Batman sam w szopie, czyli Opowieść Wigilijna 2021 r.

  

Wyjątkowym bogactwem przyrodniczym charakteryzują się obszary stacyjne klimatu umiarkowanego, no może nawet: protosyberyjskiego, uzależnione od silnego wysychania gleb i okresowego zasypywania popcornem karmelowym.

W Polsce przykłada się ogromną wagę do zachowania tych cennych przyrodniczo miejsc, dlatego wiele z nich objętych zostało ochroną w formie parków narodowych, rezerwatów przyrody lub obszarów: Natura 2000.

Zawada – obszar Natura o powierzchni 2 huja!

Zielona walentyna to naturalna fabryka tlenu, taki widok jest niezbędny do życia dla każdego człowieka.

Mimo to średnio co dwie godziny w naszym kraju zarzynana jest jedna taka istota. A wszystko przez elegantki z sekretariatów zarządów spółek kolejowych, które z kominów i kołpaków tworzą sobie wytworne kapelusze, albo abażury na biurka – ponoć najnowszy krzyk mody w tym sezonie.

A to jest unikat! Moby Dick! Made in Cargo. Ogromna rzadkość, ponoć tylko w Boże Narodzenie o północy się pojawia w Zawadzie. Został wytrzebiony przez zwykłą, podłą męska chuć. Ponoć jego tran jest pięćset razy skuteczniejszy od viagry, ale musi być spuszczony tylko z czerwonego wieloryba, bo jak z niebieskiego to opadnie!

Mroczny, skąpany w mgłach i obsypany cukrem pudrem ten niewielki posterunek w pobliżu przysiółka: Płoskie jest ostatnią ostoją ducha Iwana. Legenda głosi, że ten kto raz go spotka, do końca życia nie wsiądzie już do żadnego pociągu spółki PKP INTERCITY.

„Na górze księżyc, w dole Ren, ach jak cudowny widok ten. Dodajmy, że w około maj i skała z gołą Lorelei” Tak nucił Jeremi Przybora i dalej było, że syrena śpiewała przepięknym głosem a marynarze uwiedzeni jej wykonaniem wpływali na skały i ginęli. Aż trafił się jeden głuchy jak pień co skończyło się katastrofą bowiem wskoczyła za nim do wody i sama zginęła: ” Więc choć rybaczą przerwał rzeź, niech nie brzmi pieśń na jego cześć. Ten zwłaszcza co nie lubi ryb. Ze smutkiem patrzy niech zza szyb. Na księżyc, Ren i skały kraj. Na której nie ma Lorelei”. Ach cóż za poezja – w końcu: starsi panowie, ale wracając do naszej opowieści, to tu też ponoć działała Lorelei, o właśnie na tej skale siedziała goła a parowozy roztrzaskiwały się na semaforach wyjazdowych. Grała na cytrze, czy coś. Ponoć jeszcze żyje, przebywa w domu opieki społecznej w Izbicy – rozbiera się , choć głos już ewidentnie straciła.

Wataha o zmierzchu wyrusza za chlebem, najaktywniejsza będzie do północy. Jeżeli wypiek zakończy się sukcesem wataha wraca na miejsce stałego pobytu, gdzie następuje utrata pieczywa. Jeśli jednak ponownie uda się rozczynić, wilki mogą podjąć kolejną próbę zagniecenia, zazwyczaj przed świtem.

Matka ma silnie wygiętą płetwę grzbietową, żółty to syn ( oczywiście: chińczyk) a ten z oczyma jak roratne świce to ojciec. Można powiedzieć, że rodzinka na swoim!

Wszyscy jesteśmy zdania, że tak wygląda prawdziwa natura. Niestety, decydenci na górze maja już gust totalnie wypaczony.

Pastuszkowie przybywajcie, walentynom przygrywajcie na fujarce.

A otóż pojawił się sam Emanuel z przeszłości, jego zatem przywitajmy.

I następny.

Kolejny. Śpieszę się na Wigilię, więc już nic nie opowiem, ale obraz jest wymowny.

Był tu naprawdę ukształtowany krajobraz.

Ja tego wszystkiego nie wymyśliłem, aczkolwiek tego świata już nie ma. Ani takich białych zim, ani takich zielonych lokomotyw. Dlatego życzę wszystkim czytelnikom LKN, żebyśmy jeszcze mogli w przyszłości doznawać równie przyjemnych wrażeń w obcowaniu z naszą lokalną koleją. A ponadto wszelkiej pomyślności, zdrowia, którego nam wszystkim najbardziej potrzeba w dobie pandemii oraz tradycyjnie: WESOŁYCH ŚWIĄT!