Lopki,dziadki,zdawki,babki, cz. I – kłonicą po Roztoczu

  

Hasło: przesyłki rozproszone słyszymy ostatnio często z ust osób decyzyjnych na kolei. Gorzej z samymi przewozami. Na Roztoczu w tym roku praktycznie nie widać tego typu ładunków. Jeszcze w ubiegłym roku sporadycznie spotkać można było  krótkie składy przeważnie węglarek z drewnem. Pisałem o nich niedawno w artykule o przewozach CARGO. Niestety, pomimo tych szumnych deklaracji jakoś nie widać na naszych szlakach mieszańców lub krótkich składów. Prawdę mówiąc nie wiem  jak od strony praktycznej wyglądać by miała ta „rozproszona” inicjatywa. Czy to w formie preferencyjnej oferty cenowej czy też może w formie pociągów towarowych kursujących według sztywnego rozkładu jazdy ale wożących powietrze. Pożyjemy – zobaczymy, na razie proponuję powspominać.

Cofnijmy się mniej więcej  10 lat wstecz. Okres: 2004 – 2009. Jeśli chodzi o przeżycia kolejowe był to czas wielce dla mnie przyjemny, bowiem prawie wszystko wiedziałem mimo, że praktycznie nie znałem nikogo z kolei. Nie miałem żadnych informatorów, teraz mam wielu. Nie był wtedy tak rozwinięty internet jak obecnie, na przykład: portal: lubelskakolej.net dopiero się rozkręcał a mimo to w stosunku do  tamtego okresu czuję  ogromny sentyment. Faktem jest, iż byłem młodszy ale mikolowało się wtedy znacznie zabawniej niż obecnie.

Nie chodzi tu tylko oczywiście o bardzo przyjemną malaturę taboru, o obecność na szlakach wysłużonych dziadków czyli dwusuwowych Gagarinów ST44 oraz poczciwych babek  z rodzaju Walentyna, tj. serii SM48. Klasyka gatunku, okazy bardzo przyjemne dla oka, w malowaniu dominują kolory wiosenne, żywe i jaskrawe a nie jak obecnie pospolita pijacka denatura. Smutna i szara rzeczywistość.

Zastawiona wagonami stacja w Zamościu. Taki widok można  i współcześnie zobaczyć, ale bardzo rzadko i nie z taką różnorodnością rodzajów wagonów. Barwa też inna.

Przede wszystkim owe widoczne na załączonych obrazkach pociągi kursowały z dosyć dużą regularnością, nie tak jak obecnie – na wariackich papierach. Jak dostałem   urlop czy wolne w dzień roboczy to wiedziałem kiedy i gdzie wyjechać na szlak żeby złapać dosyć ciekawy pociąg. Można było praktycznie  regulować zegarki! Nawet wahadła się podporządkowywały tej specyficznej kolejowej dyscyplinie. Często, w drodze do pracy spotykałem po drodze pociąg. Łatwo było zaplanować  takie atrakcje. Niektóre zdjęcia wykonane zostały z samochodu lub nawet przez szybę autobusu. A teraz? A niech ich wszystkich szlag trafi! Dlatego – zobaczcie jak to  wyglądało.

W każdy dzień roboczy i w sobotę do Zamościa nad ranem przybywał ciężki pociąg towarowy z Lublina nazywany przez kolejarzy potocznie lopkiem.  Pociąg ten był prowadzony na odcinku: Rejowiec – Zamość lokomotywą serii ST44. Obieg wyglądał w ten sposób, że między 22 a 23 w zależności od rozkładu jazdy z Zamościa codziennie w dni robocze i w niedziele wyjeżdżał mieszany pociąg towarowy, który dojeżdżał do Rejowca, gdzie ok 1 następowała zmiana trakcji. Zamojski Gagarin przechodził na analogiczny skład jadący w kierunku przeciwnym, natomiast wagony jadące z Zamościa były przejmowane przez lokomotywę elektryczną, która przyprowadziła tutaj pociąg jadący do Zamościa.

