Inauguracja połączeń kolejowych z Chełma do Włodawy

  

11.08.2012 r. Święto kolei w Chełmie i okolicy. Po wieloletniej przerwie został wskrzeszony ruch pasażerski na szlaku z Chełma do Włodawy.  Jest to drugorzędna, aczkolwiek bardzo piękna linia kolejowa przebijająca się przez niziny i pagórki – malowniczymi  zakątkami wzdłuż doliny Bugu. Z okien pociągu możemy podziwiać bardzo urozmaicony  krajobraz . W okolicach Chełma mijamy torfowiska , czasami nawet bagna , potem łąki i  pola , co jakiś czas urokliwe wzgórki a pod koniec trasy gęste lasy: to liściaste , to iglaste. Po drodze spotkamy urokliwe drewniane dworce – przystanki i pojedyńcze niewielkie stacyjki: Karolinówka, Ruda Opalin, Uhrusk, Stulno i Sobibór Generalnie, przystanki  znajdują się w znacznej odległości od większych skupisk ludzkich, co niewątpliwie miało wpływ  na poziom frekwencji w pociągach, a ich nazwy  często wprowadzały w błąd turystów, w tym i za pierwszym pobytem w tych stronach również i mnie.

Linia wybudowana została już 125 lat temu w 1887 roku i połączyła Chełm z Brześciem . Do wybuchu II wojny światowej była bardzo ważną magistralą w ruchu towarowym i pasażerskim. Od  zbombardowania mostu na Bugu w Orchówku  przez Niemców w 1939 r. – połączenie z Brześciem nie zostało już nigdy reaktywowane. W  trakcie okupacji niemieckiej właśnie koleją przewożono  transporty więźniów do obozu zagłady w Sobiborze i   jest to czarna karta w  historii tej miejscowości , jak i całej linii kolejowej. W początkowym okresie   trasa była jednotorowa . Od początku  ubiegłego wieku funkcjonowały  już dwa tory szerokie. W trakcie I Wojny Światowej zostały przekute na normalne, zaś po wyzwoleniu w 1944 r. na krótko przekuto jeden tor z powrotem na szeroki. Po zakończeniu wojny tor szeroki został rozebrany, choć liczne ślady po jego przebiegu widzimy do dzisiaj. Od tego czasu  linia miała już tylko znaczenie lokalne, aczkolwiek przewozy towarowe były przez wiele lat  bardzo imponujące. W ruchu pasażerskim  utrzymywano kilka połączeń na całym odcinku, chociaż niektóre kursy były skrócone z Chełma  do Uhruska.

Ruch pociągów pasażerskich został zawieszony w dniu 3 kwietnia 2000 r., z przyczyn finansowych , ale po zdecydowanych działaniach miejscowego samorządu od 1.06.2000 r. połączenia kolejowe ruszyły ponownie. Z większymi lub mniejszymi perypetiami pociągi pasażerskie pojeździły sobie jeszcze do 11.11.2002 r., po czym ruch osobowy został skasowany definitywnie. Przez 10 lat linia utrzymywała się tylko dzięki kursującym dosyć regularnie pociągom towarowym – zdawkom przewożącym głównie drewno pod wszelkimi  postaciami. Od jakiegoś czasu zaczęło się mówić o reaktywacji przewozów pasażerskich. Takie plotki słyszałem już na przełomie ubiegłego i bieżącego roku. W marcu 2012 r. odbył się  pierwszy przejazd szynobusem SA134, który miał charakter  komercyjny , a zainicjowany  został we własnym zakresie przez miłośników kolei. Następny przejazd , w maju 2012 r. zorganizowany przez spółki kolejowe miał charakter promocyjny ale był zamknięty i przeznaczony  dla lokalnych samorządowców. W trasę ruszyła   salonka ciągnięta przez lokomotywkę serii SM03. W końcu w mediach ukazała się informacja , która oficjalnie potwierdziła uruchomienie przewozów , w pewnym sensie regularnych – ogólnodostępnych.

