Upalne gadanie

  

Uff, ale upał! Czterdzieści stopni w cieniu. Cieszą się tylko żyrafy z zamojskiego ZOO, które nieśmiało zaczęły pojawiać się na swoim wybiegu usytuowanym na przeciwko dworca PKP. Budynek dworca zmienił właściciela i już niedługo czekając na pociąg będziemy mogli  podziwiać swoje podobizny w pawilonie dla małp człekokształtnych zlokalizowanym w byłej poczekalni . Właścicielem dworca jest teraz urząd miasta , co  związane jest głównie z poszukiwaniem nowych przestrzeni parkingowych w Zamościu. Wokół budynku jest trochę miejsca, gdzie będzie można upchnąć część samochodów,  blokujących w weekendy jeden pas ulicy Szczebrzeskiej. Zoo stało się tak popularne, że  trzeba zamykać fragment ulicy i zamieniać go w parking. I tak sporo podróżnych przyjeżdża pociągami z Lublina i weekendowym z Rzeszowa przez Bełżec. W samym dworcu docelowo w przyszłości mają być usytuowane różne  biura, przewidziana jest nawet poczekalnia dla podróżnych , ale ja i tak mogę się założyć, że za 10 lat  będzie się tam hodować  małpy. Wstrętne pawiany z czerwonymi zadkami i niebieskimi przyrodzeniami  targać będą wiszący  na ścianie rozkład jazdy pociągów. Ładne perspektywy, nie ma co! Poczekalnia  idealnie nadaje się do funkcji wiwaryjnych , mimo, że ma charakter zabytkowy. A musicie wiedzieć, że ogród zoologiczny jest w tej chwili ograniczony zabudową z wszystkich stron i nie może już się rozwijać. Nawiasem mówiąc miasto kupiło  ten dworzec po okazyjnej cenie – za  około 150.000 zł. Nawet mnie byłoby stać na taką fanaberię, tyle, że mnie nikt sprzedać go nie chciał. W poczekalni otworzył bym  knajpę dworcową z hotelem kolejowym zlokalizowanym w boksach kasowych.

No ale teraz mogę sobie tylko pomarzyć smażąc się w słońcu w oczekiwaniu na pociąg, który się spóźnia z powodu upałów. Jak zmiłowania podróżni szukają cienia. Kilka razy już widziałem osoby koczujące pod nierozebraną  jeszcze częścią magazynu, którego  solidne , grube mury dają cień, jakiego doświadczyć nie sposób w obrębie peronów. Najstarsza część magazynów , prawie już stuletnia została zrównana z ziemią  niecały miesiąc temu. W tym miejscu będzie chyba parking. Może to będzie parking dworcowy, bo ten, który obecnie znajduje się przed dworcem zmieni przeznaczenie i stanie się  parkingiem  ogrodowym.

Tymczasem spółka matka PKP niszczy wszystko co tylko jej podpadnie. Na samej zamojskiej stacji rozebranych zostało już kilka obiektów zlokalizowanych w różnych miejscach. Jest zakrojona na szeroką skalę akcja prowadzona w całej Polsce. Faktem jest. iż niektóre obiekty nie nadają się do niczego i szpecą tylko okolicę , ale przy okazji niszczy się też sporo wartościowych budynków będących jeszcze w solidnym  stanie. Niestety, beton trzyma się mocno zwłaszcza na szczytach władzy a burzy się zabytki. Jest to już kolejna odsłona akcji: „przyjdzie walec i wyrówna” powtarzanej mniej lub bardziej regularnie co kilka lat. Przed 5 laty ofiarą takiej polityki padły zabudowania parowozowni KD w Werbkowicach, będące unikatem na skalę krajową ( największa wąskotorowa szopa w Polsce).  W miejscu, które niegdyś tętniło życiem rośnie trawa, a po torach  pozostały już praktycznie niewielkie ślady. Najgorsza klęska żywiołowa nie wyrządziła takich szkód – jakich  przyszło nam doświadczyć w wyniku bezmyślnej działalności kolejowych urzędników. Dziwi mnie bardzo polityka PKP SA. Dworce przekazywane są samorządom, bo szczytem elegancji jest wyremontowanie takiego dworca przez władze lokalne  i zrobienie w nim jakiś biur dla mało znaczących organizacji i instytucji, których trudno upchnąć w pokojach ratusza. Przyjemnie się potem czyta w prasie, jak to władza dba o zachowanie dziedzictwa kulturowego dla przyszłych pokoleń. Natomiast inne budynki, stojące z boku – w cieniu dworców są  rozbierane bez zbędnego rozgłosu. Oczywiście nikt z władz kolejowych nie wpadł by nawet na pomysł, żeby wystawić takie obiekty do sprzedaży, no chyba, że znalazłby się nabywca, który zapłacił by za nie  grube miliony. Normalnie sprzedać nie można , ewentualnie zasłużonym  pracownikom kolei za grosze, a najlepiej wszystko rozebrać, zrównać z ziemią, tak jakby nigdy wcześniej nic nie było. Ciekawi mnie czym się będzie zajmowała spółka PKP Nieruchomości, jak jej nie zostanie na stanie żadnego majątku? Będą grać na giełdzie czy może skupywać ziemię i bawić się w deweloperów? Perspektyw rozwoju nie widzę.