Lopek w Zamościu meldował się mniej więcej ok 4 nad ranem i to z bardzo duża regularnością, tak, że sfotografowanie tego składu graniczyło z cudem. W okresie jesienno – zimowym ze względu na większe obciążenie linii jak i wzrost masy składów przyjazd się opóźniał ale zwykle maxymalnie do 6 a jak wiadomo dzień  wtedy też znacznie później wstaje.

Po przyprowadzeniu lopka do stacji docelowej Gagariny na ogół urywały się i zjeżdżały do lokomotywowni w Bortatyczach. Działo się tak jednak co do zasady do końca 2005 r., w późniejszym okresie Iwan wykorzystywany był na ogół do prowadzenia jednej z dziennych zdawek. W drugą stronę przybywały stamtąd ciężkie lokomotywy manewrowe serii SM48 w ilości do dwóch sztuk. Najczęściej jedna bowiem druga  na ogół rezydowała już od rana, gdyż  zwykle prowadziła nocne zdawcze do/z Hrubieszowa. Bywały dni, że do przetoków i zdawek potrzebne były dwie maszyny a czasami wystarczała tylko jedna. Zwykle po 7 zaczynały się manewry. Na zdjęciu: Gagarin  odczepił się od lopka , a walentyna sposobi się do  manewrów.

Na zdjęciu widzimy wagony do Bełżca, Bortatycz i Hrubieszowa. Do tych miejscowości wyruszały z Zamościa trzy główne pociągi zdawcze składające się z rozparcelowanych z lopka wagonów, które przybyły do nas z Polski, a niektóre nawet z zagranicy. Każdy z tych pociągów miał swoją specyfikę.

Wagony kryte serii Gags, bardzo często spotykane były na zdawkach.

Dwuosiowe węglareczki spotykało się rzadziej. Służyły najczęściej do przewozu drewna oraz rzadziej do transportu węgla i koksu – w niewielkich ilościach.

Poloneza czas zacząć!

Podziwiamy najpiękniejsze czempiony z bortatyckiej stajni.

Klaczka też niczego sobie.

Z tym zdjęciem związana jest ciekawa historia. W czasie jego popełniania przebywałem w biurze… w Lublinie. Przed wyjazdem po 5 zajrzałem na stację i stwierdziłem bardzo ciekawy skład lopka z ST44-313 na czele. Było jeszcze całkiem ciemno a musiałem  stąd wybywać. Pojechałem do pracy ale po drodze, wydałem telefonicznie dyspozycje urzędowe pewnej osobie. Proszę stawić się na dworzec PKP o 7  i wykonać zdjęcie! Zdjęć wykonano ze 30, a ja po prostu zarekwirowałem po wszystkim negatywy i co mi zrobicie!

Zestawiony skład pociągu zdawczego – zbiorowego tj. dwa w jednym. Szczegóły znajdziecie w następnym artykule poświęconym opisywanemu zagadnieniu. Póki co umawiamy się, iż z Zamościa wyruszały rano najczęściej dwa pociągi – co do zasady określonej w rozkładzie jazdy.

To coś podobnego jak na poprzednim zdjęciu – tylko, że znacznie krótsze.

Część wagonów, które przybyły z lopka podstawiano na zamojskiej rampie. Węglarki, kryte pod załadunek mydła. Nie było tego wiele. Wagony z lopka sporadycznie transportowane były też na zamojskie bocznice. Pisałem już o tym w innym tekście. Nie były to pociągi regularne tylko dodatkowe, coś jak teraz wszystkie składy jeżdżą – wedle zamówienia. Trzeba przyznać, że w tych czasach na bocznice już się niewiele ładunków nie masowych woziło.

