednak sporą egzotykę, w odniesieniu do tamtych, stosunkowo nieodległych czasów. Niektórzy z nas mają jeszcze przed oczami obrazy z epoki pary, więc te zmiany wydają się być bardziej dynamiczne. Była kolej parowa, była drewniana, teraz mamy plastikową. Nasuwa się pytanie: czy coś nas może jeszcze zaskoczyć?

Czy za dziesięć lat zapłaczemy za jamnikami, batmanami i gamami, jak już wszystkie szlaki zostaną obwieszone drutem? Czy będziemy wrzucać ich zdjęcia na fejsbuka bo babcine albumy to chyba nawet teraz już przeżytek. Z którym jamnikiem będzie mi tak źle jak było z SP32-145? Bo ja ich praktycznie nie odróżniam! W jaki sposób SA134-019 zainspiruje mnie do nucenia pod nosem piosenek? Może to będą miksy z hip – hopu? Musiałoby się wydarzyć coś gwałtownego: likwidacja wszystkich połączeń, ale oczywiście sobie ani nikomu tego nie życzę. Skończy się zapewne na tym, ze będziemy jeździć bez dymu , bez emocji – ech czasów się dożyło, jak przed laty śpiewał Jerzy Wasowski. Biorąc jednak pod uwagę aktualną sytuację epidemiologiczną, z całą stanowczością muszę stwierdzić, że nie są to dla mnie jakieś strasznie życiowe dylematy. Ta kolej sprzed dwudziestu lat też początkowo wydawała mi się bardzo pospolita.