Pierwszy pociąg do Włodawy z chełmskiego dworca  miał wyruszyć w sobotę 11.08.2012 r. punktualnie o godz. 9.00. Jako, że sentyment do linii mam wielki postanowiłem być jednym z jego pasażerów. Nie była to taka prosta sprawa , ponieważ skomunikowanie z Zamościa było marne, a właściwie – wcale go nie było. Oczywiście, jak to u nas , Ci z  Lublina mieli lepiej , gdyż mogli spokojnie  się wyspać. Przewidziane tu było wygodne połączenie przesiadkowe z drzwi do drzwi z czasem na przesiadanie około 10 minut. Ja musiałem wyjeżdżać z Zamościa MAGNATEM już o godz. 5.30 i przekonałem się na własnej skórze: jaką wartość   ma ten dodatkowy kwadrans snu wcześnie rano , który decydenci od czerwca nam zabrali. Nie wiem czy wszyscy pamiętaj , że przez rok  ten pociąg startował z Zamościa o 5.45. Był ostry joging z domu i wskakiwanie w ostatniej chwili do pojazdu. Co ciekawe w MAGNACIE , było znacznie więcej ludzi niż w stojącym obok na peronie HETMANIE , aczkolwiek jemu pozostał jeszcze ponad kwadrans do odjazdu. W szynobusie  sporo miejsc było zajętych , a mój bilet wystawiony przez konduktora miał numer  bodajże 44 , a to chyba nie od gagarina się wzięła ta numeracja. No właśnie , bilety – brawo Przewozy Regionalne! Co prawda Włodawy konduktor nie miał wgranej w swojej bileterce, ale wystarczyło, że sprzedali mi bilet do Chełma z adnotacją „ dalej pociągiem PR”. Taka informacja została obwieszczona przez przewoźnika na jego stronie internetowej, o czym zresztą konduktor nie wiedział, ale na moją prośbę – chętnie zamieścił stosowną informację na bilecie. Wtedy za przejazd z Chełma do Włodawy dopłaciłem już tylko 4,50 zł, podczas kiedy bilet normalny kupiony w Chełmie kosztował by mnie aż 11,20 zł. Żadne czary, żadna promocja tylko zwykły rachunek wynikający z kalkulacji ilości przejechanych kilometrów. Taryfa przewozowa  jest tak skonstruowana, że im dalej , tym taniej. Ja zapłaciłem za przejazd na odległości 127 km, lecz gdybym musiał kupować dwa bilety na krótszych trasach zapłacił bym o te 6,70 zł więcej. Widzicie , jak  niewiele trzeba do szczęścia. Potraktowałem jako taką swoistą dietę , na poczet  niedoszłego poczęstunku o którym się rozpisywałem na boxie parę dni przed wyjazdem. Teraz już nic nie napiszę na ten temat. Podróż MAGNATEM przebiegała bardzo sennie ,  na pokładzie wymiana pasażerów niewielka. W Rejowcu , wbrew pozorom nie nudziłem się wcale.

Z zainteresowaniem zająłem się oglądaniem i fotografowaniem pobliskiej okazałej wieży ciśnień i prawie godzinny czas oczekiwania na kibel do Chełma zleciał błyskawicznie. W pociągu REGIO z Lublina bardzo sympatyczna kierowniczka, która wiedziała skąd i po co jadę. Z własnej inicjatywy powywracała  swój  terminal na wszelkie możliwe sposoby i faktycznie okazało się, że możliwości zakupu biletu do Włodawy za pośrednictwem tego urządzenia  nie ma.

W Chełmie również się nie nudziłem i zrobiłem rundkę dookoła dworca. Na miejscowej szopie stały tylko dwie sprawne lokomotywy  SM48: szerokotorowa  ex zamojska 084 oraz normalnotorowa 032. Za to na torze odstawczym niesprawne : 036, 120, 068, 074, 069 oraz rodzynek – odkurzacz SP32-148. Naprzeciwko szopy również niesprawna SM48-060.