A taki właśnie był klasyczny efekt parcelacji lopka. Dwie zdawki. Z lewej strony skład do Bełżca ( zwykle z Gagarinem ) , z prawej pociąg do Bortatycz. Takie pociągi kursowały z Zamościa w każdy poniedziałek, środę i piątek, z tym, że od 2008 r. środowe trasy zdawki do Bełżca były już obcinane i zdawki w te dni tygodnia kończyły bieg maksymalnie w Szczebrzeszynie.

To zdjęcie z III 2011 r. Już tylko zdawka do Bortatycz, wyruszająca zwykle w poniedziałki. Na dodatek ostatni kurs Gagarina na Roztoczu! Przynajmniej tego 358 ( nie licząc krótkiego epizodu w IX – X 2013 ).

Z lewej zdawka do Bełżca, z prawej do Bortatycz. W tamtych czasach przewozy węglarkowe wcale nie dominowały tak  jak obecnie.

Tu te same zdawki ale ustawione odwrotnie.

Znajdujące się na końcu składu niebieskie wagony do tarowania wag pojechały do Klemensowa, a zdawka do Bełżca. Oczywiście Gagarin na Bełżcu nie był regułą, ponieważ gdy tylko  było mniejsze zapotrzebowanie na Walentyny w przewozach pasażerskich ( zimą ) to ekspediowano je zgodnie z rozkładowym założeniem. Musicie pamiętać, że lokomotywownia w Bortatyczach obsługiwała też ruch pasażerskich i w porze letniej to właśnie SM48 sprawdzały się od 2004 r. w tym zakresie najlepiej, ponieważ liniowych maszyn pasażerskich było niewiele.

A to fajna zdaweczka bełżecka. Takie krótkie były niepospolitymi rodzynkami – miłymi dla oczu.

A tu bortatycka.

Zdawka do Bełżca opuszcza Zamość jesienną, posępną porą.

A tu wykonane tego samego dnia zdjęcie zdawki do Bortatycz. Pojechały w odstępie dwudziestominutowym.

Zdawka z Bełżca do Zamościa, dosyć krótka. Zdjęcie wykonane na ul. Szczebrzeskiej.

A tu wykonane tego samego dnia zdjęcie zdawki z Bortatycz. Przejechały w odstępie dwudziestominutowym.

Zdawka do Bełżca mija Siedliska, jesień 2005 r.  Wbrew pozorem – w cysternach nie jedzie paliwo. W tamtym czasie wożono już w ten sposób oleje do/z  Klemensowa. Często właśnie w formie przesyłek rozproszonych. W niniejszym tekście – po tak rozbudowanym wstępie zajmę się opisem południowej części podzamojskich wertepów  na mapie przewozów rozproszonych. Rozpatrzę transporty na odcinkach: Zamość – Zawada – Zwierzyniec – Bełżec i Biłgoraj.

Pierwszy wagon tego pociągu  jechał do Zwierzyńca. Zdjęcie chyba z 2005 r. a pociąg jedzie na odcinku: Zamość – Bełżec. Według rozkładu jazdy wyruszał on w każdy roboczy, poniedziałek, środę i piątek w porze rannej by powrócić do stacji początkowej w porze wieczornej. Jak było mniej roboty wracał szybko, czasami jazdy wydłużały się do godz. 19, ale z reguły przed wieczorynką kolejarze się wyrabiali, ponieważ o tej porze kończyły się im 12 godzinne służby.

Powrotny pociąg z Bełżca zbliża się do Zamościa, z tyłu platformy z dłużycą jadące z Długiego Kąta.

Grudzień 2006 r. Pociąg z Zamościa do Lubyczy Królewskiej mija Szczebrzeszyn. Tak, formalnie to była zdawka do tej stacji, ale przyjąłem pewne uproszczenie ze względu, że do Lubyczy nawet  już wtedy rzadko transportowano przesyłki. Na czele ST44-360 a do Lubyczy pojechały białe wagony zbiornikowe znajdujące się w tylnej części składu.

