A teraz coś z zupełnie innej beczki. Zamość nie jest dużym miastem , a mimo to jest znany w Polsce i na świecie. Ma sporo ciekawych atrakcji przyciągających turystów. Renesansowa starówka , interesujące rekonstrukcje murów obronnych twierdzy czy wreszcie jedyny ponoć po wschodniej strony Wisły ogród zoologiczny, który po niedawnej renowacji przybrał całkiem nowoczesne oblicze. ( Żyrafy od dzisiaj wyszły na wybieg! ) Nie wszyscy jednak wiedzą, że w Zamościu także działa z powodzeniem cyrk i to całoroczny. Nazywają go potocznie Cyrkiem Leonkiewicza , bowiem jest już tak przyjęte w branży rozrywkowej, że tego typu przedsięwzięcia oznaczane są nazwiskami swoich słynnych, zasłużonych dyrektorów. Co prawda dyrektor bywa z reguły też właścicielem, ale w przypadku Cyrku Zamojskiego mamy do czynienia z instytucją państwową , należącą do skarbu państwa ( ewenement na skalę światową ) , dlatego trudno jest przyporządkować tej placówce kulturalnej inne nazwisko, ponieważ trzeba by wybierać spośród wielu. Pozostańmy zatem na tym jednym, bowiem członek zarządu firmy firmuje swoim nazwiskiem jej działalność, pomimo tego, iż nie wykluczam tu braku świadomości i nie zakładam celowej złośliwości.
Zapomniałem o najważniejszym. Organizatorem imprezy jest kolejowa spółka INTERCITY i mamy do czynienia z przedstawieniem objazdowym wystawianym dwa razy na dobę. Zaczyna się w godzinach porannych w Zamościu by zakończyć późnym popołudniem w Rzeszowie, lub w którejś miejscowości po trasie przebiegu. Następnie, trupa wędrownych artystów gromadzi się w godzinach popołudniowych w tymże Rzeszowie i próbuje dotrzeć z powrotem do hetmańskiego grodu. Czasami im się udaje a czasami przedstawienie jest rozwiązywane wcześniej , np. na bagnach Puszczy Solskiej pomiędzy Stalową Wolą a Biłgorajem. W odniesieniu do działalności teatralnej realizowanej przez INTERCITY jestem na szczęście ciągle teoretykiem , aczkolwiek w ubiegłym roku byłem na podobnej inscenizacji wystawianej przez inny zespół – spoza grupy PKP, podczas Zamojskiego Lata Teatralnego. Przedstawienie kończyło się nagle, aktorzy wychodzili za scenę a publiczność pozostawiana była sama sobie. Chodziło o to, żeby obserwować reakcję widowni – co będą robić w takiej , ekstremalnej sytuacji. No i zachowywali się faktycznie dziwnie, niektórzy wyłazili nawet na scenę i gadali od rzeczy. Na dodatek za ten „spektakl” trzeba było słono zapłacić, ze trzy dychy – jak nie więcej. I tak podejrzewam tu drugie dno – autorowi nie chciało się nic sensownego wymyślić, albo nie był w stanie tego zrobić i postawił na żywioł: obywatelu zrób sobie dobrze sam! Widocznie publiczności przypadło to do gustu, a na pewno zarządzającym spółką PKP INTERCITY. Może zakupiono bilety z funduszu socjalnego dla pracowników, nie wiem. Wiem za to jak to jest w teatrze. Honoraria gwiazd ogromne, gdy tymczasem taki żywy spektakl realizowany być może bezkosztowo. A gdy jeszcze scenariusz zmodyfikuje samo życie , to ostatecznie całość może zakończyć się zaskakującym efektem – KOBRY albo jak kto woli – KROKODYLA.