W końcu na jakieś pół godziny przed planowanym odjazdem nadjechał bezpośrednio z Lublina szynobus SA107-002 , odmalowany w firmowe barwy województwa lubelskiego. Pojazd zaparkował na torze przy peronie 1 , co wywołało zdziwienie nowo poznanego kolegi z Chełma. Faktycznie, odkąd pamiętam pociągi do Włodawy odjeżdżały zawsze z peronu 3. Doszliśmy do wniosku, że chodzi o względy reprezentacyjne – wszak jedynka znajduje się bliżej dworca, a do trójki chodzić trzeba po ścieżce – klepisku  pod remontowaną właśnie kładką dla pieszych. Reprezentacyjna trasa by to na pewno nie była!

Szynobus wzbudził nawet zainteresowanie miejscowych kolejowych piesków, jeden z nich go nawet bezceremonialnie obsikał, co można uznać za swoistego rodzaju chrzest. Co prawda w telewizji widziałem , ze z takich okazji statki skrapia się szampanem , ale to kolej nie marynarka.

Powoli zaczęli schodzić się ludzie. Nie wszyscy przyszli się przejechać, było sporo gapiów w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Z minuty na minutę zbiegowisko zaczęło się rozrastać. Wkrótce   pojawili się panowie z kamerami i statywami , przedstawiciele miejscowej  telewizji lokalnej i prasy.

W końcu przybyła oficjalna delegacja władz miasta z Vice – Prezydentem Józefem Górnym, Senatorem Józefem Zającem. Przewoźnika reprezentowała Dyrektorka Zakładu w Lublinie Justyna Mądry. Wreszcie – przed 9  przyjechał pociąg REGIO z Lublina do Dorohuska. Zapachniało nowością bo wjechała najnowsza jednostka – zmodernizowany tzw. turbo – kibel , czyli pojazd serii EN57AL. Na dodatek kolorystycznie dopasowany do naszego SA107-002. Wysiadło trochę ludzi, w tym i pasażerowie udający się do Włodawy.

Nareszcie  zaczęła zbliżać się pora odjazdu. Wybiła godzina dziewiąta i kierowniczka pociągu dała sygnał do odjazdu. Ruszyliśmy można powiedzieć – w blasku migających fleszy. Dokumentowano ten odjazd zarówno z zewnątrz wozu , jak i z wnętrza. W pociągu tłok –  miejsc stojących brak. Nie liczyłem podróżnych – niektóre media podawały liczbę około 30 osób, ale wydaje mi się ona nieco zaniżona. Od razu zawiązała się nieformalna ekipa  nawiedzająca w której koledzy:  Morlok i Sokolik Wędrowny pełnili funkcję pilotów wycieczki. Kolej powinna na poważnie pomyśleć w przyszłości nad skorzystaniem z ich usług bo wiedzę o lokalnych realiach obaj mają imponującą. Pierwszy ciekawy obraz widziany przez okno to skromne podboje chełmskiej lokomotywowni CARGO. Nie ma ona takiej świetności jak parowozownia, która znajdowała się z drugiej strony stacji, a  teraz obróciła się w ruinę, która chyba niebawem zostanie lub została sprzedana. Powstanie w jej miejscu kolejny supermarket. Mijamy przejazd na Rampie Brzeskiej i zawijamy na osiemdziesiątkę jedynkę. Wjeżdżamy w krzaki, a szynobus wpada w turbulencje. Był już chrzest faunistyczny, pora więc na florystyczny. Pasowanie na zucha skończyło się niewielkimi otarciami naskórka i porysowaniem  szkieł okularu. Poszkodowany został  oczywiście nasz Kolzam ( SA107-002 ) bowiem pasażerowie z ciekawością podziwiali chłostającą szyby gęstą wiązankę gałęzi:  wierzb, brzózek, kalin oraz innych zarośli.  Czułem  się, jak za dawnych lat na  wąskotorówce. Dżungla po chwili się skończyła i następnie mogliśmy podziwiać chełmskie torfowiska i bagna – ostoję rzadkiego żółwia błotnego i dzikiego ptactwa wodnego. Nie widać było za to śladów ludzkiej  egzystencji, za to dobrze widoczne były  nasypy pozostałe po drugim torze, biegnące obok obecnego torowiska . W pojeździe bardzo przyjemny gwar i ogólna wesołość.