Mamy za to podobno świetlane perspektywy w temacie rozwoju ruchu dalekobieżnego na Zamojszczyźnie. Będzie nowy pociąg ( podobno ), a INTERCITY już prowadzi nabór kandydatów na konduktorów w całej Polsce, ponieważ nowych relacji  troszkę przybędzie w skali kraju. Już mogę napisać, że nowe  propozycje rozkładowe dla Zamościa i okolic to nie są jakieś straszne rewelacje, ale póki nie będzie oficjalnych danych – zamilczę. Wszystko w swoim czasie –  INTERCITY i tak  zrobi po swojemu. Jaskrawym tego przykładem są obserwacje poczynione przez naszych czytelników, którym  przyszło przemieszczać się naszym jedynym połączeniem o podwyższonym teoretycznie standardzie. Niestety, ja nie dostąpiłem jeszcze tego zaszczytu, zatem wszystko przede mną.  Przewoźnik zorganizował  wakacyjną niespodziankę i zmniejszył liczbę kursujących wagonów na odcinku: Rzeszów – Zamość – Rzeszów z trzech do dwóch. Po wprowadzonych innowacjach skład zestawiony jest z jednego wagonu klasy drugiej i jednego klasy pierwszej. Dzieje się to w okresie szczytu przewozowego, kiedy z pociągu korzysta naprawdę sporo  podróżnych  i generalnie nie są to przewozy turystyczne,  jak w szynobusach , tylko ludzie jeżdżą pociągiem bo nie mają czym się dostać na przykład: na Śląsk. Przewoźnik upycha ich jak śledzie w beczce.  Niektórzy – nie mieszcząc się w przedziałach drugiej klasy zajmują wolne miejsca w jedynkach, ponosząc tym samym wyższe opłaty. Jest to forma wyłudzania pieniędzy  i przykład totalnego braku organizacji. Nikt nie myśli jak przyciągnąć pasażerów a robi się wszystko, aby ich skutecznie zniechęcić do podróżowania tym pociągiem. Podejrzewam, że niedługo liczbę wagonów ograniczy się do jednego, ale za to klasy pierwszej. Opłaty za przejazd wzrosną, bo za prestiż trzeba słono płacić. Idąc tym torem można wstawić kilka ławek do tylnej kabiny lokomotywy i jeszcze gdzieś w środku w pudle zrobić nacięcia i wnęki i niech to będzie klasa druga. A może odwrotnie jedynkę zdeklasować a gamę opodatkować? Pomysłów mamy sporo.

Nasi czytelnicy  jeżdżą regularnie Kossakowidem na odcinku zamojsko – kolbuszowskim  i zgodnie z ich relacjami praktycznie za każdym razem ciężko jest  znaleźć wolne miejsce w wagonie klasy drugiej, a część pasażerów nawet stoi  na korytarzu. Oto jeden z wpisów kilka dni temu zamieszczony na boxie: „Dwójka w ŚWIATOWIDZIE dziś z niesprawną klimatyzacją, wietrzenie na trasie metodami tradycyjnymi czyli tymi mały lufcikami, które  pozostały w oknach. Ciekawostka: potencjalne wagony dla jako takiej normalnej zamojskiej części ŚWIATOWIDA  zjadł Smok Wawelski czyli rozpłynęły się  w czeluściach Krakowskiego Centrum Komunikacyjnego, bowiem do Krakowa ŚWIATOWID przyjechał na dziesięciu  pudłach, a dalej poszedł już tylko na ośmiu ( w tym oczywiście tylko dwa zamojskie). Do Rzeszowa frekwencja powyżej 80%.”