Tak jak w tym dowcipie, kiedy to w cyrku wychodzi na arenę treser z żywym krokodylem. Gad rozdziawia uzbrojoną w setki zębów paszczę, podczas gdy facet z nim występujący rozpina rozporek i wsadza swoje genitalia potworowi do pyska. Zwierzę pozostaje bez ruchu a jego opiekun w tym czasie chwyta w ręce deskę i wali z całej siły tą deską w pysk stwora. Krokodyl patrzy z przerażeniem, ale narządy pozostają nietknięte. Treser zapina rozporek i zwraca się do publiczności: „proszę bardzo: jest ktoś chętny – gwarantuję całkowite bezpieczeństwo”. Na widowni zapada głucha cisza. Po chwili wstaje staruszka siedząca w tylnym rzędzie i mówi: „ja mogę być chętna pod warunkiem, że nie będzie mnie pan tak walił tą deską po głowie”.
Chętnych do udziału w przedsięwzięciu faktycznie nie brakuje. Założenia są bowiem bardzo ambitne. Planowo o godz. 5.19 z Zamościa wyrusza pociąg INTERCITY o podwyższonej kategorii, zestawiony z wagonów o podniesionym standardzie. Stacją końcową jest Szczecin a relacja jest w tym rozkładzie jazdy chyba najdłuższą w Polsce pod względem odległościowym, a także notuje się w ścisłej czołówce biorąc pod uwagę czas przejazdu, też od dołu a nie od góry. W drodze powrotnej pociąg przybywać powinien do Zamościa planowo o godz. 21.20. Pomimo pewnych niedociągnięć połączenie uznaje się za całkiem przyzwoite i pożyteczne. Jedynym mankamentem pozostaje kwestia omijania Górnego Śląska , od zawsze bowiem miasta takie jak Katowice i Gliwice generowały spore potoki pasażerskie do/ z Zamojszczyzny. Należało by to koniecznie uwzględnić przy kolejnych edycjach rozkładu jazdy, zwłaszcza , że w pociągu INTERCITY czas przejazdu nie gra przecież żadnej roli. No przecież tak jest – o co chodzi? Jakie ma znaczenie, że ktoś będzie jechał z Zamościa do Szczecina godzin 25 zamiast 20? Żadne! Dany podróżny i tak się będzie cieszył, że nie jechał dłużej , niż teoretycznie powinien. Szefostwo INTERCITY zaplanowało bowiem atrakcyjne urozmaicenia. Poczęstunek sucharkiem czy wtyczka do internetu to za mało. Na striptiz w wagonie kinowym nie pozwalają z kolei dyrektywy unijne o równouprawnieniu kobiet i mężczyzn. Krokodyla pożerającego podróżnych w wagonie restauracyjnym póki co nie trzyma się jeszcze, ale ludzi atakują niejakie suki – a to prawdziwe modliszki.
Sprawa nie jest zbyt zawita. Jeszcze nikt na świecie nie wymyślił, żeby te najbardziej luksusowe wagony, jakie wytypowano do obsługi zamojskich pociągów jeździły same z siebie. Owszem są szynobusy, ale to za mały prestiż. Owszem jest pendolino, ale to z kolei jest prestiż za duży w stosunku do wielkości regionu. Zamojszczyzna to nie Wielkopolska czy tam Mazowsze. Luksus zatem musi być umiarkowany, w stopniu adekwatnym do otaczającego go środowiska. PKP INTERCITY stworzyło Gamę niczym Wielki Stwórca niewiastę z żebra Adama. Gama w wielkim skrócie jest zupełnie nową lokomotywą spalinową przeznaczoną z założenia do obsługi pociągów dalekobieżnych na liniach niezelektryfikowanych, w tym na odcinku od Zamościa do Rzeszowa. Kursować ma planowo na pociągach KOSSAK i ŚWIATOWID o których jest właśnie mowa. Gama teoretycznie spełnia wszystkie parametry jakie spełniać powinna i jest przez rzeczonego KOSSAKA niezwykle pożądana. ŚWIATOWID też ma zbliżone potrzeby. Co z tego jak Gama gdzieś znikła, może