Zatrzymujemy się na pierwszym przystanku – Karolinówka. Zachowana została stara tablica , można powiedzieć , że zabytkowa z nazwą przystanku , posadowiona od podjazdu ze strony Chełma. Co prawda – na peronie postawili nowoczesną , ale tamta fajniejsza , bo na oko z 50 wiosen już liczy. Niestety nie ma już klimatycznego drewnianego budynku obok peronu. Szkoda. Tutaj chyba nikt nie wsiadał. Zresztą zawsze tak było, ponieważ przystanek oddalony jest znacznie od najbliższych siedzib ludzkich. Raptem dwie/trzy chałupy, może w dawnych czasach ich było więcej? Taka stacja – widmo!

W końcu dobijamy do stacji z prawdziwego zdarzenia. To Ruda Opalin. Najpierw przejeżdżamy obok dosyć długich ramp , dobrze już zarośniętych, ale stosy  drewna tam zalegały miejscami. Wokół stacji widać domostwa – nie jesteśmy więc na środku pola. W końcu zatrzymujemy się na peronie i niespodzianka – do pociągu wsiada kilka osób. Po chwili ruszamy dalej. Teraz mijamy teren w miarę zabudowany, poprzecinany polami i łąkami. Krajobraz pożniwny z widocznymi  efektami po sianokosach. Nowoczesne, sprasowane wałki  słomy. Nad nimi krążą drapieżne myszołowy , dla których szynobus na szczęście nie jest rywalem. Przejeżdżamy obok cmentarza i dobijamy do przystanku: Uhrusk – przystanek. Tutaj przywitał nas prawdziwy komitet powitalny. Wjazd pociągu został sfilmowany, a do środka wcisnęło się jeszcze kilka osób. We wnętrzu ciasnota. Co chwilę ktoś z tylnych części pojazdu przebijał się między plecami innych podróżnych do toalety, po czym zdegustowany zawracał z powrotem. Uchowaj  Boże,  toaleta jak najbardziej czysta, ale rowerzyści rozlokowali byli właśnie w niej swoje jednoślady,  żeby nie zajmowały miejsca na korytarzu. No cóż – trzeba ćwiczyć zwieracze!

Następna stacja – Uhrusk, jest chyba największa na całej linii. No i było widać, że to najważniejszy przystanek. Aczkolwiek towarowego ruchu chyba nie generuje za dużego , ponieważ do nie dawna tory boczne były podobno zarośnięte  całkiem już sporymi drzewkami.  Na peronie kłębił się spory tłumek. Z aparatami i kamerami wylegli i młodzi i starsi. Widziałem na przykład  pewną starszą już kobietę , trzymającą z wysiłkiem w dłoni super wypasiony aparat fotograficzny, który zapewne wypożyczyła od wnuczka. Widać było, ze pojawienie się pociągu wzbudziło ogromny entuzjazm , a  nawet wzruszenie. Na szczęście nasze obawy o granice pojemności szynobusa zostały rozwiane , ponieważ w Uhrusku nastąpiła spora rotacja w środku. Opuścili nas także oficjele – przyjechałem na konferencję pociągiem,  rzucił przy wysiadaniu Pan Vice Prezydent Chełma. Po małym zamieszaniu szynobus ruszył dalej. Trzeba przyznać, że stacja w Uhrusku prezentuje się dosyć przyzwoicie, a w pobliżu budynku dworca znajduje się  zabytkowa , murowana  wieża ciśnień. Dalej wjechaliśmy w typowo leśny krajobraz. Pociąg przystanął na przystanku Stulno , który w latach świetności linii był głównym punktem wypadowym na grzyby i jagody. Tuż za peronem znajduje się klimatyczny drewniany budyneczek stacyjny, na szczęście zamieszkały,  dzięki czemu  nie został w międzyczasie  zdewastowany, aczkolwiek okolica spokojna i odludna. W pobliżu niegdyś był rezerwat czapli siwej.  No i te lasy….W zasadzie tutaj przydał by się szynobus – letniak z uchylnym szyber dachem . Ale przez okna też było  co podziwiać. Z jednej strony torów stare sosny, z drugiej młodniki brzozowe..


