Już nie zabrzmi świerszcz za kominem

  

W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie, ale chyba mało kto wie, że dawno temu w Szczebrzeszynie, za kominem dworcowego pieca przygrywał  świerszcz domowy. Koncert słyszałem  kiedy byłem jeszcze piękny i młody. Niestety, już nie powrócą te czasy. Podróż sentymentalną po owadzim dworcu zaczynam od swoich najstarszych zdjęć, wykonanych około 2000 roku. W tamtym okresie ten niewielki budyneczek przypominający z daleka ul tętnił jeszcze życiem. Czynna była kasa biletowa, poczekalnia otwarta dla podróżnych a także rezydował tu dyżurny ruchu i inni pracownicy kolejowi.

Na pierwszy rzut oka architektura  dworca kolejowego w Szczebrzeszynie przypominała styl typowych  dla Roztocza drewnianych  budynków wybudowanych  przez Niemców podczas II Wojny Światowej w Bełżcu, Suścu czy też w Zawadzie. Taki specyficzny, roztoczański – drewniany  dworzec kolejowy. Nasz rodzimy – ostatni.

Tymczasem, jest to konstrukcja znacznie starsza, bo wybudowana przez Austriaków w trakcie budowy linii kolejowej w 1916 r. Ponoć, w początkowym okresie budynek pełnił funkcję stajni a dopiero w późniejszym okresie został zaadaptowany na potrzeby obsługi podróżnych. Dworcem być mógł  jednak krótko, bowiem ze  zgromadzonych w Archiwum Państwowym w Zamościu materiałów fotograficznych wynika, że funkcję dworca PKP w Szczebrzeszynie pełnić mógł  w dwudziestoleciu międzywojennym zupełnie inny, murowany budynek, który jednak został zniszczony podczas II Wojny Światowej. Nie ma jednak na to jednoznacznych dowodów, jest tylko zdjęcie z tablicą Szczebrzeszyn, co definitywnie nie przesądza o pełnionej funkcji, gdyż mógł być to równie dobrze budynek administracyjny oznaczony w taki sposób. Na pewno jeszcze w trakcie działań wojennych ten  niewielki drewniany poaustriacki budyneczek przejął ponownie funkcje dworcowe, które pełnił jeszcze w 2002 r. Potem przez piętnaście lat stał zamknięty, chociaż przez jakiś czas poczekalnia była jeszcze udostępniana. Definitywne zamknięcie przybytku nastąpiło chyba z dniem 1.09.2009 r, tj. z chwilą likwidacji wszystkich połączeń pasażerskich na Zamojszczyźnie.

Zdjęcie z 2002 r. Pociąg pośpieszny ROZTOCZE z Rawy Ruskiej do Warszawy Zach. W oddali widać jeszcze semafory kształtowe. Wkrótce ostały zastąpione świetlnymi.

Podczas modernizacji urządzeń sterowania ruchem zburzono widoczną na powyższym zdjęciu nastawnię wykonawczą, gdzie zamontowane były  urządzenia służące do sterowania ruchem skonstruowane  jeszcze przez Austriaków – utkwiły mi w pamięci drewniane drążki pulpitów sterowniczych, a całe wyposażenie nadawało się do muzeum, a nie na śmietnik. No ale taka moda.

