Hrubieszowska Kolejka Dojazdowa – inwentaryzacja

  

Są u nas stacje zapomniane przez większość entuzjastów kolejnictwa. Jedną z nich jest nieczynny od dawna Hrubieszów Wąskotorowy.

Ostatnie pociągi odjechały stąd pod koniec 1993 roku. Były to już jednak tylko składy rozbiórkowe, bowiem cała sieć Hrubieszowskiej Kolei Dojazdowej od początku lat dziewięćdziesiątych została postawiona w stan likwidacji. Dzięki staraniom miłośników kolei ( Towarzystwo Miłośników Kolei prawdę mówiąc nie wiem które ) udało się zachować niewielki fragment z tej ogromnej niegdyś organizacji. Do rejestru zabytków w 1992 roku wpisane zostało torowisko na odcinku: Werbkowice – Hrubieszów, wraz z biegnąca obok infrastrukturą napowietrznej linii telefonicznej. Ochrona konserwatorską nie zostały jednak objęte budynki i budowle. Do końca 2008 roku linia była stosunkowo dobrym stanie, lecz miejscami zarośnięta przez gęste krzaki. Przejezdna teoretycznie od początku do końca. Wiem, bo…. chodziłem. Nie miałem czym jechać, choć w Hrubieszowie stało pudło drezyny na jednej posesji. Nikt też się specjalnie ja nie interesował. Nie róbmy z Hrubieszowa skansenu – jak ktoś kiedyś powiedział w Starostwie. Pod koniec 2008 r. powstała przy Towarzystwie Regionalnym Hrubieszowskim sekcja miłośników wąskotorówki, pojawiły się różne pomysły co z nią zrobić. No i od 2009 r. rozpoczął się proces kradzieży infrastruktury na niespotykaną skalę. Na dzień dzisiejszy tory między Werbkowicami a Gozdowem praktycznie przestały istnieć. W Werbkowicach są niemiłosiernie zarośnięte lub zasypane, a za Gozdowem też rozkradzione. Jedynym śladem po ogromnej niegdyś stacji i lokomotywowni w Werbkowicach jest samotny „baner” straszący przyjezdnych ( np. z HETMANA ) w zaroślach.

Niniejsze ekspozycja powstała na podstawie inwentaryzacji przeprowadzonej w dniu 11.05.2022 r. w celu weryfikacji stanu zachowanego torowiska. Coraz częściej, szczególnie wśród młodych ludzi pojawiają się różne pomysły na zagospodarowanie podupadłej wąskotorówki. Stąd zrodziła się idea, żeby sprawdzić jaki odcinek torów zachował się w jednym kawałku.

Początek wąskotorówki w Hrubieszowie jest szczelnie okryty wysokimi już drzewami i gęstymi krzewami. W czynnościach kontrolnych uczestniczył Kol. Michał Puhacz, co widać na załączniku.

W Hrubieszowie zachowane są dwa tory, niestety pokryte gęstą roślinnością, a miejscami nawet zasypane ziemią. Jest też budynek gospodarczy, aktualnie dzierżawiony przez jednego z mieszkańców.

Budynek dworca zamieszkały jest przez osoby fizyczne, prawdopodobnie byłych kolejarzy, ale kilka lat temu w internecie natknąłem się na ogłoszenie o sprzedaży poszczególnych mieszkań przez PKP. Muszę przyznać, że ceny były stosunkowo niskie. A no właśnie: ustaliłem, że aktualnym właścicielem byłej wąskotorówki jest ciągle spółka PKP NIERUCHOMOŚCI.

No i słynna wieża ciśnień w Hrubieszowie jak najbardziej zachowana. A podobno – jak stwierdzili spotkani okoliczni mieszkańcy: „przyjechała nawet ekipa do jej wyburzenia, ale ją przepędziliśmy”!

Spotkane osoby zadeklarowały też wolę wykarczowania zadrzewień, ale jest poważny problem. To co kiedyś było wybawieniem, czyli wpis do rejestru zabytków – stało się przekleństwem, ponieważ bez stosownych uprawnień do prac konserwatorskich nie można tu wykonywać żadnych robót, nawet zabezpieczających. Straszono ich nieformalnie jakimiś karami i dlatego nikt się torów nie tyka, oczywiście oprócz złodziei i dewastantów, ale o tym później!