I tak dojechaliśmy do Sobiboru. Dosyć dużej stacji położonej w środku lasu. Przez okna było widać wdzierające się w typowo stacyjne budowle młodniki sosnowe. Mimo wszystko sprawiało  to wrażenie doskonałej symbiozy przyrodniczo – kolejowej, gdzie jeszcze żadna ze stron nie uzyskała przewagi. Budynek stacyjny w Sobiborze jest dosyć niewielki , aczkolwiek bardzo sympatyczny. Nie wiem jaki jest jego status w tej chwili, ale według relacji kolegi Sokolika , za dworcem przed laty funkcjonowało bardzo fajne nieformalne miejsce do biwakowania czy coś w tym stylu – o ile dobrze zrozumiałem. Teraz krzątali tam się ludzie.

Po drugiej stronie dworca jest rampa i tory prowadzące przed laty do niemieckiego obozu zagłady. Muszę tutaj jeszcze kiedyś specjalnie przyjechać i pozwiedzać okolicę. Ruszyliśmy przez lasy do Włodawy.

Na ostatnim przystanku naszej wycieczki powitała nas rozradowana garstka osób.

Sesja fotograficzno – filmowa rozpoczęła się jednak na dobre po opróżnieniu szynobusu. Zwróciły uwagę: względnie wyczyszczony peron wyspowy oraz duża tablica z nazwą oraz wiszącym na niej rozkładem jazdy, która musiała być świeżo postawiona przez kolejarzy. No i budynek dworca, który pomimo widocznej degradacji – zachował jeszcze ślady swojej dawnej świetności.

Ogólne wrażenie nie napawa jednak optymizmem. Poobijana elewacja, gdzie niegdzie wybite szyby, pordzewiała tablica z nazwą a dachówka miejscami  zaczyna odpadać. Ale ciągle stoi , a to najważniejsze.

Budynek w tej chwili nie jest wykorzystywany przez kolejarzy, został  opuszczony , jednak na działce obok mieszka ponoć była dyżurna ruchu, która na szczęście ma pieczę nad obiektem. Spotkani kolejarze uskarżali się nad aktami wandalizmu. Ot,  na przykład: ktoś wyrwał dyktę zabezpieczającą wybite okno do poczekalni  przytwierdzoną raptem kilka  dni temu. Z sentymentem wspominali oni wiele zimnych nocy spędzonych po zakończonych  zimowych służbach przy widocznym przez wspomniane okno kaflowym piecu. Budynek pełnił też rolę noclegowni dla drużyn pociągów osobowych, które przyjeżdżały przed laty do Włodawy nocą , by wyruszyć do Chełma wczesnym świtem.  Ruch towarowy przed laty był ogromny. Ilość przewożonych ładunków też imponująca.

Dlatego stacja jest  dosyć  duża , aczkolwiek przyroda zyskała już tutaj  przewagę nad materią nieożywioną.  Widać , że teraz pociągi towarowe zaglądają tutaj rzadko.

Na stacyjnej dosyć okazałej i długiej  rampie,  co prawdę wyładowywana były z przyczepy na ziemię jakieś trociny a obok nich zlegały dwie pryzmy sztaplowanego drewna, ale niewątpliwie  jest to tylko kropla w skali możliwości budowli. A i okolica wyludniona. Niegdyś dookoła stacji funkcjonowało wiele zakładów produkcyjnych, była to swoista dzielnica przemysłowa nad Bugiem.