nurek jakowy ją zbałamucił i zapadła się pod tory. Nie wiadomo. Nurek to potoczna nazwa nadana czeskim lokomotywom wypożyczonym przez INTERCITY do obsługi niektórych pociągów zanim wyprodukuje i wdroży się GAMĘ. Nurek raptem dwa razy pojechał z ŚIATOKOSSAKIEM i …diabli go wzięli. Od początku grudnia pociągi KOSSAK i ŚWIATOWID obsługiwane są planowo taborem zastępczym: lokomotywami spalinowymi serii SU46. Był to tabor nowoczesny , ale w latach 80tych ubiegłego stulecia. Nie chodzi tutaj głównie o parametry, ale przede wszystkim o znaczny stopień wyeksploatowania i zużycia. Maszyn tej serii już się w Polsce nie naprawia i powinny zacząć mieć już tylko znaczenie historyczne – jako niewątpliwie ważny krok w rozwoju polskiego kolejnictwa. Tymczasem dojdzie do tego, że już niedługo może zabraknąć w Polsce sprawnej lokomotywy tej serii do ciągnięcia składów muzealnych w skansenach. Analogiczna sytuacja wystąpiła właśnie w odniesieniu do pojazdów z grupy SU45. Ostała się może jedna czynna maszyna, może dwie a pewnie aktualnie wszystkie są zdefektowane. Nie ważne. Z kolei kilka suk serii 46 na chodzie pewnie by znalazł na zachodzie Polski – jakby zechciał – ten Pan. A prowadzą one oczywiście pociągi towarowe. Sam widziałem zdjęcia w necie wykonane w początkowych dniach czerwca bieżącego roku.
Problem w tym, że kierownictwo CARGO je chowa i ukrywa. PKP INTERCITY podpisało umowę z CARGO na obsługę lubelskich kursów TLK i INTERCITY. CARGO daje swoje zdezelowane lokomotywy, natomiast INTERCITY zatrudnia już własnych mechaników do ich obsługi. Była mowa, że ludzie ci się dopiero uczą i dlatego często , gęsto powstają usterki skutkujące opóźnieniami lub odwołaniami pociągów. Nie jest to właściwe podejście, ale z drugiej strony gdzie oni mieli zdobyć doświadczenie? Akurat suki świetnie nadają się do nauki jazdy o czym dobrze wie kierownictwo INTERCITY ukrywając gdzieś ciągle Gamy. Krążą plotki , iż do obsługi tych nowych maszyn szuka się już mechaników z dużym doświadczeniem. Dziwna ta kolej. Intery pieszczą się z Gamami a Cargule pielęgnują suki. Na pewno szkoda i tych nowych i tych starych loków , ale mimo wszystko uważam , iż nie jest to właściwe podejście. Nowi mechanicy zdobyli już pewne doświadczenie, natomiast patrząc na stan techniczny lokomotyw SU46 z lubelskiej szopy nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nie mają na czym jeździć i to niekoniecznie ze swojej winy. Właściwie trudno tu mówić o liczbie mnogiej. W porywach tych lokomotyw wydaje się dwie do obsługi dwóch kursów na dobę: Lublin – Rzeszów – Lublin oraz jednego obiegu: Zamość – Rzeszów – Zamość. Coraz częściej jest tak, że jest tylko jedna sprawna maszyna na dobę, a kiedy ona się zepsuje nie ma żadnej. Wtedy kierownictwo INTERCITY wykonuje swoją najbardziej ulubioną czynność, tj znienacka odwołuje kursowanie pociągów z wprowadzeniem, a jakże: autobusowej komunikacji zastępczej. Żaden podróżny nie jest pewny dnia ani godziny, w której przyjdzie stanąć mu oko w oko z pociągiem na gumowych kołach. Pojawiają się od razu oczywiście perturbację związane z utrudnionym dojazdem pojazdów kołowych do niektórych dworców, gdzie niejednokrotnie nie funkcjonuje informacja megafonowa czy jakakolwiek inna. Ludzie stoją na peronach godzinami i klną na czym tylko świat stoi.