Ciasnota w pociągu ponadto jest przyczyną totalnej zapaści systemu rezerwacji miejsc. A oto wrażenia z podróży naszego boxowicza Kamila: „Dodam o dzisiejszym Kossaku, że pomysł z jedną dwójką to kpina. Do Rzeszowa w dwójce był już ścisk, brak możliwości rezerwacji miejsca, taki komunikat wskazywał terminal konduktorowi. Zamieszanie i  chaos przy sprzedaży biletów. Część przemyska w dwójkach bezprzedzialowych też zapełniona”. Oto opis dialogów zaczerpniętych z podróży i opublikowanych na boxie : „Proszę bilet do Wrocławia”. Przerwa ok.10 min.( trwa próba wprowadzania do terminala). Odpowiedź po negacji gestem konduktora: wyrzuciło mi brak możliwości rezerwacji miejsc. Pasażer: No to jak nie ma miejsc, no to nie pojadę. Milczenie.  Po chwili wbiega inny pasażer i mówi z  przerażeniem do konduktora: na tych miejscach co nas Pan posadził  chcą siąść  pasażerowie z biletem z internetu. Odpowiedź: o masz!. I ostry start do przedziału”. Tym razem jedynka. Zakup Biletu Rodzinnego w 1 klasie. Czas 30 min. Odpowiedź po wielokrotnych próbach i kombinowaniu (różnica w cenie ok.90 zł w stosunku do braku oferty promocyjnej). Uśmiech konduktora i: „ma Pan rodzinny w 2 klasie”. Pasażer: „chciałem w 1 klasie”. Kolejne nieudane próby ,  konduktor: „nie wybiera”. Zrezygnowany pasażer: „dobra, niech Pan daje według normalnej taryfy”.

Są to dowody totalnej głupoty, jaką  stanowi tzw.  system rezerwacji miejsc wprowadzony kilka lat temu przez przewoźnika państwowego. Już tyle czasu minęło  a on  w dalszym ciągu nie działa, co widać głównie podczas zwiększonych potoków bo normalnie – jak nie ma tłoku  i tak wszyscy siadają gdzie popadnie. Gorzej przy zapełnieniu – wtedy nawet można stać z miejscówką w kieszeni. Cały ten system  to atrapa i pokazówka dla mediów. W miesiącach letnich obserwuje się  także widoczny spadek poziomu obsługi przez rzeszowskie drużyny konduktorskie, które mają pretensje do całego świata a nie do swoich przełożonych, że muszą jeździć na noc do Zamościa i swoją frustrację usiłują rozładowywać  na klientach. W czasach, kiedy pociąg obsługiwały drużyny zamojskie jeździło się przyjemniej i weselej. Do pozytywów można za to zaliczyć wyraźną poprawę niezawodności nowych lokomotyw spalinowych serii SU160 przez zamojskich kolejarzy potocznie nazywanych: Małgosiami, wprowadzonych do  pracy liniowej  na początku wakacji. We wstępnej fazie  eksploatacji wystąpiło  sporo problemów technicznych skutkujących odwołaniem kursów na odcinku z Rzeszowa do Zamościa i z powrotem. Pod koniec wakacji pomimo upalnej pogody już się to  nie zdarza, ale przed nami jeszcze chrzest zimowy.