Dzisiaj zarośnięte bocznicę prowadzą do nikąd. Wyruszyliśmy z kolegami w poszukiwaniu sklepu. Po drodze natknęliśmy się na stadko kóz pasących się na byłych stacyjnych ładowniach. Za to po głównej drodze dojazdowej pełzał sobie błogo młody zaskroniec. Gdzie diabeł mówi dobranoc? Na dworcu PKP we Włodawie!

Niestety, było tak jak się domyślałem. Co prawda diabły przed południem zapadają już w mocną drzemkę , ale najbliższy sklep i tak znajdował się we Włodawie. No właśnie – najważniejsza rzecz. Stacja we Włodawie nie mieści  się wcale w tym mieście tylko kilka kilometrów przed miastem , w miejscowości Orchówek. Właściwie , stacja we Włodawie znajduje się po drugiej stronie Bugu i teraz nazywa się Tomaszówka. To ostatnia wojna światowa spowodowała ten bajzel. Po zniszczeniu mostu na rzece , w miejscowości Orchówek wybudowano stację, którą nazwano Wlodawa i tak to zostało do dzisiaj. W międzyczasie za tak zwanej komuny,  były oczywiście ambitne plany poprowadzenia linii do centrum miasta, ale jak to często bywało w tych czasach – nie wypaliły. Dopiero od kilku lat mówi się tu i tam o odbudowie mostu i uruchomienia połączeń kolejowych Chełm – Brześć przez Włodawę, ale niewątpliwie to jest bardzo odległa perspektywa.

Że do miasta jest daleko, przekonałem się niegdyś, przed laty na własnej skórze, kiedy nieświadomie przyjechałem sobie PKSem do Włodawy, żeby się przejechać pociągiem do Chełma. Ale o tym napiszę już w odrębnym artykule pt. Moje spotkania z Włodawą. Będą to retrospekcje historyczne uzupełnione być może jeszcze o inne zasłyszane anegdoty. W tej chwili nie mam na to czasu , a ponadto nie chcę za bardzo  wydłużać  artykułu  napisanego z aktualnej perspektywy. Obiecuję do tematu powrócić, tak szybko jak będę w stanie.

Na zwiedzanie kolejowej Włodawy przeznaczona była tylko godzinka – zdecydowanie za mało. Z pewnym takim niedosytem towarzystwo zaczęło się z powrotem gromadzić w szynobusie, gdyż zbliżała się godzina 10.59 – pora odjazdu do Chełma. ( Kto to tak wymyśla ? Jakby nie można było o 11.00 ! ) Pociąg ruszył punktualnie i zaczęliśmy przewijać wcześniejsze obrazki niejako od tyłu. Zwracała uwagę dobra geometria torów, pociąg jechał dosyć szybko , podejrzewaliśmy nawet kolej o wykonywanie niezbędnych remontów, gdyż ograniczeń było niewiele. Jechaliśmy przeciętnie , tak na oko sześćdziesiątką, co zresztą potwierdziły inne relacje. Oczywiście było sporo zwolnień przed przejazdami drogowymi, a Kolzam musiał miejscami ostro zdzierać swój piskliwy klakson. Po drodze , o dziwo – już pierwszym kursem zabierali się podróżni na przesiadkę w Chełmie do  Inter – Regio BOLKO jadącego  na Śląsk. Jednym słowem – dobre skomunikowanie to jest to! W końcu 5 minut po czasie nasz ułan zaparkował elegancko ponownie na pierwszym peronie chełmskiego dworca. Wycieczka dobiegła końca. Pozostały świetne wrażenia i niedosyt, który zapewne wymusi następny przyjazd. Chętnie bym wtedy zrobił jeszcze jedno kółko, na przykład tylko do Sobiboru, ale musiałem wracać do Zamościa.