Początek 2007 r. Towarowy z Bełżca do Zamościa z ST44-1079 na czele mija bez zatrzymania Szczebrzeszyn.

Towarowy do Bełżca opuszcza Zamość, też gdzieś w 2007 r. wykonane zdjęcie.

Marzec 2008 r. Zdawczy z Bełżca wjeżdża do Zwierzyńca Towarowego.

Zdawka Bełżecka po wyjeździe z Zamościa pierwszy przystanek miała w Klemensowie gdzie  następowała spora rotacja wagonowa.

W tamtym okresie większość przesyłek z tej stacji nadawanych było w formie rozproszonej. Czasami był to jeden wagon czasami prawie całe wahadło wstawiane do pociągu zdawczego.

Część ładunków jeździła też na trasie: Klemensów – Szczebrzeszyn – Klemensów do przeładunku na tory szerokie.

Jak już wspomniałem przewożono stąd sporo masy towarowej w wagonach różnego typu np: cysterny,  zbiornikowe, gruszki czy nawet kryte. Widziałem kiedyś, jak  do powrotnej zdawki z Bełżca podpięto długie wahadło liczące ponad 40 szt. wagonów serii ugpps, które następnego dnia z powrotem podpięto do zdawki jadącej w tamtym kierunku, gdyż jak podsłuchałem – przybyły do Zamościa przez pomyłkę i miały wyruszyć z Klemensowa jako samodzielne wahadło. Oczywiście, w tamtym czasie do/z Klemensowa jeździły też  dłuższe pociągi zwarte, ale działo się to głównie w okresie szczytów ładunkowych, kiedy pociągi sztywne zbiorowe nie nastarczały przyjmować wagonów. Co do zasady większość klemensowskich ładunków starano się do 2009 r. obsługiwać zdawkami. W następnych latach wraz z rozbudową Zakładów Tłuszczowych  wzrosła ilość  pociągów zwartych, których obsługę przejęli stopniowo przewoźnicy prywatni spoza grupy PKP.

Na zdjęciu manewrujący w Klemensowie Gagarin z listwą czyli 1079. Pozostawił wagony jadące z Bełżca ( dwa pierwsze ) oraz ze Zwierzyńca ( reszta ) i podpina się do kliku cystern w celu dokooptowania ich do zdawki.

To właśnie duża masa składów na odcinku: Zamość – Klemensów – Zamość była po części przyczyną kierowania do obsługi zdawki bełżeckiej najcięższych maszyn z Bortatycz.

Drugim przystankiem  dla zdawki bełżeckiej był Szczebrzeszyn, z tym, że tu już wożono nieregularnie. Były wzloty i upadki, zdarzały się okresy ze sporą ilością nadawanych  przesyłek całopociągowych oraz rozproszonych jak i tygodnie posuchy. Właśnie od Szczebrzeszyna zaczęła się inwazja przewoźników prywatnych na Roztoczu – pierwsze FPL-e i inne ustrojstwo tu się lęgło. Chodzi oczywiście o Terminal Przeładunkowy, który jednak pod koniec 2009 r. stracił na znaczeniu w odniesieniu do toru normalnego a potem w ogóle przestały tu przyjeżdżać pociągi normalne przez dłuższy czas.

Drobni odbiorcy  korzystali ze starej rampy na placu dworcowym, z tym, że nie regularnie. Warto dodać, że przed zakupem bocznicy w Zwierzyńcu, tj. przed 2004 r. firma JOBON ładowała meble właśnie w Szczebrzeszynie na widocznym placu, który był wtedy zawsze pozastawiany wszelkimi wagonami krytymi z tego powodu.

A tak wyglądała króciótka zdaweczka z wagonami do Szczebrzeszyna, gdzieś w 2010 r.

Następnym przystankiem po drodze do Bełżca był Zwierzyniec Towarowy, skąd spychano wagony do przewozu mebli, różne typy z serii H,  najczęściej zagraniczne Hbbillns na Bazę Jobonu.