Komisyjnie ustaliłem, że na stacji zachowane są kompletne rozjazdy, co teoretycznie powinno umożliwiać manewry taborem, tj. oblot składu. No właśnie: jest pomysł na mini kolejkę drezynową.

Przejście dla pieszych zapomniane przez pociągi już prawie od trzydziestu lat. Mam zdjęcie tego miejsca wykonane w sierpniu 1993 roku. Brakuje tylko tabliczki: UWAGA KOLEJKA.

To było bardzo niebezpieczne miejsce.

Legendarny już semafor wjazdowy do Hrubieszowa zachowany na oko w stosunkowo dobrym stanie. Na zdjęciu z sierpnia 1993 r. pokazywał jeszcze wolną drogę.

Tory porośnięte drzewostanem są niejednokrotnie lepiej widoczne od tych zarośniętych trawą. Trzeba tylko być spostrzegawczym.

Niestety, kilka stwierdziłem kilka przypadków zasypania torowiska ziemią, na szczęście na stosunkowo niewielkim obszarze. Tu mamy szpaler z tuj.

Przejazd do odkucia i można jechać.

Przedzieramy się przez namiastkę dżungli, z pracami trzeba się pośpieszyć, żeby nie wpisali tego użytku ekologicznego do obszaru chronionego: NATURA 2000.

Wprost urzekło mnie to miejsce, ulica Grabowiecka i doskonale zachowana, jak na obowiązujące w takich okolicznościach standardy – infrastruktura przejazdowa. No, powiedzmy, że kończy się Hrubieszów i kończy się cywilizacja. DALSZA CZĘŚĆ RELACJI JUTRO, bo już idę spać. Do pracy trzeba. Także zabiorę Was w podróż kolejką do… pierwszego ubytku, ale Huczwę przelecimy.

Następny lokalny przejazd drogowy prezentuje się również całkiem przyzwoicie.

Niestety, torowisko na nasypie jest najczęściej ukryte pod gęstą roślinnością, a czasami nawet zasypane grubą warstwą ziemi. Szczęście w nieszczęściu, że zlokalizowaliśmy tylko dwa wjazdy na pola wykonane gospodarczym sposobem przez okolicznych rolników. No i tory wydają się być kompletne, mimo, że na ogół ich nie widać. Odkrywka wymagać będzie na pewno sporo pracy nie tylko fizycznej ale i zmechanizowanej.

Miejsc, gdzie tor jest doskonale widoczny jest stosunkowo niewiele. Szkoda, bo nie widać ewentualnych zniszczeń. Wydaje się jednak, że torowisko jest kompletne.

Oryginalna aranżacja bocianiego gniazda na resztach słupa telefonicznego. Podejrzewam, że ten niewątpliwie lokalny pomysł, ptakom akurat nie przypadł do gustu, choć może przepędził je konserwator zabytków. Jak już wspomniałem cała linia telefoniczna jest, a w zasadzie była wpisana do rejestrów zabytków. Piszę w czasie przeszłym, bo praktycznie jej już nie ma – w całości została rozkradziona. Z tymi kradzieżami to słyszałem tu o niezłych hecach. Początkowo organizowano je tak bezczelnie, że przedstawiciele PKP przy pomocy policji bez trudu lokalizowali pomysłodawców. Zapadały sądowe wyroki skazujące sprawców przeważnie na prace społeczne, polegające najczęściej na koszeniu i oczyszczaniu torowiska. Dzięki temu kolejka w Hrubieszowie utrzymana była na przyzwoitym poziomie. Proceder z czasem został ukrócony, a może udoskonalony, jednak niewątpliwie fama się rozeszła. Sądy nie miały co już robić, a jeszcze zaczął straszyć głupimi przepisami konserwator zabytków i dzięki temu linia w okolicach Huczwy znowu zarosła i teraz nikt nie śmie jej tykać, nawet żeby społecznie coś wykarczować lub wykosić.

Takie wykoszone placki trafiają się sporadycznie. Spokojnie, tory tutaj są, tylko ich nie widać. Zbadane zostały organoleptycznie.