Na szczęście popołudniowe kursy zrelacjonował na naszym boxie kolega z pociągu – Sokolik Wędrowny. Miało one nieco mniejszą frekwencją.  Według Jego relacji – z Chełma do Włodawy przejechało się trochę osób z głębi kraju (wnioskując po ilości bagażu, pewnie przyjechali Bolkiem). Na wieczornym Włodawa –  Chełm sporo wycieczkowiczów, ale większość wysiadła w Woli Uhruskiej, do Chełma dojechało kilka osób. Tak jak rano – na każdym przystanku po kilka – kilkanaście osób zaciekawionych pojawieniem się w tych stronach pojazdu na szynach. Pociąg do Chełma przybył z kilku minutowym  opóźnieniem. Koledzy z Chełma potwierdzają , że  niedzielna frekwencja była zbliżona do sobotniej.

Na boxie padają pytania o przyszłość połączeń. Cytat z oficjalnej wypowiedzi p. Beaty Górki rzecznik Marszałka Województwa: „Nie przewiduje się uruchomienia pociągów w relacji Chełm – Włodawa, które w soboty i niedziele od 11 sierpnia do 7 października 2012 r. kursują jako połączenia okazjonalne według indywidualnych rozkładów jazdy, w związku z wystąpieniem niewielkich oszczędności pracy eksploatacyjnej w stosunku do zaplanowanego limitu pociągokilometrów w rozkładzie jazdy edycji 2011/2012″. Trzeba powtórzyć za chełmską prasą lokalną , ze reaktywacja połączeń była możliwa dzięki współpracy samorządowców i  kolejarzy , a władze zainteresowanych gmin i powiatów położonych wzdłuż trasy wsparły finansowo uruchomienie pociągów weekendowych w kwocie 36 900 zł ( Tygodnik Chełmski ). Były to samorządy Miasta Chełm, Powiatu Włodawskiego oraz gmin: Chełm, Ruda-Huta, Wola Uhruska i Włodawa. Bardzo fajna i wzorcowa współpraca – nieczęsto spotykana w realiach kolejowych na naszym terenie. Na pewno przy dalszym uporze lokalnej społeczności uda się  wygospodarować i w przyszłym roku jakieś dodatkowe środki niezbędne do sfinansowania połączeń. A może pójść za ciosem i uruchomić  pierwszą w regionie kolej powiatową?

Moim zdaniem linia świetnie sprawdzi się w ruchu turystycznym , ale istotnym warunkiem jest  zachowaniem dobrych skomunikowań z resztą Polski w Chełmie. Warto pomyśleć o możliwości dojazdu z Zamojszczyzny i Roztocza, co w chwili obecnej nie jest dogodne. Oczywiście z dwiema parami pociągów  ciężko jest tutaj zaszaleć i zaspokoić  wszystkich zainteresowanych. Niewątpliwie , w  chwili obecnej są to kursy eksperymentalne i organizatorzy na pewno skrupulatnie będą obserwować występujące  potoki podróżnych., tak jak to było z szynobusami na Roztocze w ubiegłoroczny weekend majowy. Gdy w tamtym czasie wielu obserwatorów pukało się w czoło widząc na dworcu w Lublinie pociągi do Bełżca, w chwili obecnej trudno sobie wyobrazić, że mogły by one nie jeździć.

Odnośnie uruchomienia połączeń całorocznych to widzę tutaj pewien istotny  problem: znaczną odległość przystanków i stacji od większych skupisk gospodarstw domowych. Bez wytyczenia nowych przystanków chyba ciężko będzie pozyskać stałych podróżnych, a wiadomo teren jest dosyć wyludniony a w samym Chełmie brakuje pracy. Niewątpliwie geometria torów jest dobra. Linia jest w miarę prosta , nie ma ciasnych  łuków do profilowania  a i tak obecnie jedzie się szybciej niż się tego spodziewałem.  . Drobne korekty przystanków nie wymagają znacznych nakładów , a niewątpliwie mogą znacznie poprawić dostępność poszczególnych miejscowości także w preferowanym ruchu turystycznym. W perspektywie  przewozów regularnych , niezbędnym udogodnieniem była by  budowa odcinka torów z Orchówka do centrum Włodawy, co wbrew pozorom – może być realne w wypadku odbudowy mostu na Bugu. Oczywiście to są inwestycje wymagające znacznych nakładów finansowych , niewątpliwie w oparciu o środki pomocowe z Unii Europejskiej, a wiadomo, że pula na infrastrukturę z roku na rok będzie się kurczyć. Póki co możemy tylko zachęcać do podróżowania koleją w te jakże urokliwe zakątki ziemi chełmskiej .