O ile dobrze pamiętam ten wagon, który dawno został już pocięty na złom  kursował w nocnym  pociągu z Zamościa do Krakowa. Informacje zamieszczone na pudle wiele  wyjaśniają. SOLINA w Szczebrzeszynie, relacja: Warszawa Zach. – Bełżec. W 2005 r. był to jeszcze pociąg całoroczny A to pociąg pośpieszny MORCINEK z Zamościa do Gliwic, lipiec 2006 r. Na stacji w Szczebrzeszynie panował zawsze spory ruch towarowy. W latach 1995 – 1996 działał tu duży terminal przeładunkowy, gdzie codziennie przybywały wahadła węgla z WĘGLOKOKSU w Katowicach. Tutaj na masową skalę odbywał się przeładunek do węglarek szerokotorowych. Po torze normalnym przybywały codziennie około 2 wahadła węgla prowadzone lokomotywami z lokomotywowni Rozwadów. Od 1997 r. terminal podupadł – mam wrażenie, że pociągi z węglem zostały przekierowane do podupadłego w tamtym okresie terminala przeładunkowego w Werchracie. Mimo wszystko do Szczebrzeszyna przybywało sporo ładunków. Warto zaznaczyć, że do 2003 r. stacja stanowiła główny punkt trakcyjny dla Fabryki JOBON w Zwierzyńcu, która dopiero od 2004 zaczęła eksploatować bocznicę do byłego Tartaku. Widoczna na zdjęciu zdawka z Zamościa do Bełżca akurat jedzie tranzytem, grudzień 2006 r. Jednak bardzo często ekspediowano tym pociągiem z Zamościa do Szczebrzeszyna wagony, które przybyły do Hetmańskiego Grodu nocnym pociągiem towarowym nazywanym potocznie lopkiem. Początek 2007 r. Z węglarkami do przeładunku manewruje zamojska SM48-120. W tym okresie do terminala przybywały wagony na przeładunek ale głównie w formie przesyłek rozproszonych w pociągach zdawczych. Zwarte wahadła zdarzały się sporadycznie. A tym pociągiem jadącym do Warszawy przyjechałem do Szczebrzeszyna z Suśca w lecie 2007 r. Gwiazdą bortatyckiej szopy we wrześniu 2007 r. był ST44-862, świeżo po naprawie rewizyjnej. SM48-074 formułuje jednolity skład z węglem. Jesień 2007 r. Manewry towarowe w Szczebrzeszynie i pociąg pośpieszny ROZTOCZE rel. Zamość – Wrocław, początek 2008 r. W lutym 2008 r. terminal przeładunkowy rozwinął skrzydła. Przyjechało tu w tym okresie sporo pociągów uruchomionych przez przewoźników spoza grupy PKP. Na zdjęciu: pierwszy szerszeń na Roztoczu. FPL kursował z węglem ze Szczebrzeszyna do Gdyni, gdzie towar ładowano na  statek. Dodatkowo do Szczebrzeszyna przybywały w tym okresie wahadła uruchamiane przez PKP CARGO, też pod załadunek węgla, ale i inne towary były tu przeładowywane z toru normalnego na szeroki i odwrotnie, m. in. zboże. Niestety, dobra passa nie trwała długo i z nadejściem wiosny 2008 r. przeładunki praktycznie ustały, a przesyłki do stacji Szczebrzeszyn ograniczyły się tylko do pojedynczych wagonów odprawianych przez PKP CARGO w ramach pociągów zdawczych. Odstawione lokomotywy po przyprowadzeniu jakiegoś wahadła, wiosna 2011 r. ST44-313 w jednym ze swoich ostatnich kursów na Roztoczu. Gdzieś w pobliżu miejsca postoju lokomotyw zamontowane są lub były oryginalne, poaustriackie rozjazdy. Jesień 2011 r. Obsługę wahadeł towarowych na Zamojszczyźnie przejęły pasażerskie lokomotywy serii SU45. Dworzec jesienną porą prezentował się tajemniczo. W 2011 r. wyglądał jeszcze całkiem  przyzwoicie. Ciekawa, drewniana konstrukcja. Widok na ścianę wschodnią. Portret