Bocznica prowadząca do magazynów fabryki znajduje się na wysokości przystanku ale wjazd na nią znajduje się na stacji towarowej.

Dużo tych transportów szło, był to przystanek obowiązkowy i znowu ładunki ze Zwierzyńca przyczyniały się do zwiększenia masy zdawek.

A tu widzimy ostatni transport mebli. Odbył się on 18.05.2009 r. Manewruje ST44-1223. Wcześniej  około półroczna przerwa a sytuacja spowodowana została kryzysem gospodarczym u odbiorców, którzy przestali zamawiać w Polsce meble. A szkoda, bo to były podmioty preferujące transport koleją. Do końca 2008 r. szły stąd ogromne ilości ładunków i to wszystko kolej obsługiwała przy udziale  pociągów zdawczych.

Na zdjęciu imponujący skład zdawki do Zamościa na Zwierzyńcu Towarowym z ST44 – 360 na czele. Na samej stacji sporadycznie ładowano drewno do węglarek. Mam zdjęcie ale nie mogę znaleźć.

Na zdjęciu zdawka bełżecka tuż po opuszczeniu Zamościa, na oko 2008 r. No cóż, nawet w tamtych latach zdarzały się takie nieekonomiczne składy. Ta pusta platforma jedzie do Długiego Kąta. To był następny przystanek po drodze do Bełżca. Ten widok nie oznacza, że widoczny transport był pozbawiony sensu ekonomicznego. Lokomotywa mogła przeprowadzić manewry w Klemensowie lub Zwierzyńcu, mogła przeprowadzić wagony z Klemesnowa do Szczebrzeszyna a w drodze powrotnej zabrać bardzo dużo wagonów więc takie fajne składziki kursowały w ramach wykorzystania przebiegu niezbędnego do transportu wykonywanego z innych miejscowości.

Na zdjęciu wykonanych w lecie 2008 Gagarin „Ilo” czyli 1110 zbliża się do Długiego Kata skąd który przejedzie bez zatrzymywania. W tym okresie nie była to już stacja tylko ładownia towarowa i przystanek pasażerski.

W drodze powrotnej Ilo ( tak potocznie miejscowi mikole go ochrzcili )  przyprowadził z Bełżca pustą platformę, natomiast z Długiego Kąta do Zamościa zabrał 4 platformy wypełnione dłużycą.

Tak, właśnie platformy z drewnem były charakterystycznym obrazkiem dla Długiego Kąta. Nadawano je w niewielkich ilościach, parę sztuk tygodniowo ale względnie regularnie.

Obecnie też zdarza się taki widok jak  na załączonym obrazku ale z częstotliwością raz/dwa razy do roku. Przy czym jedzie najczęściej około 5 sztuk. Odsyłam do niedawnego tekstu o przesyłkach rozproszonych CARGO opublikowanego w sierpniu br.

W analizowanym okresie do Długiego Kąta podstawiano też czasami inne typy wagonów: kryte, węglarki z węglem lub węglarki pod załadunek drewna. Wszystko w ramach pociągów zdawczych, ale ładunki te  ekspediowane stąd już były nieregularnie.

Wreszcie docieramy do stacji końcowej, tj. do Bełżca. Charakterystyczne dla tej stacji były gruszki cementowe serii uacs.

Podstawiane były na bocznicę miejscowej betoniarni. W tamtym okresie przybywały tam również transporty kruszywa drogowego w węglarkach najczęściej w ramach pociągów mieszanych chociaż czasami w formie odrębnych wahadeł. Zwrot próżnych wagonów odbywał się zwykle w formie  zdawek.

A wagony do Bełżca przybywały różniste. I kuliste i w kształcie grzybka. W węglarkach drewno zabierali, na platformach przywozili. W krytych różne ładunki np. cukier z Woźuczyna. Trzeba napisać, że zawsze tu się coś obsługiwało na stacji. Oj nie było pustych przebiegów ze Zwierzyńca czy Długiego Kąta. Powyższe zdjęcie z października 2006 r.