Ponadto jest to intratny interes dla INTERCITY, gdyż spółka , nie wiem czemu pobiera pełną opłatę za przejazd autobusem – tak jakby to był pociąg. W końcu jak już zdecydowałem się jechać składem i to reklamowanym jako luksusowy to dlaczego mam płacić tyle samo za podróż niewygodnym często pojazdem drogowym. Prz powinna w takich przypadkach znacznie schodzić z ceny. Autobusy są zawsze opóźnione. Trzeba doliczać minimum dodatkowe półtorej godziny dłuższej jazdy na odcinku Rzeszów – Zamość, a niejednokrotnie jeszcze więcej. I ciągle za taką samą kasę. Faktycznie – geniusze biznesu po szkole Balcerowicza. Obserwuję także szukanie oszczędności w odniesieniu do komfortu taboru zastępczego. Na początku z Zamościa do Rzeszowa kursowała całkiem wygodna i okazała BOVA z miejscowego PKSu. Potem pojawiać się zaczęły jakieś inne , czerwone wynalazki aż w końcu dzisiaj, tj. 10.06 podjechał….zwykły bus. No dobra – były dwa busy , w tym jeden z przyczepką. Jutro na pewno będzie jeden. Tak, wyraźnie napisałem, że jutro, bowiem autobusy zaczynają już kursować regularniej niż pociągi. I na dodatek , ciągle trzeba odgadywać: kiedy pociąg a kiedy autobus. Nawet kolejarze dowiadują się w ostatniej chwili.
Powiecie , że IC chwali się nowoczesnymi systemami monitoringu ruchu. Oczywiście, że mamy takie, ale one kłamią. Najczęściej pokazują, że wszystko w porządku i pociąg jedzie, podczas gdy pociąg jest faktycznie odwołany i ludzi wiezie pojazd drogowy. Dowód – pierwszy lepszy z brzegu, tj 09.06.2015 r. Infopasażer do ostatniej chwili wskazywał punktualną jazdę, podczas gdy skład wagonowy utknął na dobre w Rzeszowie a do Zamościa przyjechał autobus notując ponad 2 godzinne opóźnienie. Na dodatek, dzięki inwencji twórczej osób obsługujących ten system informacji – odnalezienie tabeli ze stacją Zamość jest dosyć skomplikowane i przeciętny pasażer na ogół nie jest w stanie tego zrobić. Musi uzyskać pomoc ze strony miłośnika kolei. Podejrzewam, iż chodzi o to, aby nie eksponować znacznych opóźnień pociągów, jakie zdarzają się często wtedy, kiedy jedzie pociąg a nie autobus i system zaciąga informacje bezpośrednio od danych wprowadzonych przez dyżurnych ruchu. W przypadku komunikacji zastępczej , autobusowej nie ma takich nieporządków i wirtualny model wizualnie prezentuje się bardzo ładnie, podobnie jak strony internetowe spółek z grupy PKP.
Słowa krytyki należą się wreszcie kierownictwu spółki CARGO, w szczególności Wschodniemu Zakładowi w Lublinie. Jeżeli ludzie zarządzający nim mają jaja , to niech ich nie chowają , tylko wsadzą w paszczę krokodyla. Trzeba się w końcu przyznać, że nie mamy czym jeździć , a nie brnąć dalej i odstawiać cyrk. A może dyrektoriat zakładu wybierze się na przedstawienie i dajmy na to zaryzykuje odbycie podróży od Rozwadowa do Zamościa z międzylądowaniem na środku bagna w Puszczy Solskiej w samym środku nocy? Przeżycia bardziej ekscytujące , niż napad piratów na statek. Już mechanik Orzechowski w kultowym filmie Munka powiedział, że „Ty być nawet na gównie pojechał”. Niestety sprzęt prowadzący KOSSAKA i ŚWIATOWIDA prezentuje się znacznie gorzej. Lokomotywy , o ile jeżdżą, a zdarza się to co drugi dzień – jak nie rzadziej sprawiają wrażenie przygnębiające. Problemem jest już wyjazd na wzniesienie znajdujący się za stacją w Zamościu , a co mówić o tereszpolskim kanione, gdzie górka jest faktycznie imponująca. Doszły do mnie także informacje, że maszyny jeżdżą z uszkodzonymi silnikami trakcyjnymi i innymi usterkami, które są naprawiane systemem gospodarczym w trasie, ponieważ nie ma czasu, żeby nawet zjechać do lokomotywowni. Dodatkowo do obsługi trzech par pociągów ponad 1200 kilometrów na dobę wystawiane są od dłuższego czasu raptem dwie maszyny: wywłoka 031 i 007 w stanie agonalnym. Bardzo rzadko pojawia się 041, ale ta z reguły nie jest w stanie przyprowadzić składu w jedną stronę z Lublina do Rzeszowa , bowiem do Zamościa rzadko dociera. I tyle tego. Na gwałt brakuje maszyn, więc albo trzeba sprowadzić przynajmniej dwie sprawne lokomotywy tej serii z Polski albo zamknąć ten cyrk i przyznać się, iż CARGO nie dysponuje pojazdami, niezbędnymi do wykonywania usług transportu pasażerskiego.