Most na Huczwie – strategiczne miejsce na kolejce. Trudno jest nam się wypowiedzieć odnośnie możliwości technicznych prowadzenia po nim ruchu chociażby drezynowego. Bo są zapaleńcy, którzy chcieliby jeździć drezynami po zachowanych odcinkach HKD, a z czasem może nawet coś jeszcze odbudować. Do tej pory, tego typu pomysły zatapiane były w nurtach płynącej pod spodem rzeki. Były obawy czy uda się bezpiecznie górą przejechać. Przyznam szczerze, że w już lecie 1993 r. przeszedłem po nim z duszą na ramieniu, ale na szczęście udało się. Potem z wrażenia zagubiłem praktycznie cały osprzęt fotograficzny, ale to już zupełnie inna historia. Niewątpliwie, nie należę do osób nazbyt odważnych, ale znam takich, którzy deklarują przejazd tędy lekkim pojazdem szynowym.

Mogę tylko powiedzieć, że jakie te tory są – takie są co i widać, no ale są. A o podkładach nie dyskutujmy, bo je zawsze można wymienić.

W okolicach Brodzicy, tuż za mostem ostał się nawet kawałek linii telekomunikacyjnej. A jest ona potrzebna w sumie tylko do pełni szczęścia gdyż tworzy klimat. W dobie telefonii cyfrowej to byłaby nie byle jaka ozdoba. A może most wiszący nad Huczwą? Trzeba tylko znaleźć bogatego sponsora, bowiem są już tacy wizjonerzy co i tunele kolejowe chcą kopać pod całym Zamościem.

No i jeszcze jedna zachęta dla ewentualnych wolontariuszy chcących zająć się odchwaszczaniem szlaku. Brak tu kleszczy i to w takiej trawie. Jam sporą posiadłość letniskową w lesie pod Zawadę i są one pewnym problemem w bliższej lub dalszej okolicy. A jestem tak przewrażliwiony, że potrafię wypatrzeć siedzącą na trawie nimfę wielkości igły od szpiki. Tutaj nie było okazji do tego typu nieciekawych kontaktów, mimo, że praktycznie bez żadnych zabezpieczeń chemicznych szlajałem się po bujnych zaroślach.

Kiedyś , po torach ludzie przemieszczali się również piechotą do Hrubieszowa. Szczególnie tuż po zawieszeniu połączeń w 1990 roku. Potem o teren upomniała się przyroda.

Dobrej jakości piła i solidna kosiarka to podstawa do wyjścia na szlak.

No i mnóstwo śmieci do uprzątnięcia. Najczęściej są to resztki roślinności odkładające się przez dziesięciolecia. Oczywiście są i wysypiska śmieci, ale do ogarnięcia – pod tym względem bez tragedii i odpady raczej biodegradowalne.

Warto podkreślić, że działki kolejowe obejmują niejednokrotnie teren znacznie szerszy niż sam nasyp. Jest więc wystarczająco miejsca do odkładania odpadów, przynajmniej w początkowej fazie prac. Z drugiej strony część obszarów kolejowych została samowolnie zajęta przez rolników najczęściej pod uprawy. Wbrew pozorom , odzyskanie terenu, to nie jest taka oczywista sprawa, biorąc pod uwagę instytucję tzw. zasiedzenia. Ja się akurat zawodowo czasami o coś takiego ocieram i już widzę gołym okiem, że mogą wystąpić pewne problemy własnościowe.

Podstawy prawne do działania są niewątpliwie najważniejsze. A okoliczności mamy niesprzyjające. Właściciel, tj. PKP NIERUCHOMOŚCI od samego początku najchętniej pozbył by się tego koła u wozu, którym nie ma kto się zajmować. Stąd tendencja do wyburzania budynków. To od PKP wyszedł przed laty pomysł, żeby kolejkę wykreślić z rejestru zabytków. Z kolei konserwator zabytków to okopuje linię odnośnymi przepisami i procedurami, które niejednokrotnie są oderwane od rzeczywistości. Zezwolenia, szkolenia , uprawnienia do opieki nad zabytkiem. Jakim? Do torów to potrzebne przede wszystkim są uprawnienia kolejowe. To nie jest zamek czy katedra ani cmentarz. Nie ma tu też pojazdów, oczywiście budowli też nie. W Polsce niestety nie zostały dopracowane specyficzne procedury dotyczące opieki i konserwacji tak specyficznych obiektów jakimi są torowiska i słupy. Stosuje się ogólne procedury, dzięki czemu legalnie nie można nawet wycinać krzewów. Korzystają tylko na tym złomiarze, którzy mogą działać pod osłoną zarośli.