Do odjazdu w str. Zamościa szykuje się jedna z krótszych zdawek z ST44-360.

Ale nie zawsze Bełżec był stacją docelową dla zdawek zamojskich. Na zdjęciu popełnionym chyba w lecie 2008 r. widzimy samotną węglarkę w Lubyczy Królewskiej. Przyjeżdżała rzadko, parę razy do roku a transportowano w niej węgiel do miejscowego Gs-u. Z tym zdjęciem wiąże się ciekawa przygoda. Przyjechałem do Lubyczy pośpiesznym ROZTOCZE, który pamiętam jak dziś prowadzony był tego dnia jednym z zamojskich zmodernizowanych odkurzaczy. Była to środa i tego dnia przed ROZTOCZEM wyprawiono z Zamościa pociąg zdawczy z Gagarinem, chyba 1110. Spodziewałem się iż lokomotywa przybędzie luzem z Bełżca do Lubyczy, żeby zabrać tę węglarkę. Czekałem, czekałem i się nie doczekałem. Okazało się, że właśnie tego dnia obcięli rozkład jazdy. Zdawki we środę docierały już tylko maxymalnie do Szczebrzeszyna, co było spowodowane spadkiem ilości nadawanych przesyłek ze stacji Zwierzyniec. A z kolei w piątek nie mogłem już do Lubyczy Królewskiej pojechać i musiałem się  już tylko zadowolić rozpoznaniem węglarki w składzie lopka stojącego w Zamościu. Pocieszałem się tylko, że walentyna zdawkę przyprowadziła. Marna to była jednak pociecha i wyraźny sygnał, że przewozy się kurczą.

A to już rok 2009 i bocznica do bełżeckiej betoniarni z bardzo przyjemną dla oka zawartością. Natomiast Gagarin wraca solo z Lubyczy Królewskiej gdzie zaprowadził pożądaną prze ze mnie węglarkę. Niestety nie zdążyłem.

A tak wyglądała jedna ze słynnych już środowych zdawek, które tak bardzo mnie wkurzały. Całość pojechała do Klemensowa, wygląda jak wahadło ale dwa typy wagonów. Zdjęcie chyba z  2010 r.

Mikrusy do Klemensowa też się czasem trafiały. Właśnie we środy.

A w dni parzyste na południowych szlakach wcale nie wiało nudą. Kursowały pociągi zdawcze w relacji Zamość – Biłgoraj. Na zdjęciu manewrujący w Biłgoraju Gagarin 1079. Rok może być 2007.

Zgodnie z planem we wtorki, czwartki i soboty z Zamościa wyruszały zdawki do stacji Biłgoraj. Były to znacznie krótsze pociągi od zdawek bełżeckich bowiem do samego Biłgoraja docierały naprawdę pojedyncze wagony. Po drodze zatrzymywano się co do zasady tylko w Zwierzyńcu ale też tylko w razie potrzeby – jak się w bełżecką zdawkę nie zmieściły wszystkie wagony. Na zdjęciu z 2008 r. do Biłgoraja przybyła węglarka z miałem wraz z dwoma meblowozami zabranymi ze Zwierzyńca w celu wykorzystania przebiegu. Tego dnia z Zamościa wyekspediowano sporo krytych do Zwierzyńca, a zabrano tylko dwie sztuki więc, żeby uprościć manewry i zaoszczędzić na postoju w powrotnej drodze zafundowano im wycieczkę do Biłgoraja.

Po podmianie na próżną węglarkę walentyna udała się ze składem do Zamościa.