od frontu. Ciekawa latarnia zapewniała bajowy klimat nocą. Niestety, od wielu lat już nie świeciła. W oknach wisiały jeszcze  firanki. Poczekalnia nieczynna. W Szczebrzeszynie mamy dwa perony. Odkąd pamiętam, tutaj bardzo często krzyżowały się pociągi. Nie przyjeżdżałem często do Szczebrzeszyna, w latach 80 – tych ub. wieku byłem na stacji raptem kilka razy. Pamiętam sporą ilość wagonów towarowych, dużą liczbę osób pracujących wewnątrz budynku dworca – rzucała się w oczy ciasnota poczekalni przez którą ciągle ktoś przechodził. Drzwi do pomieszczeń służbowych praktycznie zawsze były otwarte, tak, że na pierwszy rzut oka ciężko było odnaleźć kasę biletową. Klitki były tak malutkie, że praktycznie nie sposób tam było się tam zmieścić  dwóm – trzem osobom. Wszystko pozastawiane jakimiś sprzętami i meblami. Poczekalnia jeszcze mniejsza, co było uciążliwie szczególnie w zimie, ale z drugiej strony panowała w niej bardzo intymna atmosfera, półmrok.  Wrażenie  takie, jakby siedziało się w jakimś ciasnym pubie, w którym ciągle ktoś gada i się wierci. Ciepło, już nie pamiętam czy  biło z rozgrzanego do czerwoności pieca kaflowego w poczekalni czy raczej zlokalizowanego w pomieszczeniu obok,  z którego rozchodziła  się woń dymu tytoniowego tak, ze można było dosłownie wieszać siekierę. Gdzieś z konta dochodził śpiew świerszcza a po podłodze leniwie spacerował karaluch. Podejrzewam, że i z legendarnym chrząszczem  też można było porozmawiać przy kielichu, kiedy przedłużał się czas oczekiwania.  Kolega z pracy czekał tak kiedyś na początku 2002 r. na syna wracającego do domu z Wrocławia opóźnionym o ponad   godzinę HETMANEM. Stacja w tym czasie była jeszcze obsadzona przez dyżurną  ruchu, ale rozszalała się okrutna śnieżyca i nawaliła łączność telefoniczna. Miał mieć planowe opóźnienie około 45 minut ale  nie przyjechał. Oczekujący pytają: kiedy przyjedzie? Dyżurna ubiera palto i wychodzi na zewnątrz. Po chwili wraca – jeszcze nie jedzie, ale pewnie zaraz będzie. Nie nadjeżdża, kolejne pytanie kiedy przyjedzie? Łączność ciągle nie działa. Dyżurna znowu na dwór i wraca – jeszcze nie jedzie. Następnie ktoś z oczekujących  wysadza nos przez drzwi  i krzyczy, że: jedzie! Dyżurna przez okno ostrożnie  wychyla głowę i krzyczy, że: to LHS, cierpliwości. Uspokójcie się! Źle Wam w środku? A wewnątrz: sielska atmosfera,  żarty i drobny handel kwitnie: kosmetyki, szmatki. Dyżurna też coś nabywa. W końcu  opatuliwszy się szczelnie czapkami i szalikami opuszcza przytulne wnętrze a za nią zabierają się  oczekujący na HETMANA. Procesja wychodzi gęsiego na peron. Słychać tylko szum wiatru, pada gesty śnieg. Gdzie tu usłyszeć HETMAN-a ale dyżurna mówi, że jedzie! Minął Szozdy, za 10 minut  będzie. I faktycznie, za 10 minut przyjechał – chyba z 10 wagonów. Kiedyś z kolegą przyjechaliśmy do Szczebrzeszyna letnią porą gdzieś w drugiej połowie lat 80 – tych ub. wieku. Pierwszym doznaniem wzrokowym po opuszczeniu wagonu był widok pasącej się tuż przy peronie krowy. Śmiech był taki, że po chwili zjawiła się właścicielka i zabrała bydło gdzieś za tory. My podążyliśmy do miasteczka, celem podróży były ruiny zamku. Powrót też pociągiem, osobowym z Rozwadowa do Zawady w postaci ST44 i 2 wagonów szczupaków z drewnianymi dechami zamiast siedzeń, ale z przedziałami. Mimo dosyć dziwacznej relacji – w Zawadzie trzeba było się przesiadać, to kilka osób podróżowało razem z nami  właśnie ze Szczebrzeszyna do Zamościa. Widok przez okno na legendarny już piec kaflowy.  