Żeby nie było, że się tylko INTERCITY czepiam  – czepię się też  pociągów lokalnych. Tutaj już we własnym zakresie poczyniłem pewne obserwacje a  czasami nawet zdarza mi się z nimi podróżować. Z przejażdżek tych jestem zadowolony, natomiast na naszej kolei nigdy nie może być zbyt pięknie. Drażni mnie rozkład jazdy, który na pewnych odcinkach jest strasznie głupi. Ot chociażby moja ostatnia podróż MAGNATEM z Zamościa do Lublina, która zapowiadała się bardzo przyjemnie –  w pewnym momencie, niespodziewanie uległa spowolnieniu. A to poprzez planowy, ponad 30 minutowy postój na stacji w Rejowcu. Postój bezsensowny i irracjonalny, nie służący niczemu. Co prawda PLK znalazła uzasadnienie  dla tej głupoty, bowiem geneza takiego wstrzymania MAGNATA  tkwi w zamknięciu jednego toru na odcinku od Rejowca do Trawnik, co ma też pośredni związek  z modernizacją układu torowego tej ostatniej stacji. Jest tylko jedno ale, osoba, która wymyśliła ten karny postój w swoim życiu chyba ani razu nie jechała jeszcze pociągiem.  Wystarczyło  przesunąć odjazd pociągu z Zamościa o te pół godziny i skorygować nieco odjazd z Rejowca pociągu z Chełma do Bełżca, którym i tak nikt nie jeździ przynajmniej na początkowym odcinku. A tak jeden z bardziej popularnych pociągów został bezpodstawnie wstrzymany co odbija się na samopoczuciu pasażerów. Obserwowałem irytacje i wzmożoną nerwowość. Oberwało się też obsłudze pociągu. Nie wiem, kiedy kolejarze zrozumieją podstawową zasadę podróżowania, która brzmi, iż lepiej wolno jechać, niż stać nawet chwilę. Statystyczny pasażer nie cierpi postojów, nawet tych krótkich. To twierdzenie jest wynikiem moich wieloletnich obserwacji. Takich kwiatków rozkładowych znalazło by się w tej edycji wiele, dlatego do głowy przychodzi mi tylko jedno uzasadnienie. Konstruktorzy rozkładów jazdy za dużo piją podczas pracy. Przed laty okazję ku temu stanowiły legendarne już konferencje, obecnie to sam nawet nie wiem jak to w praktyce wygląda, ale jedno jest pewne: wódka leje się strumieniami. Na kolei wymaga  się bezwzględnej trzeźwości od mechaników, konduktorów, dróżników, dyżurnych ruchu i tak dalej, robi się niezapowiedziane kontrole ale konstruktorzy rozkładów jazdy w tym względzie traktowani są bardzo liberalnie czego  skutki bywają uciążliwe.

W odniesieniu do pociągów  do Bełżca, w tym roku widzę wyraźny spadek frekwencji na kursach z Zamościa. Łącznik  na pociąg z Chełma wyruszający z Zamościa po 7 rano jeździ na ogół pusty. Powrotny o 16.40 w Zamościu w dni powszednie pusty, a ten po 19 to praktycznie codziennie pusty. Co się stało? Po pierwsze: troszkę się nam przejadło i zbrzydło ciągłe podróżowanie w tamtą stronę letnią porą. Za blisko i dobre drogi bite tam prowadzą, a ponadto w pobliżu pojawiło się w ostatnim czasie sporo ciekawych i nowych atrakcji, które nas zatrzymują w rodzinnych stronach. Co innego jechać na Roztocze Południowe. Na przyszłość należało by pomyśleć   o jednym ułanie   kursującym rano z Zamościa  do Jarosławia i wracającym na 19. To długa trasa, tam chcemy jeździć, ale nie mamy czym. Na dodatek podróżni z tamtych rejonów mogą sobie do nas przyjechać na cały dzień a my nie możemy odbyć rewizyty. Pociąg do Rzeszowa jest dla nas praktycznie bezużyteczny, my preferujemy całodzienne wycieczki z powrotem na noc do chałupy. Lepszy jest jeden ułan z długą trasą –  niechby i do samego Rzeszowa,  od dwóch bełżeckich kurdupli. Najbardziej optymalnym  rozwiązaniem w  przyszłości  było by wytrasowanie KASZTELANA z Lublina do Jarosławia ze skomunikowaniem w Zawadzie z Zamościa  tak, aby wyruszał około 9 a powracał do stolicy województwa po 21. Dwóch pociągów w dzień do Bełżca, jak obecnie: nie potrzeba. Przekierować drugi kurs do Biłgoraja. W tej chwili podróżni kursujący popularnym POMIDOREM ( tj. REGIO Rzeszów – Zamość ) regularnie dopytują się o możliwość dotarcia koleją w stronę Biłgoraja. Trzeba im to zabezpieczyć w dalszej perspektywie, przynajmniej w wariancie turystycznym. To są uwagi nie tylko do przewoźnika, ale głównie  do przedstawicieli  samorządu województwa.