A to zdjęcie zostało wykonane w 2009 r. na wiosnę w asyście członków lokalnego Klubu Miłośników Kolei. Zdawki pojeździły jeszcze do końca roku ale w tym okresie już bardzo nieregularnie, jeżeli na początku roku co do zasady kursowały  tylko we wtorki, to  w końcowym okresie jeździły  już tylko w dni kursowania pociągów bełżeckich, tj w poniedziałki lub piątki i to w zależności od potrzeb. Zabierano najczęściej złom z pobliskiego skupu usadowionego w obrębie rampy.

Rok 2006, sobota październikowa. Do Biłgoraja zasuwa zdawka mijając Niedzieliska.

W soboty praktykowano parcelację lopka, który przyjeżdżał nad ranem oraz wyprawiano z Zamościa króciutkie składy właśnie do Biłgoraja, jak ten na powyższym zdjęciu wykonanym ok 2002 r. Na ogół nigdzie po drodze się one nie zatrzymywały.

To też sobotnia Biłgorajska zdawka a zdjęcie wykonano w 2004 r. na jesieni. Gdzieś od 2007 r, zaprzestano praktyki uruchamiania stałych pociągów w soboty. Przez długi czas ograniczano się tylko do manewrów, sporadycznie uruchamiając pociągi dodatkowe najczęściej  do Bortatycz z paliwem lub lokomotywami.

Przygodę z regularnie kursującymi  zdawkami na roztoczańskich szlakach zakończyliśmy w 2010 r. W tym czasie już żadne pociągi tego typu nie docierały do Biłgoraja, jednak  na początku roku dosyć często z Zamościa wyruszały składy do Bełżca, liczące przeważnie po kilka platform z drewnem – do rozładunku na tej stacji. Kursowały w poniedziałki i piątki. W drugiej połowie 2010 r. już tylko platformy pod załadunek drewna w Długim Kącie. Od 2011 r. przewozy przesyłek rozproszonych na roztoczańskich szlakach ustały na dobre. Oczywiście sporadycznie , od święta trafił się jakiś pociąg do Bełżca, Długiego Kąta czy nawet Zwierzyniec, ale  było to wydarzenie nadzwyczajne. W zasadzie stan nie odbiegający od lat 2012 – 2015, obecnie mamy jeszcze większy zastój w tym zakresie.

Podsumowując te rozważania można wyciągnąć następujące wnioski. Po pierwsze polityka przewozów CARGO spowolniła transport ładunków. Od 2010 r. zbiorowy pociąg towarowy wyruszał z Zamościa na ogół raz w tygodniu, w późniejszym okresie częstotliwość kursowania jeszcze spadła co wydłużyło czas transportu. Od 2012 r. lopka skierowano regularnie do Stalowej Woli Rozwadowa, gdzie przeprowadzano dopiero dalsze manewry i od tego czasu jeździło się jeszcze dłużej gdyż doszły dodatkowe postoje na stacjach rozrządowych. Transport kolejowy stał się w ten sposób czasochłonny. Wzrosły za to stawki i należności przewozowe.  Po drugie: załamanie konunktury gospodarczej w UE obserwowane przed kilkoma laty doprowadziło do likwidacji podmiotów, które zamawiały u nas znaczne partie towarów, chodzi o nadawców ze Zwierzyńca czy Długiego Kąta. W zasadzie to drugie było efektem tego pierwszego ale trzeba było inaczej reagować zachowując elastyczność i konkurencyjność a nie iść po najmniejszej linii oporu. Negatywna  polityka spółek grupy PKP w stosunku do drobnych odbiorców doprowadziła do wysiedlenia ich z kilku roztoczańskich punktów, np. na placu w Biłgoraju wynajmowanym przez skład węgla i złomu rozlokowała się firma korzystająca głównie z usług LHS sp. z o.o. O negatywnej polityce w stosunku do klientów słyszałem też w Szczebrzeszynie – w analizowanym okresie bardzo narzekano na obsługę tamtejszego terminala przeładunkowego. Trzeba dodać, ża szeroki tor sam w sobie pożyteczny dla regionu jednak negatywnie oddziałowywał na tor normalny szczególnie na roztoczańskim odcinku. Gdzieś w 2005 r. mówić się zaczęło głośno o otwarciu  przejścia towarowego  w Hrebennem, które przyśpieszyło by transport ładunków np. ze Lwowa czy choćby samej Rawy Ruskiej. Co do zasady idą  one po torze szerokim do Hrubieszowa, następnie LHSem trafiały do Szczebrzeszyna czy Biłgoraja gdzie następował przeładunek na samochody gdyż nabywcy nie mieli bocznic bądź mieli bazy oddalone od szlaków kolejowych. Transport przez Hrebenne ułatwił by im życie, sprawa jednak ucichła tak szybko jak się pojawiła, podejrzewam lobbing z odpowiedniej strony. Faktem jest, że obecnie i tor szeroki cierpi na deficyt ładunków rozproszonych bowiem wcześniej sami się ich pozbyli a obecnie nie idą  one priorytetowo po stronie ukraińskiej ze względu na działania wojenne.