Stacja: „bez”, rok 2014, maj.  W 1996 r. w lutym i marcu przyjeżdżałem do Szczebrzeszyna służbowo z Zamościa odj. o 8 pociągiem jadącym do Przeworska. W czterowagonowym składzie na stacji początkowej ciężko było znaleźć wolny przedział, no miejsca siedzące były. Fakt, że w Szczebrzeszynie nie opuszczało go wielu podróżnych, więcej wysiadało w Niedzieliskach i Klemensowie. W tym czasie na stacji w Szczebrzeszynie na duża skale prowadziła przeładunek węgla Śląska Giełda Towarowo Pieniężna. Cała południowa część towarowa tętniła życiem co szczególnie imponująco wyglądało nocą. A w latach osiemdziesiątych do ogrzewania hal wykorzystywano w formie kotłów stałych skreślone z inwentarza parowozy różnych serii, nawet Ty246.  Bez dworcowy. Ściana zachodnia już nieco nadgryziona zębem czasu. Już w maju budynek dworca był szczelnie zamaskowany zielenią.  Tablica z nazwą pordzewiała. Okna częściowo wybite, niektóre zabite deskami.  Na peronie sennie, jako jedyny pasażer jechałem pociągiem REGIO rel. Rzeszów – Zamość.  Dworzec w maju 2017 r.  Pociąg REGIO z Lublina do Bełżca. Zerowa wymiana podróżnych.  Zakwitły dworcowe wiśnie.  A to zdjęcie z czasów budowy linii z mojej kolekcji – odbitka nieznanego pochodzenia zakupiona na giełdzie. Zdjęcie przedstawia budynek dworca. A to zdjęcie wykonane około 100 lat później, 18.08.2017 r. Oj nie mamy szczęścia do zabytków architektury kolejowej. W ostatnich latach narodowa kolej niszczy co popadnie, a zgodnie z ostatnimi medialnymi doniesieniami planuje  wyburzyć w całym kraju ponad 1000 obiektów. Ratunkiem dla nich byłoby  przejęcie przez lokalne jednostki samorządowe. Szkoda, że władze  Szczebrzeszyna  nie były zainteresowane zachowaniem zabytku dla przyszłych pokoleń. Ten obiekt miał swój specyficzny klimat. Dla wielu mieszkańców, podróżnych i pracowników stanowił ważny element w życiu. Jedni tu pracowali , wielu stąd dojeżdżało do pracy, albo i na odwrót. Zapewne jest spora grupa  osób, którzy z tej skromnej stacyjki wyruszyli przed laty w wielki świat. Dworzec grał też w filmach. To stąd wyruszał w swoje słynne  podróże znakomity regionalista Zygmunt Klukowski.  Faktem jest, że  stacja kolejowa znajduje  się w znacznej odległości od miasta, w miejscowości: Brody Małe, ale to potęgowało niejako znaczenie obiektu, bowiem to  właśnie w tym budynku  koczowało się nieraz przez wiele godzin, chroniąc się przed słotą i zimnem.  Kubatura niewielka ale przez to budynek nie wymagał  znacznych nakładów finansowych, tak jak obiekt  dworca PKP w Zamościu, z którym nowy właściciel ma tylko problemy ( brak środków finansowych na zagospodarowanie ). Wielkość w sam raz na nasze trudne czasy, stacja – parasol. Nie zanosi się, żeby kolej przybliżyła się do Grodu Chrząszcza, chociaż na naszych łamach przedstawialiśmy już takie pomysły. Dlatego głupio zrobili ci, którzy  zadecydowali o jego losie. O służbach konserwatorskich zabytków już nie wspomnę, bo szkoda słów.