Sprawa była by załatwiona już dawno, gdyby spółka INTERCITY naliczała i egzekwowała kary umowne za opóźnienia i odwołania pociągów. A może nalicza i my o tym nie wiemy? Moim zdaniem stosunki panujące na styku współpracy dwóch podmiotów winny być tematem kontroli przeprowadzonej przez Najwyższą Izbę Kontroli. Nie może tak być, iż dzięki społecznej pracy wielu osób, najczęściej nie związanych służbowo z PKP – uruchomione zostały połączenia kolejowe, które przynoszą więcej szkody zwykłym obywatelom niż pożytku i to wyłącznie z winy osób nieudolnie zarządzających kolejowymi spółkami, które organizują ten transport, bez jakiejkolwiek reakcji ze strony organów nadzoru, w tym UTK. Dziwnym jest też , iż państwo polskie chroni kierownictwo spółek bardziej niż zwykłych obywateli. Gdyby działała czytelna ścieżka odszkodowawcza, to po kilku sprawach sądowych wytoczonych przez podróżnych godzinami koczujących w składzie, który dajmy na to utknął w środku lasu – kolejarzom szybko odechciałoby się stosowania wskazanych , niedozwolonych praktyk. Ludzie , niestety przeważnie rezygnują z dochodzenia swoich roszczeń, a to nie dobrze. Może znajdą się gdzieś w Polsce kancelarie prawne, które tę lukę wypełnią , wzorem tych poszukujących niedozwolonych praktyk abuzywnych. Sądzę, że jest tu duże pole do popisu. Nasz portal od dłuższego już czasu monitoruje przypadki dotyczące opóźnień lub odwoływania składów INTERCITY na Lubelszczyźnie a ja obiecuję zamieszczać w dziale aktualności regularnie sprawozdania dekadowe, np. tygodniowe dotyczące punktualności przewozów, w szczególności: KOSSAKA i ŚWIATOWIDA. W końcu są wakacje, więc pisać mi się nie chce a grzechem było by odpuszczać sobie takie pasjonujące , medialne tematy , które na dodatek serwowane są przez samą kolej przy wykorzystaniu sporej inwencji twórczej i potężnej dawki emocji. Podróżnych, traktuje się jak natrętów. Natrętny pasażer, to pasażer, który ciągle chce jeździć. A najlepiej by było, jakby pociągi jeździły puste i tylko kasa z budżetu z tytułu dotacji wpływałaby do firmy. Nie, angielski humor to to nie jest. Nie widzę tu subtelności. Nie wszystkim jest do śmiechu. Większość podróżujących pociągami a także tych obserwujących z boku jest już bardzo wkurzona. Apeluję więc do naszych czytelników o dużą aktywność na boxie, co jeszcze bardziej ułatwi nam wykonanie zadania.
A teraz coś z zupełnie innej beczki.
W dniu 10.06.2015 r. w Zamościu zainstalowano tablice z nazwami nowych przystanków. Kiedy wykonywałem te zdjęcie na p.o. Zamość Wschód prace jeszcze trwały.