Oczywiście, chcemy jeździć też do  Hrubieszowa , przynajmniej w celach turystycznych, co już wiele razy było  uzasadniane. Wypada w końcu uporządkować ten chaos jaki powstał w Zamościu po otwarciu nowych przystanków. Najbardziej pożądane przez mieszkańców relacje tam nie docierają, na przykład: KASZTELAN czy PODKOMORZY. Szynobusy w dalszym ciągu odbywają samotne wycieczki do Jarosławca i z powrotem do Zamościa co jest spowodowane nie względami technicznymi a jakimiś głupimi przepisami kolejowymi, których nie sposób ominąć. Przewoźnik wprowadził bilet miejski po promocyjnej cenie 2 zł. z którego nie łatwo  jest skorzystać gdyż  tylko co trzeci  pociąg się na tych przystankach zatrzymuje. Tylko wczoraj byłem świadkiem sytuacji kiedy to podsył na wieczorny REGIO do Rzeszowa zmierzający na samotny rejs  z Zamościa do Jarosławca  przemknąwszy bez zatrzymywania obok peronu na przystanku Starówka wzbudził irytację przypadkowego rowerzysty znajdującego się w pobliżu. „O nie zatrzymał  się –  a bym podjechał!” Westchnął głośno potencjalny pasażer. Ludzie nie rozumieją kolejowych niuansów jazdy po Zamościu a część mieszkańców i turystów boi się nawet z  przejażdżki skorzystać, ponieważ jedne pociągi stają, drugie nie – a na Wschodnim trzeba wysiadać, chociaż pociąg jedzie jeszcze dalej, tylko  gdzie jedzie –  to nikt tego nie chce powiedzieć. Zdarzają się i takie przypadki,  jak ten obserwowany w ostatnią środę na powrocie z Lublina na pokładzie PODKOMORZEGO o 18.40 w Zawadzie, kiedy to zagadnęły mnie dwie starsze panie, które chciały jechać na Wschodni. Musiałem tłumaczyć, że ten pociąg akurat na Wschodni nie dotrze i trzeba wysiąść na Głównym i tam poczekać czterdzieści minut na kurs następny. Damy się poirytowały i postanowiły iść na piechotę,  ale   ostatecznie zostały podwiezione przez jednego z pasażerów, który był świadkiem rozmowy.  Jak kolejarze sądzą, że tymi pociągami będziemy  jeździć po mieście to niech najpierw sprawdzą  ile taka zabawa trwa, na przykład: w wesołym miasteczku na diabelskim młynie?. Czas jazdy po Zamościu wynosi mniej niż 5 minut, po czym  podróż nagle urywa się i trzeba  szybko wypieprzać z wagonu i na piechotę wracać do punktu wyjścia. Karuzela przynajmniej  się kręci w kółko,  a widz na końcu wraca do punktu wyjścia. Co prawda: Niderlandów,  które to Zagłoba podczas oblężenia Zamościa  obiecywał  Królowi Szwedzkiemu : jak  nie ma – tak nie ma, ale pociąg do Niderlandów już kursuje, tylko trzeba jakimś cudem umieć  wejść do środka. Administracja –  dosłownie: staje na głowie, aby nas od tego „złotego pociągu” odpędzić.