Wreszcie , w przypadku Zakładów Tłuszczowych  w Klemensowie sytuacja zupełnie przeciwna – ilość przewożonej masy towarowej wzrosła na tyle, iż zaczęto uruchamiać przesyłki całopociągowe, które w większości zostały sprawnie i chętnie przyjęte przez przewoźników prywatnych. Tym sposobem zdawki bełżeckie odjechały praktycznie na dobre do lamusa. Dochodzi co prawda raz na kwartał do  uruchomienia  jakiegoś nadzwyczajnego transportu dwóch platform z Długiego Kata czy 5 węglarek do Bełżca ale to są już tylko żywe skamieliny, w niewielkim stopniu oddające to co działo się na szlakach w przeszłości.

Zatem jak w takim kontekście należy traktować pojawiające się raz na jakiś czas szumne zamówienia przywrócenia przewozu ładunków masowych. Uważam, iż w przypadku Roztocza może to być tylko pusty slogan coś w rodzaju modnego hasła chwytającego miłośników kolei za serca ale na przedsiębiorcach prowadzących działalność nie wywołującego żadnych emocji. Jest to niewykonalne ponieważ sprawy zaszły za daleko. Oczywiście, obecna władza nie  ponosi za to odpowiedzialności, ale należało by raczej doradzić decydentom państwowych spółek kolejowych, aby lepiej pilnowali sektora przesyłek masowych. Prywaciarze atakują niczym imperialistyczna stonka w latach 50 – tych.  Na dodatek kryzys w branży transportu drogowego międzynarodowego wywołał większe zainteresowanie segmentem ładunków krajowych. Firmy transportowe poczyniły inwestycje, tabor jest nowoczesny i przede wszystkim ładunki wozi się szybko. Fakt, że drogi nie wytrzymują takiego tłoku – to inna sprawa. Jak ta rzekoma cargowska ofensywa miała by wyglądać – nie powiedziano. Jakie przepisy i w jaki sposób miałyby regulować – nie wiadomo. Należy zwrócić też uwagę, iż w przypadku szlaków roztoczańskich do 2009 r. mieliśmy pod Zamościem dobrze prosperującą lokomotywownie, która oprócz ruchu towarowego obsługiwała również miejscowe przewozy osobowe. Obecnie takie praktyki są już niemożliwe, natomiast bazę serwisową  mamy rozproszoną – szopy  w Lublinie i Chełmie oraz oddaloną od naszych szlaków. Brakuje też lekkiego taboru a na dodatek od przyszłego roku czeka nas totalny, kilkuletni paraliż komunikacyjny związany ze skierowaniem na żelazne drogi roztoczańskie brutt objazdowych z Lublina, Jaszczowa i Chełma. Dlatego powtórka z załączonych powyżej obrazków już nam raczej nie grozi.

Ale to jeszcze nie koniec mojego sprawozdania. To be continued!