Oto bieżący rozkład jazdy: na lato/jesień 2012 r . Pociągi kursują w okresie:   11.08 – 7.10 . 2012 r.  w soboty i niedzielę, Chełm odj. 9.00 i 16.10, Włodawa przyj. 9.56, 17.06. Włodawa odj. 10.59, 18.04, Chełm przyj. 11.55 i 19.00.

Na zakończenie powiem Wam, że to nie tylko wielki sentyment do linii z Chełma i Włodawy skłonił mnie do napisania tej skromnej relacji. Chciałem przeciwstawić dwie skrajne postawy urzędników samorządowych. Z jednej strony tych chełmsko – włodawskich , którzy okazali się być bardzo elastyczni i pozytywnie nakręceni do rzeczy wydawało by się całkowicie nie wykonalnych.  Z  drugiej strony :  zamojsko – hrubieszowskich, o których można całe laboraty napisać.  Bo ci ostatni są totalnie nie reformowalni, nie tylko pod względem kolejowym, ale też pod wieloma innymi. Istne dinozaury , aczkolwiek, jakby wskrzesić takiego podkomorzego   sprzed –  powiedzmy: dwustu – trzystu  lat , z czasów świetności twierdzy to podejrzewam, że bez problemu podejmował by on odważne i rozwojowe decyzje. A tak mamy linię normalnotorową z Zamościa do Hrubieszowa po której nie może praktycznie  przejechać żaden pociąg pasażerski . Mamy chodniki w mieście , wyglądające jak zaniedbane wiejskie ścieżki na pastwiska , po których nikt nie chodzi , bo wykreślone zostały  z za biurka przez osoby nie znające miejscowych realiów. Mamy plac w centrum Zamościa porośnięty dwu metrowymi pokrzywami i ostami , tak, że tylko barszczu Sosnowskiego chyba brakuje w tej plantacji, ale konserwator zabytków z uporem maniaka przeciwstawia się uporządkowaniu tego miejsca i wybudowaniu  skromnego peronu wyspowego na potrzeby połączeń szynobusowych. Nawet można było by już na środku postawić tę sławną na cały kraj wieżyczkę wartowniczą z Majdanka –  czytaj: stylową latarenkę przypominającą  cmentarne , pod którą,  mimo przyciemnionego matowego światełka z klimatu taniej agencji towarzyskiej,  nie mogła by się dorobić na pewno  żadna córa Koryntu , bowiem budowle owe mają potwierdzoną naukowo już tendencje do przechylania się przy najmniejszych drganiach i bodźcach oraz do zawalania się na osoby je podpierające jakokolwiek częścią ciała . Nie – ta władza uważa , że kartoflisko w centrum miasta przynosi jej chlubę. Mamy zachowany kilkukilometrowy odcinek kolejki wąskotorowej z Werbkowic do Hrubieszowa , który tylko przeszkadza wszystkim decydentom, od lat zabiegającym o jego rozebranie i rozsprzedanie złomu i działek na których ułożone są te tory. Mamy bogata Spółkę kolejową , mającą siedzibę na Zamojszczyźnie , która zamiast przejąć pieczę nad nielicznymi zabytkami kolejnictwa zajmuje się propagowaniem  wyborów misek,  bynajmniej nie zasiadających  za sterami gagarinów. Na szczęście jest  czym pojechać na przykład na pociąg do Włodawy i nie musimy oglądać tandetnych lampionów, wygolonych gazonów, pozbawionego drzew parku, ani też spacerować po glinianych chodnikach. No jeszcze  można iść do zoo – to jedno to im się udało. Tylko ileż razy można tam chodzić ? Chociaż są jeszcze wolne klatki!