A propos: „Potopu”. Kilka dni temu odbył się w Zamościu kolejny „Szturm Twierdzy”,  cykliczna impreza rekonstrukcyjna,   dosyć dobrze znana już poza granicami miasta,  organizowana z dużym rozmachem. W jej cieniu odbyło  się równie ciekawe przedsięwzięcie  odnoszące się  akurat do  wydarzeń nieco późniejszych  niż te o których pisał Sienkiewicz, a mianowicie: „Zamość 1920” – widowisko plenerowe z czasów obrony Zamościa przed bolszewikami. W trakcie inscenizacji na tory pod kładkami wyjechał pociąg pancerny „Śmierć”  zrekonstruowany w zamojskiej szopie PLK. Nie widziałem go na własne oczy,  słyszałem tylko  opowieści  młodszych  kolegów. Wyglądał  bardzo interesująco. Gdzie w tej chwili pociąg jest ukryty, tego nie wiem, ale moje podejrzenia kierują się w stronę byłej zamojskiej parowozowni. Przez jakiś czas jej wnętrza były dziwnie oświetlone w środku nocy. Trzeba przyznać, że ostatnio w Zamościu dzieje się naprawdę sporo  ciekawych rzeczy,  o których nie wiem – co jest spowodowane koniecznością wykonywania pracy zarobkowej, którą zresztą nawet lubię  połączonej z licznymi  wyjazdami służbowymi i to najczęściej do samego Lublina. Czuję się już bardziej lubelski niż zamojski a do tego dochodzą jeszcze zainteresowania kolejowe i kultura leży u mnie odłogiem. A szkoda, bo w miejscu zamieszkania można się teraz skutecznie odchamić. Filmy, teatr, historia, zoo nocą nawet fontanna w parku  – a ja nie mam  na to czasu. Moją uwagę przykuwają tylko wszelkie aspekty komunikacyjne. Ot choćby to, iż w Zamościu mamy spartolony totalnie  rozkład jazdy autobusów MZK. Co z tego, że miasto dysponuje naprawdę porządnym taborem, którego inni nawet nam zazdroszczą , jak autobusy kursują fatalnie i chodzi mi nie tyle o układ samych linii , co o godziny kursowania. Jest to wszystko tak naplątane, że na przejazd  przeważnie się czeka godzinami, gdyż przyjęte jest iż wozy kursują  grupami. W stadzie zawsze raźniej, ale teraz wszystkim się śpieszy.  Czasy takie,  iż pasażer nie będzie czekać nie wiadomo ile  na następną turę jazdy. Tą sprawę należy jak najszybciej naprawić bo niedługo nabiorę podejrzeń, iż któryś z peelkowskich rozkładowców maczał palce przy ustalaniu godzin odjazdów z przystanków autobusów  zamojskiego MZK.

Wracając do spraw kolejowych, ale tych z zamojskiego podwórka –  nie sposób nie zauważyć znacznego wzrostu przewożonej masy towarowej po torze normalnym przy spadku przewozów po  torze szerokim. Obydwie te obserwacje wywołują nie tylko nasze zmartwienie. O ile niepokój w odniesieniu do przewozów LHS jest zrozumiały  dla każdego,  to zmartwienia nad ciężką dolą CARGO wzbudzają zdziwienie. Okazuje się bowiem, iż od przybytku głowa może rozboleć. Ładunku do przewozu  przybywa ale nie ma czym i kim tego załatwić. Kierownictwu spółki odbija się teraz czkawką pochopnie podjęta decyzja o likwidacji lokomotywowni w podzamojskich Bortatyczach. Brakuje ludzi i sprzętu spalinowego co skutkuje opóźnieniami w przewozie masy towarowej. W związku z licznymi inwestycjami drogowymi zachodzi konieczność przewiezienia dużej  ilości kruszywa budowlanego. Na odcinku od Rejowca do Rozwadowa pojawiają się  dodatkowe składy do przeciągnięcia,  co spowodowane jest licznymi ograniczeniami w ruchu na modernizowanych w kraju magistralach, tzw. trasy objazdowe.  A przewoźnicy prywatni nie śpią, tylko skwapliwie wykorzystują nadarzającą się okazje aby zaistnieć na naszych szlakach. Następny artykuł opowiadać będzie o składach   prywatnych na roztoczańskich szlakach w 2014 r. W 2015 r. jest ich już tyle, że trzeba będzie napisać takich tekstów  ze trzy – osobno dla każdego przewoźnika. Tymczasem CARGO sposobi się  do przekierowania ciężkich pociągów z miałem z Bogdanki ponownie przez Roztocze. Ta decyzja wymusi rozbudowę lubelskiego parku maszynowego. Niestety o powrocie gagarinów będziemy mogli sobie tylko pomarzyć. Nadciąga wataha wściekłych jamników 15D , czyli zmodernizowanych SM48. To ja poproszę kubeł zimnej wody na ochłodę. Łabuńka już prawie wyschła!