Zbliżamy się do Brodzicy, tu akurat sytuacja wydaje się być uporządkowana, ponieważ mieszkańcy są bardzo pozytywnie nastawieni do kolejki. Przed laty była ona bowiem jedynym środkiem transportu. Sołtys bardzo zaangażowany w te sprawy. W odniesieniu do całości za mała jest skala tych chęci. Przejąć całą linię od PKP mogą tylko gminy, a nawet tu musiał by postać twór w rodzaju związku kilku gmin. Niestety, są one głównie zainteresowane budowaniem ścieżek rowerowych. Zatem, zachowana do tej pory infrastruktura, która pomimo sporego stopnia degradacji jeszcze daje pewne pole do realizacji drobnych, okazjonalnych przewozów turystycznych, głównie chyba drezynami bądź rowerami szynowymi – zostanie sprzedana na złom. Uważam, że byłaby to ogromna niegospodarność i głupota. Kolejka wąskotorowa w jakiej by nie funkcjonowała formie stanowić może ogromną atrakcję turystyczną, jedną z nielicznych w okolicy. Torami wąskimi pochwalić się może tylko raptem kilka samorządów w Polsce. Przy zapewnieniu odpowiedniej bazy towarzyszącej kolejka mogłaby przyciągnąć do Hrubieszowa i okolic wielu nowych gości, którzy zainteresowali by się również i innymi walorami okolicy, np. przyrodniczymi. Budowa ścieżki rowerowej w miejsce zachowanego torowiska również będzie wymagała sporych nakładów finansowych, potem dojdą jeszcze kwestie konserwacji i utrzymania. Rozebranie torów będzie w tym przypadku pójściem na łatwiznę.

Proszę popatrzeć jak świetnie zachował się przystanek osobowy Brodzica, na którym czuć jeszcze ducha dawnych czasów świetności linii. Tu akurat nie jest potrzebna żadna ścieżka rowerowa, ponieważ przez miejscowość przebiegają całkiem przyzwoicie utrzymane nieruchliwe drogi asfaltowe. Jednośladom mówimy zatem stanowcze nie. Szlaki rowerowe proszę budować na nieistniejących już obszarach HKD, ostatnio zrobiono coś takiego w Łaszczowie. W Masłomęczu koło Hrubieszowa mieszkańcy przebierają si e za Gotów, odtworzone są tam ich dawne pomieszkania. No to w Brodzicy można zrobić Gotanię na szynach, czyli coś w rodzaju: między nami jaskiniowcami…

Oczywiście aspekt historyczny jak najbardziej do uwypuklenia i prezentacji. To taki mini LHS, tyle, że na chuj węższy od rozstawu normalnego. Oby ten KINGSAIZ nie skończył za jakiś czas w taki sam sposób. Myślę, że tak duża firma, która często podkreśla swój związek z regionem udzieliłaby realnego wsparcia turystycznym przedsięwzięciom kolejowym.

Przejazd drogowy w Brodzicy w kierunku Gozdowa.

Końcowy! Wysiadają!

Proszę Państwa, co ja mogę? Przyznam, że dobrze się jechało, wycieczka się rozkręciła, snuliśmy plany na rozwój. Żarło, żarło i zdechło. Ładna Polka. Ukradli, wynieśli – nie wiadomo jak, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo dokąd… A to historia – dzwonię do Olka! A to i heca. Ładna Polka. Polka Kryminalna. Stale na lewo, wszystko na lewo. Z rączki do rączki! Raz i dwa.

Tory urywają się w lesie przed Gozdowem. Jest tutaj ogromna dziura, praktycznie trudna do załatania. Ewentualnie, można pomyśleć nad demontażem resztek z okolic Werbkowic i układką do Gozdowa, który ma swój niepowtarzalny klimat i tam na początku było serce linii. W samym Gozdowie z kolei szyny zachowały się. Jednak w tym przypadku to już chyba sam się zagalopowałem, więc pora udać się na spoczynek. Dobranoc.